Tajemnice gwiazdy
Nieznane wątki życia Violetty Villas...
Tajemnice Violetty Villas - zobacz zdjęcia
Sława, wielkie pieniądze, używki, mężczyźni. Nikt nie przypuszczał, że Czesława Cieślik, pyzata i rezolutna dziewczynka z Lewina Kłodzkiego, niewielkiej miejscowości przy czeskiej granicy przeobrazi się w artystkę światowego formatu a jej głos dotrze aż do Las Vegas. Była o krok od międzynarodowej sławy, ale nie udźwignęła jej ciężaru. Umierała w samotności, otoczona garstką znajomych. Kim była Violetta Villas i jakie tajemnice skrywała za życia?
Krótko przed jej śmiercią dwoje dziennikarzy - Iza Michalewicz i Jerzy Danilewicz wydali, nakładem "Weltbild Świat Książki" biografię diwy pt. "Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia". Choć wielokrotnie starali się namówić gwiazdę do opowiedzenia o swoim życiu, ta wciąż przekładała i odwoływała terminy wywiadu. Nie udało się im się zdobyć wspomnień głównej bohaterki, ale podjęli próbę zmierzenia się z życiorysem "VV". Przez wiele miesięcy gromadzili rozmowy z bliskimi i znajomymi artystki, podążali jej śladami. Co z tego wyszło?
Jak przyznają autorzy publikacji, prawda o bohaterce okazała się zaskakująca. - Violetta Villas w piosence "Wiedz o mnie wszystko" śpiewała: "Nic przecież nie mam do ukrycia", a przecież tak naprawdę jej życie jest jedną wielką tajemnicą. To wszystko, co o sobie mówiła w mediach przez całą karierę i w ostatnich latach w wielu przypadkach nijak ma się do faktów. Sprawdziliśmy te fakty i pokazujemy, że to, co mówi Violetta, nie zawsze jest prawdą" - stwierdziła w rozmowie z Wirtualną Polską Iza Michalewicz.
Poniżej prezentujemy fragmenty biografii "VV".
(neska)
Małżeństwo z przymusu?
Gwiazda - jak przyznają autorzy biografii - lubiła, gdy się o niej mówi dobrze lub wcale. Nerwowo zareagowała gdy dowiedziała się, że dziennikarze rozpytują o nią w Lewinie. - Tylko ja znam prawdę! - irytowała się w rozmowach telefonicznych. Czy miała coś do ukrycia?
W wywiadach prasowych i telewizyjnych Violetta Villas niejednokrotnie opowiadała o swoim pierwszym małżeństwie i łzach wypłakanych w poduszkę. Twierdziła, że do ślubu zmusił ją ojciec, a jej wybranek był od niej 12 lat starszy.
Kim był tak naprawdę jej mąż - Piotr Gospodarek? "Syn pułku. Sierota. Spokojny, niepijący. Przystojny jak ułan. Tak mówią dziś lewinianki" - czytamy w książce. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że w dniu ślubu Piotr miał niespełna 21 lat (był o cztery lata starszy od żony). Dlaczego Violetta Villas zawyżała jego metrykę? Być może miało to podkreślić jej dramat - ojciec zaprowadził ją przez ołtarz na siłę, a w dodatku wybrał "starego" mężczyznę.
Jak twierdzi jedna z dawnych koleżanek Czesławy Cieślik, artystka - wówczas kilkunastoletnia dziewczyna - rywalizowała z nią o Piotra. Raz doszło między dziewczętami do ostrej bójki, w wyniku której Czesia straciła... dwa zęby. Ostatecznie jednak zdobyła serce Piotra.
Do ślubu - jak czytamy w biografii - zmusiła ją niechciana ciąża. Przyszła artystka urodziła syna Krzysztofa mając niespełna 17 lat. "Chęć robienia kariery będzie silniejsza od ślubnego flirtu z porucznikiem. - Dla tej kariery się odkochała - kwituje Maria Skrzypczyk, szkolna koleżanka Czesi".
Ze Szczecina do Warszawy
Niedługo po urodzeniu dziecka Czesia zostawiła rodzinę. Pojechała do Szczecina w poszukiwaniu lepszego życia. Zdała egzamin do liceum muzycznego. "Poszłam na żywioł. Miałam ostatnią pensję mojego męża, dostałam stypendium w szkole, pojechałam tam, żeby nikt mnie nie znalazł. Byłam bardzo szczęśliwa" - mówiła po latach artystka w programie "Ibisekcja". Mąż próbował interweniować, napisał list do dyrektora. Bezskutecznie.
Piotr - jak relacjonuje Krysia, koleżanka Czesi - przychodził z kwiatami na stację kolejową licząc, że któregoś dnia żona wróci. Po pewnym czasie odszedł z wojska i przeniósł się do Wrocławia. Tam założył nową rodzinę, miał dwójkę dzieci.
Po roku nauki w Szczecinie, Czesia przeniosła się do Wrocławia by, jak mówi, częściej odwiedzać syna i rodziców. We Wrocławiu też nie zabawiła długo (skończyła drugą klasę i rozpoczęła trzecią), wyruszyła na podbój Warszawy. Jej nietuzinkowy głos - cztery oktawy lirycznego sopranu koloraturowego - zachwycił. Za szlifowanie diamentu wzięła się prof. Eugenia Klopek-Falkowska, którą przyszła gwiazda darzyła ogromnym szacunkiem.
Gospodarek uczyła się także gry na skrzypcach, fortepianie i... puzonie. To właśnie profesor uczący ją grać na instrumencie dętym, po długich namowach licealistki, zabrał ją na nagrania do Polskiego Radia. Michalewicz i Danilewicz dotarli do profesora, o którym opowiadała w wywiadach Violetta Villas. Pankracy Zdzitowiecki - a nie - jak błędnie przedstawiała go Villas - Szczytowiecki, opowiedział dziennikarzom, skąd wziął się pseudonim sceniczny gwiazdy.
Pseudonim od Szpilmana? "A skąd! Wzięliśmy go z książki telefonicznej"
Violetta Villas twierdziła, że o swoim pseudonimie rozmawiała z Władysławem Szpilmanem, znanym kompozytorem i pianistą. To - według relacji Villas - on miał zaakceptować wymyślone przez artystkę nazwisko. "'Vi' pochodziło od pierwszych liter imienia, a 'las' od lasu, bo kocham przyrodę" - tłumaczyła wielokrotnie w wywiadach.
Prof. Zdzitowiecki podważa tę teorię: "Ależ skąd! To my z Edwardem Czernym wybraliśmy ten pseudonim. (...) Wzięliśmy książki telefoniczne i zaczęliśmy wertować je w poszukiwaniu jakiegoś scenicznego nazwiska. (...) Nie jestem pewien czy kiedykolwiek spotkała się ze Szpilmanem".
Nie ukończyła liceum
Choć początkowo wykładowcy chwalili ją za sumienność i punktualność, Villas nie ukończyła szkoły średniej. "Trzeba było ciężko pracować, estrada okazała się łatwiejsza. (...) W 1960 roku została usunięta z liceum, bo przepisy nie pozwalały jej powtarzać trzeciej klasy po raz trzeci" - czytamy w książce.
Po latach artystka wystąpiła do Ministerstwa Kultury o zaświadczenie, że uczyła się w warszawskim liceum. "Zaświadczenie jest mi potrzebne do przedstawienia komisji dla zaopatrzenia emerytalnego twórców" - pisała do resortu.
"Syn Krzysztof po latach opłaci matce zaległy ZUS i wywalczy dla niej emeryturę w wysokości siedmiuset paru złotych, bo Violetta marzyła o sławie i otarła się o wielki świat, ale nie umiała być bogata" - piszą dziennikarze.
Poznał matkę w wieku czterech lat
Krzysztof Gospodarek wspomina, że pierwszy raz matka zabrała go do siebie, na nieogrzewane poddasze w Szczecinie, gdy miał dwa tygodnie. Rozchorował się, więc matka odwiozła go do dziadków, do Lewina. Poznał ją, gdy miał cztery lata. Podeszła do niego na podwórku, gdy bawił się z dziećmi. "Chodź Krzysiu, mam dla ciebie prezent. A że prezenty rzadko otrzymywałem, więc bardzo chętnie poszedłem. Weszliśmy do domu, ale że był zamknięty, musieliśmy zejść do piwnicy. A tam, w piwnicy, czekał na mnie właśnie ten prezent. Był to drewniany karabin. I wtedy dowiedziałem się od niej, że to jest moja mama" - relacjonował w wywiadzie dla "Vivy!".
Z biegiem lat jego kontakty z matką były coraz trudniejsze. Co jakiś czas Villas zabierała go do siebie. Jedną z takich wizy Krzysztof wspomina po latach w "Vivie!": "Zabrała mnie do Ameryki. Były wakacje. Tam przez kilka miesięcy byłem właściwie sam. Zwiedzałem samotnie Las Vegas, bo matka miała próby, bardzo dużo pracowała. W przerwach przyjeżdżała po mnie i jechaliśmy do sklepów. A potem ona na koncert, a ja zostawałem w domu albo szedłem na basen" - opowiadał Krzysztof.
Gdy miał 14 lat, matka wyprowadziła się do Magdalenki, zabierając z dotychczasowego mieszkania w Warszawie wszystkie meble oprócz... łóżka polowego. Krzysztof został sam w praktycznie pustym mieszkaniu. Matka wpadała co tydzień i zostawiała mu pieniądze na jedzenie. "On trochę pałętał się samopas. Jak były kolonie, to go tam wiele razy żywili - opowiada na łamach książki Barbara Wilkowska, nauczycielka. Opinia w okolicy była taka, że ten Krzyś to bardzo dobry chłopiec. Radził sobie".
"Chodził w starym wełnianym płaszczyku i dziurawych butach, z których górą wychodziły palce" - piszą autorzy. Małgorzata, żona Krzysztofa też zachowała wspomnienia z tamtych lat: "Mieszkaliśmy w sąsiedztwie. Wiedziałam, że ma bogatą matkę, bardzo sławną i bardzo kontrowersyjną. Krzysztof był otoczony jakąś dziwną aurą. Powinien być szczęśliwy, pewny siebie, beztroski, a okazało się, że był biedny, obdarty, zamknięty w sobie, a jednocześnie wewnętrznie silny, o mocnym kręgosłupie moralnym (...). Ja też byłam bardzo samotna, bo moi rodzice już nie żyli. Przylgnęliśmy więc do siebie, znajdując wspólny język".
Gdy Villas sprzedała mieszkanie na Solcu, zabrała Krzysztofa do Magdalenki. Ten okres swojego życia syn chciałby wymazać z pamięci. Narzekał na ciągłe awantury, po których matka wyrzucała go z domu i wódkę, która się lała w domu. Gdy miał dość uciekał do babci do Lewina.
"Osobliwy flirt z SB"
Violetta Villas mówiła w rozmowach z dziennikarzami, że nie mogła kontynuować kariery w Las Vegas, bo przeszkodziła jej w tym SB, zabraniając wyjeżdżania za granicę. Tymczasem autorzy biografii, powołując się na akta zgromadzone w IPN, podkreślają, że artystka świadomie została tak zwanym "kontaktem informacyjnym" podpisując zobowiązanie do współpracy. "Miała nadzieję, że kontakty z SB pomogą jej w uzyskaniu paszportu z prawem wielokrotnego przekraczania granicy. Wymyślona przez nią wersja, że SB złamała jej karierę stanowiła dla niej parasol ochronny. Pewnie dlatego nikt wcześniej nie zainteresował się aktami 'Gabrielli'" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Danilewicz.
Iza Michalewicz dodaje, że kontakty gwiazdy z SB miały charakter pewnego, dość osobliwego, flirtu. "Violetta nosiła w sobie magnetyzm, który sprawiał, że ludzie tracili dla niej głowy. Miała tego świadomość i myślała, że dzięki temu uda jej się wykorzystać służby do własnych celów, związanych oczywiście z karierą. Bezskutecznie, jak się później okazało" - opowiada serwisowi ksiazki.wp.pl dziennikarka.
Używki
Bliscy i znajomi artystki przyznają, że VV nie radziła sobie z otaczającą ją rzeczywistością i problem z używkami - lekami i alkoholem. Nie wyrabiała się z narzuconymi jej terminami, umowami. Syn, w wywiadzie dla "Vivy!" opowiadał, że jego matka bardzo cierpiała. "Chciała się wyleczyć, w samotności, bez niczyjej pomocy z zewnątrz. Co jakiś czas jej się to udawało. Niestety, potem znowu wracała do swoich używek" - mówił Gospodarek.
Reżyser Jerzy Gruza dobrze pamiętał Violettę sprzed Las Vegas. Po jej powrocie zauważył różnicę: "Miewała stany euforyczne, rozszerzone źrenice, taki zdumiewający power. Mogła śpiewać trzy godziny. Musiała coś zażywać" - wspominał w rozmowie z autorami książki.
Mężczyźni
Największą miłością jej życia był Janusz Ekiert (na zdjęciu). Dziennikarz muzyczny, później ekspert i gwiazda programu "Wielka Gra" Stanisławy Ryster, juror wielu międzynarodowych konkursów muzycznych. Ich związek był burzliwy: "Ona jak kochała, to kochała maniakalnie, ale jak wpadała we wściekłość, to gotowa była rzucić się z nożem. Najczęściej z zazdrości. A potem na klęczkach błagała o przebaczenie" - wspomina w książce Ekiert, który w 1973 roku rozstał się z Villas.
Jak doszło do rozstania? - Dosyć burzliwie (...) Nad ranem wsiadłem do samochodu i wyjeżdżałem, nie chcąc prowokować żadnych sytuacji. Ale się obudziła, przybiegła z płaczem i chciała mnie zatrzymać. (..) Powiedziałem, że podjąłem decyzję i jej nie cofnę. (...) Miałem z nią kolorowy fragment życia, bo była to bardzo kolorowa postać. Pod każdym względem nietypowa, wyjątkowa i fascynująca. Wielka przygoda, i - nie da się ukryć - przerwa w moim małżeństwie - mówi w rozmowie z autorami biografii Ekiert.
Kilkanaście lat później Villas związała się z Tedem Kowalczykiem, właścicielem restauracji w Chicago. Poznała go w 1987 w Chicago podczas tournee z Teatrem Syrena. Rok później wzięli ślub, który wywołał lawinę komentarzy. M.in. dlatego, że w prasie ukazało się ogłoszenie Teda: "To się zdarza raz na sto lat!!! Romans, Miłość&Happy End!!! O tym mówi ten film!". Każdy mógł kupić kasetę wideo z zapisem z wesela. Cena: niespełna 80 dolarów (z kosztami wysyłki)" - przywołują dziennikarze.
Czy Kowalczyk mógł podobać się Violetcie? "Być może uwiodło ją jego bezgraniczne uwielbienie? Zawsze życzliwiej patrzyła na ludzi, którzy kładli się przed nią jak dywan. Od czasu rozstania z Januszem Ekiertem trudno jej było zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie".
Syn artystki: "Dla Kowalczyka to był kontrakt. Zamierzał rozwinąć zyskowną działalność dzięki Violetcie Villas. Nie udało się, bo nie mogło się udać, zważywszy na uzależnienie mojej matki. Kiedy się rozstali, zbankrutował".
"Z perspektywy dwudziestu lat, już po śmierci Teda, Villas uzna, że związek rozpadł się przez jego zazdrość i złość. Był mężczyzną, którego kobiety nigdy nie zostawiały".
Francja, Ameryka, Australia...
Ośmielona sukcesami na krajowych festiwalach w Opolu i Sopocie wypłynęła na głęboką wodę. Początkowo koncertowała we Francji, brała udział w tamtejszych festiwalach, następnie rozwijała karierę za oceanem, występowała w rewii Casino de Paris, z którą przez kilka miesięcy gościła na występach w Australii.
W latach 70. i 80 jeździła po całym świecie - była m.in. w Melbourne, Tokio, Rio de Janeiro, Kanadzie, Nowej Zelandii, Szwecji, Wielkiej Brytanii.
Równolegle występowała w krajowych przedsięwzięciach. Współpracowała z warszawskim Teatrem Syrena, zagrała w filmach "Dzięcioł" Jerzego Gruzy oraz "Sny i marzenia" Pawła Pitery, dostała też propozycję zagrania w "Ziemi Obiecanej" Andrzeja Wajdy, ale odmówiła.
"Niestety - niesłowność i kilkugodzinne spóźnienia sprawią, że Villas przestanie być traktowana poważnie. I zaproszenia będą już coraz rzadsze. Violetta nie wyciągnie z własnych błędów żadnego wniosku. W swoim umyśle społecznie 'niewidoma', nie zauważy, że jedną z przyczyn tej izolacji stanie się ona sama. Zamknie się więc w swojej samotni z poczuciem krzywdy. Przez kilka lat nie będzie rozmawiała z mediami" - czytamy w książce.
Krążyły plotki, że z Las Vegas przywiozła fortunę. Kupiła dom w Magdalence, wybudowała w nim basen i kapliczkę, kupiła białego mercedesa. Pieniądze jednak szybko się rozeszły.
Janusz Ekiert, jej były partner tłumaczy jak on to widział: "Basen to chyba plastikowy w ogrodzie, ale kaplicę miała. Za moich czasów wyrzucała z piwniczki węgiel, żeby ją tam urządzić. Po powrocie stała się strasznie bigoteryjna. Leżała krzyżem, klęczała na kamykach czy gwoździach. Umartwiała się. Narzucała to sobie, bo chciała, nie wiedzieć czemu, przypodobać się Bogu".
Miłość do zwierząt
"Psy, koty i kozie mleko (luksus z dzieciństwa) zaczną odgrywać główną rolę w życiu Violetty. - Chciała ze mną hodować koźlęta - wspomina Andrzej Kołodziej, którego VV, będąc jeszcze Czesią, zaraziła pasją do muzyki. - Jak je przywiozła do Lewina, to poszedłem zobaczyć. Ale były chore, w ciasnych pomieszczeniach... Dała mi jednego kozła, żebym go trzymał w zamian za mleko".
"Violetta wynajmie miejscowych do pomocy w schronisku. Same nie dadzą rady. Psów dwieście, samych bud rozproszonych na wzgórzu około sześćdziesięciu. Do tego sześć kojców i domek po powodzianach, też zamieniony w psiarnię. Koty rozpanoszą się w całym domu. (..) Wojciech Jagielski zagadnie ją po kilku latach: - Jak sobie na panią patrzę, to chyba wtedy (przed laty - przyp. autorzy) była pani ze dwadzieścia kilogramów tęższa... - No wie pan co! Jak by pan z wiaderkami po górze Kilimandżaro latał do piesków, to też by pan zeszczuplał...
Ostatnie lata
"Villas wystąpi jeszcze kilka razy. Najczęściej w kościołach. Szerokim echem odbije się tegoroczny kielecki benefis z okazji pięćdziesięciolecia jej pracy artystycznej.
"Krzysztof Gospodarek, syn piosenkarki, kilka dni później będzie tym widowiskiem wstrząśnięty: - To wina opiekunki i organizatora. Moja mama przez dziesiątki lat bardzo dbała o swój wizerunek, a tu nagle została wypuszczona na scenę nieuczesana, nieubrana, nieumalowana, do tego jeszcze bez zębów. Normalny człowiek nie dopuściłby do czegoś takiego".
Krzysztof od lat toczy spór z Elżbietą Budzyńską, opiekunką jego matki, której diwa przekazała w testamencie cały majątek. Konflikt nasilił się pięć lat temu, gdy Villas trafiła do szpitala psychiatrycznego. Choć syn nalegał na dalsze leczenie matki, a ta wstępnie się na to zgodziła, z pomocą Budzyńskiej opuściła szpital.
Krzysztof zarzuca przyjaciółce matki, że odizolowała Villas od świata, rodziny. "Po latach przekonamy się, że Elżbieta Budzyńska rzeczywiście jest mistrzynią psychomanipulacji. Dzięki temu uzyska nad Violettą niepodzielną władzę, tak że żaden człowiek już się do artystki nie prześlizgnie" - piszą autorzy.
Violetta Villas zmarła 5 grudnia w swoim domu w Lewinie Kłodzkim. Ze wstępnych analiz wynika, że przyczyny zgonu mogły być dwie: zator tłuszczowy płuc w związku z komplikacjami po niedawnym złamaniu szyjki kości udowej lewej lub zapalenie płuc. Miała 73 lata.
(neska)