"Panowie zaprosili sobie tancereczki i zabawiają się sami, bez żon"
Żona generała, Maria Teresa Kiszczak jest doktorem nauk humanistycznych, magistrem ekonomi. Jej wspomnienia (wydała trzy książki autobiograficzne: "Żona generała Kiszczaka mówi", "Niebezpieczna gra" i "Magia mojego życia") są interesującym materiałem do badań nad życiem codziennym ówczesnej kadry oficerskiej. To z nich dowiadujemy się, że z przyszłym mężem poznała się w pociągu z Andrychowa do Bielska-Białej: "Powiedział mi, że (...) nie mógł oderwać wzroku od moich nóg, a w wagonie zauważył, ze czytam 'Dookoła świata', 'Przekrój', 'Panoramę' i ten fakt spowodował wzrost jego zainteresowania moją osobą". Zachował się jak rasowy esbek: zanim napisał pierwszy list do narzeczonej, poprosił miejscową komendę milicji o krótką opinię na jej temat".
Małżonka Czesława Kiszczaka nie była zresztą typową oficerską żoną. Pracowała zawodowo (jako nauczycielka przedmiotów ekonomicznych w średnich szkołach zawodowych, jako adiunkt w Instytucie Kształcenia Nauczycieli, a ostatnio jako wykładowca marketingu w Wyższej Szkole Bankowości i Finansów), co w tym środowisku należało do rzadkości. Partnerki wyższych oficerów na ogół zajmowały się domem, a pensje mężów (plus przywileje kadry) w zupełności wystarczały do prowadzenia wygodnego życia. Pani Maria nie zamierzała jednak zrezygnować ze swoich ambicji, co w przyszłości miało zaowocować publikacjami z dziedziny ekonomii, a także wydaniem tomików poezji ("Tańczące Anioły", "Oszałamiająco pachnie dziki bez", "Miłość ma skrzydła motyla") czy bajek dla dzieci. Maria Teresa Kiszczak do niedawna prowadziła też na łamach WP bloga, na którym opublikowała m.in. wiersz o Smoleńsku.
Małżeństwo ma dwoje dzieci - Ewę i Jarosława. Kiszczakowie mieszkają na 110 metrach przy ulicy Oszczepników. Działkę dostali w latach 70. od wojska. Dom z ogródkiem, usytuowany w zielonej części Mokotowa, niedaleko stadionu Gwardii, w 1971 r. był szczytem luksusu. "Wszędzie daleko. Te niewygody są rekompensowane jednakże latem, świeżym powietrzem i małym ogródkiem" - pisała jednak we wspomnieniach Maria Teresa Kiszczak. Na płocie wisi tabliczka ''Uwaga, zły pies, a gospodarz jeszcze gorszy''.
Szczególnie wart uwagi jest opisywany przez żonę Kiszczaka okres przełomu lat 50. i 60., kiedy to przyszły współpracownik Jaruzelskiego był szefem WSW Marynarki Wojennej. "W tym okresie socjalizmu ludzie lubili się bawić, tańczyć. W prawie wszystkich zakładach pracy były świetlice, kluby, w wojsku kasyna, poza tym modna była rytmiczna muzyka, piękne piosenki taneczne, więc sama radość" - wspominała. W kasynie oficerskim Marynarki Wojennej w Gdyni dansingi organizowano kilka razy w tygodniu. Maria Kiszczak przyznawała, że w kasynie czasami odbywały się spotkania tylko w męskim gronie, gdzie wstęp dla pań był zamknięty. "Przyjęcie jest w kasynie. Z jakichś powodów wychodzę z domu. Przechodzę przez podwórze i słyszę, że tam w kasynie muzyka, śpiew, oklaski. Ciekawa jestem, co się tam dzieje. Stojąc na palcach, wyciągam szyję i przez okno widzę... Tańczące, roześmiane, kuso ubrane dziewczyny. A więc to tak! Panowie zaprosili sobie tancereczki i zabawiają się sami, bez żon" - wspominała.