Miał syna z gospodynią? "Była dla niego wszystkim, tajemnicę zabrała do grobu"
Córka Stalina (na zdjęciu z ojcem jako 9-latka) opowiada o szczególnej relacji, jaka łączyła jej ojca z Waleczką Istominą - gospodynią Stalina. "Z płaczem rzuciła mi się na szyję, gdy tylko przestąpiłam próg domu. Ona pierwsza właśnie powiedziała mi, że ojciec ma wylew i leży nieprzytomny, ale jeszcze żyje. Waleczka przepracowała na kuncewskiej daczy niejedno dziesięciolecie. Zresztą dokądkolwiek ojciec wyjeżdżał, zawsze z nim była. Myślę, że była dla niego wszystkim.
(...) Wesoła, z dźwięcznym głosikiem, rumianolica, niebieskooka, zgrabna blondynka - nie mogła się nie podobać. Jednak zawsze zachowywała się powściągliwie. Nikt z otoczenia ojca nie śmiał do niej się zbliżyć. Mieszkała nawet na daczy, żeby zawsze być pod ręką. Miała własny pokój. Miała męża, który również służył w ochronie. Urodziła syna. Złe języki szeptały po kątach, że on 'od Gospodarza'. Po śmierci ojca spotkałam się z nią kilka razy. Wiele wiedziała i niemało mi opowiadała. Jednak umiała trzymać język za zębami. Nikt nie potrafił jej namówić do zwierzeń. Zabrała wszystko do grobu" - zdradzała.
I kontynuowała opowieść o ostatnich chwilach Stalina: "Skamieniała siedziałam przy ojcu, nie wypuszczałam z rąk jego dłoni. Zrobili ojcu jakiś silny zastrzyk. Jego ciało drgnęło. Później nastąpiła straszna agonia. Dusiła go na oczach wszystkich. W pewnym momencie nagle otworzył oczy i popatrzył po kolei na otaczających, którzy stłoczyli się przy łożu. To było straszne spojrzenie, może szalone, a może gniewne i pełne strachu przed śmiercią. Spojrzenie to obeszło wszystkich przez jakąś chwilę... Nagle uniósł lewą rękę, która była sprawna, i czy to wskazał na coś w górę, czy pogroził nam wszystkim. Gest był niezrozumiały, ale grożący. Nie wiadomo, do kogo i czego się odnosił. W następnym momencie dusza jego uleciała..." - czytamy. Wtedy współtowarzysze Stalina natychmiast rzucili się do wyjścia, rozbiegli się do samochodów i popędzili do Moskwy. Szczerze płakała jedynie służba, sama Swietłana, jak zdradziła, nie mogła z siebie wycisnąć ani jednej łezki.
"Poczułam nerwowy dreszcz, gdy przyjechali, aby zabrać ciało. Już na noszach po raz pierwszy zobaczyłam ojca nagiego. Ładne ciało, zupełnie nie starcze. Poczułam ból w sercu jak ukłucie noża. Odczułam i zrozumiałam, co znaczy być 'krwią z krwi'. Człowiek, który dał mi życie, odszedł, a ja zostałam i będę żyć. Wszystkiego tego nie można zrozumieć, dopóki się nie zobaczy śmierci rodzica" - wspominała Alliłujewa.