Tajemnice córki Stalina

Swietłana Alliłujewa zdradza tajemnice ojca...

Obraz

/ 14Tajemnice córki Stalina

Obraz
© Wikimedia Commons

Swietłana Alliłujewa ze szczegółami opisuje agonię swojego ojca: "W dniu, w którym ojciec doznał wylewu, miałam jakieś dziwne przeczucie. Cały czas chciałam pojechać na daczę w Kuncewie. Chciałam się z nim zobaczyć, miałam niepokój w sercu. Ale przecież nie można było wsiąść do samochodu i pojechać. Trzeba było za pośrednictwem ochrony umawiać się przez telefon. Odpowiadano mi: 'Teraz proszę nie dzwonić'. Tak rozmawiali z córką. Nie miałam możliwości połączenia się z nim bezpośrednio. Słuchawkę i tak podnosili 'oni'.

(...) Rano poszłam do swojej Akademii. Siedziałam na lekcji francuskiego, a nagle mnie wywołują i wiozą tam, na daczę. Kiedy jechaliśmy, nabrałam pewności, że to już koniec, że już umarł. Jednak okazało się, że jeszcze żyje i jeszcze trzy dni był żywy. Ale oczywiście rozmawiać już nie było można: ojciec był nieprzytomny. Siedziałam przy nim, trzymałam go za rękę. Pocałowałam ją" - wspominała w ostatnim wywiadzie.

(js)

/ 14Tajemnica osobistego pamiętnika Stalina

Obraz
© AFP

"Być może, nawet słyszał, co mu szeptałam. Nie odnosiłam jednak wrażenia, że on chce coś mi powiedzieć. I wszyscy ci 'współtowarzysze' jak jastrzębie stłoczyli się wokoło. Nie widziałam na ich twarzach ani współczucia, ani żalu. Mieli w myśli jedno: czy jest testament w sprawie następcy, kto usiądzie w jego fotelu? Najbardziej ze wszystkich uwijał się Beria. Ten krzyk: 'Chrustalow, samochód!' - nawet teraz słyszę" - opowiadała. Córka Stalina wyjawia, że ojciec prowadził osobisty pamiętnik, który zaginął. Zdradza, że to Ławrentij Beria znalazł kluczyki do prywatnego sejfu ojca i wyciągnął z niego wszystko.

"Mówiono mi, że tam był tajny zeszyt w czarnej ceratowej okładce - coś w rodzaju osobistego pamiętnika. Ojciec zapisywał tam notatki, obserwacje, opinie o ludziach, którzy go otaczali i na pewno coś osobistego, potajemnego. Ci ludzie wiele by dali, żeby do tego zeszytu zajrzeć. Po niego właśnie pomknął Beria. Ten pamiętnik jednak przepadł. Nikt nigdy go nie widział" - mówiła.

Twierdziła, że Beria nie pozwalał lekarzom wykonywać ich pracy. "Cały czas powtarzał: 'Odpowiadacie za życie towarzysza Stalina!'. Personelowi medycznemu drżały ręce. Nawiasem mówiąc, wielu medyków, którzy kręcili się przy posłaniu umierającego ojca, nigdy wcześniej nie widziałam. Nie miałam siły protestować. A zresztą co ja mogłam? Czy mnie ktokolwiek o coś pytał? Później mi jedna służąca opowiadała, że gdy ojca znaleźli leżącego na podłodze nieprzytomnego i położyli na kanapie, ochrona zadzwoniła do Berii. Razem z nim przybiegli inni. Ten łotr właśnie krzyczał: 'Wyjdźcie stąd wszyscy! Czy nie widzicie, że towarzysz Stalin śpi'. 16 godzin przeleżał bez pomocy medycznej. Lekarzy nie wzywano" - czytamy w "Córce Stalina".

/ 14Miał syna z gospodynią? "Była dla niego wszystkim, tajemnicę zabrała do grobu"

Obraz
© PAP

Córka Stalina (na zdjęciu z ojcem jako 9-latka) opowiada o szczególnej relacji, jaka łączyła jej ojca z Waleczką Istominą - gospodynią Stalina. "Z płaczem rzuciła mi się na szyję, gdy tylko przestąpiłam próg domu. Ona pierwsza właśnie powiedziała mi, że ojciec ma wylew i leży nieprzytomny, ale jeszcze żyje. Waleczka przepracowała na kuncewskiej daczy niejedno dziesięciolecie. Zresztą dokądkolwiek ojciec wyjeżdżał, zawsze z nim była. Myślę, że była dla niego wszystkim.

(...) Wesoła, z dźwięcznym głosikiem, rumianolica, niebieskooka, zgrabna blondynka - nie mogła się nie podobać. Jednak zawsze zachowywała się powściągliwie. Nikt z otoczenia ojca nie śmiał do niej się zbliżyć. Mieszkała nawet na daczy, żeby zawsze być pod ręką. Miała własny pokój. Miała męża, który również służył w ochronie. Urodziła syna. Złe języki szeptały po kątach, że on 'od Gospodarza'. Po śmierci ojca spotkałam się z nią kilka razy. Wiele wiedziała i niemało mi opowiadała. Jednak umiała trzymać język za zębami. Nikt nie potrafił jej namówić do zwierzeń. Zabrała wszystko do grobu" - zdradzała.

I kontynuowała opowieść o ostatnich chwilach Stalina: "Skamieniała siedziałam przy ojcu, nie wypuszczałam z rąk jego dłoni. Zrobili ojcu jakiś silny zastrzyk. Jego ciało drgnęło. Później nastąpiła straszna agonia. Dusiła go na oczach wszystkich. W pewnym momencie nagle otworzył oczy i popatrzył po kolei na otaczających, którzy stłoczyli się przy łożu. To było straszne spojrzenie, może szalone, a może gniewne i pełne strachu przed śmiercią. Spojrzenie to obeszło wszystkich przez jakąś chwilę... Nagle uniósł lewą rękę, która była sprawna, i czy to wskazał na coś w górę, czy pogroził nam wszystkim. Gest był niezrozumiały, ale grożący. Nie wiadomo, do kogo i czego się odnosił. W następnym momencie dusza jego uleciała..." - czytamy. Wtedy współtowarzysze Stalina natychmiast rzucili się do wyjścia, rozbiegli się do samochodów i popędzili do Moskwy. Szczerze płakała jedynie służba, sama Swietłana, jak zdradziła, nie mogła z siebie wycisnąć ani jednej łezki.

"Poczułam nerwowy dreszcz, gdy przyjechali, aby zabrać ciało. Już na noszach po raz pierwszy zobaczyłam ojca nagiego. Ładne ciało, zupełnie nie starcze. Poczułam ból w sercu jak ukłucie noża. Odczułam i zrozumiałam, co znaczy być 'krwią z krwi'. Człowiek, który dał mi życie, odszedł, a ja zostałam i będę żyć. Wszystkiego tego nie można zrozumieć, dopóki się nie zobaczy śmierci rodzica" - wspominała Alliłujewa.

/ 14Zgwałcił swoją przyszłą żonę, gdy miała 17 lat?

Obraz
© Wikimedia Commons

Jedyna córka Stalina była jego najmłodszym dzieckiem z drugą żoną - Nadieżdą Alliłujewą. Stalin poznał młodziutką Nadieżdę w domu jej ojca, a swojego przyjaciela-rewolucjonisty Sergieja Alliłujewa w Tbilisi. W późniejszym okresie rodzina Alliłujewów przeniosła się do Petersburga, gdzie po rewolucji lutowej w 1917 r. ponownie odwiedził ich Stalin. To wówczas prawdopodobnie rozpoczął się jego związek uczuciowy z Nadieżdą, do której miał odnosić się ze szczególną uwagą. Tak początki miłości swoich rodziców opisywała Swietłana: "Ojciec poznał się z rodziną bolszewika Alliłujewa w 1890 r., kiedy mamy jeszcze nie było na świecie. Prowadził życie konspiratora. Ani domu, ani rodziny. Cztery razy był zesłany na Syberię, trzy razy uciekał. Babcia, dziadek opiekowali się nim jak rodzice. Byli starsi. Wysyłali mu na Syberię tytoń i cukier.

On pisał do nich czułe listy. Kiedy kolejny raz wrócił z zesłania, mama jeszcze nie miała 16 lat. Zakochała się w nim. Alliłujewom, jak sądzę, było go żal. Dopiero później zaczęto mówić, że to wielki człowiek. Wtedy zaś nie był żadnym 'wielkim'. Była w nim bezdomność, brak zadbania. Bardzo często się zastanawiam, czemu mama się w nim zakochała? Litowała się nad nim, a kiedy kobiecie kogoś szkoda - to już koniec" - zdradzała.

Alliłujewa została sekretarką Stalina, który pełnił wówczas funkcję komisarza do spraw narodowościowych w Moskwie. W 1919 r. zawarli związek małżeński - Alliłujewa miała wtedy 18 lat. Okoliczności zawarcia tego związku budzą do dziś szereg wątpliwości - niektórzy badacze twierdzą że małżeństwo zostało wymuszone na 39-letnim wówczas Stalinie. Inni twierdzą z kolei, że Stalin zgwałcił 17-letnią Nadieżdę, na czym przyłapał go ojciec dziewczyny i zmusił do ożenku. Jest to jednak stosunkowo mało prawdopodobne z uwagi na charakter Stalina, który nie zwykł bać się kogokolwiek. Również Alliłujewa wykazywała dużą niezależność i nie poślubiłaby gwałciciela.

Swietłana tak wspominała miłość rodziców: "'Myślę, że znosić ojca było bardzo trudno. Opanowując się w relacjach oficjalnych, w domu się nie ograniczał. Mogłam w pełnej mierze odczuć to później na sobie. Jestem pewna, że mama dalej go kochała, nie zważając na nic. Kochała go z całej siły typowej monogamistki. Jej serce, myślę, zostało zdobyte raz na zawsze. Skarżyć się i płakać - tego nie znosiła..." - czytamy w "Córce Stalina".

Swietłana za najszczęśliwszy czas dla rodzinnego klanu Swanidze-Alliłujewów wspomina koniec lat 20. i początek 30. "Jeszcze wszyscy razem, w pomyślności, żywi i zdrowi" - stwierdza. I opisuje sielankowy czas, jaki spędzali na daczy w Zubałowie, który pamiętała jako dom pełen miłości: "Ojciec nie należał do tych, którzy lubią być sami. Lubił towarzystwo, lubił stół, lubił ugościć, zabawić. Gruzini są przecież bardzo rodzinni. A ojciec nie miał ani braci, ani sióstr. Zamiast własnych krewnych rodziną dla niego stali się rodzice, bracia i siostry jego żon - Jekatieriny Swanidze i mojej mamy".

/ 14Tajemnicze samobójstwo czy morderstwo w przypływie niepohamowanego gniewu?

Obraz
© Wikimedia Commons

Matka Swietłany (na zdjęciu pierwsza z lewej) zmarła w 1932 r., kiedy Swietłana miała sześć lat. Po jednej z publicznych kłótni z mężem znaleziono ją martwą. Prawdopodobnie było to samobójstwo, chociaż istnieje teoria, że zastrzelił ją sam Stalin.

"Gdy byłam dzieckiem, uwielbiałam mamę, po prostu uwielbiałam. Mama - to było wszystko: dom, rodzina. Teraz rozumiem, że niewiele zajmowała się dziećmi. Bardziej troszczyła się o nasze wychowanie i wykształcenie, dlatego że sama całe życie do tego dążyła.

Moje dzieciństwo z mamą trwało zaledwie sześć i pół roku, ale przez ten czas już pisałam i czytałam po rosyjsku i po niemiecku, malowałam, modelowałam, pisałam dyktanda nutowe. Mama wynajdywała skądś dla mnie i mojego brata dobrych wychowawców... To była cała edukacyjna maszyna, która kręciła się, wprawiona w ruch ręką mamy - natomiast samej mamy przy nas w domu nigdy nie było. W tamtych czasach, jak teraz rozumiem, kobiecie, tym bardziej partyjnej, nie wypadało spędzać czasu z dziećmi. Uważano to za mieszczaństwo.

Ciocie mówiły mi, że była 'surowa', 'poważna' jak na swój wiek - wyglądała też na starszą przy swoich 30 latach, była bowiem niezwykle powściągliwa, rzeczowa i nie pozwalała sobie na rozluźnienie" - czytamy w "Córce Stalina".

Po defiladzie z okazji 15. rocznicy rewolucji bolszewickiej na Kremlu odbył się uroczysty bankiet. Stalin, będąc pod wpływem alkoholu, zachowywał się w czasie jego trwania skandalicznie, m.in. rzucił w żonę niedopałkiem papierosa, a kiedy ta straciła cierpliwość i wyszła, rzucił za nią marynarką. Według relacji jaką złożył Avel Jenukidze, jeden z bliskich współpracowników Stalina: "wieczorem 8 listopada zebrało się niezbyt liczne grono, była też Nadieżda. Stalin się spóźniał. Kiedy w końcu się pojawił, Nadieżda skwitowała to jakąś ironiczną uwagą. Stalin wybuchnął. Rzucił (właśnie palonym) papierosem w Nadieżdę. Nadieżda wyszła, a Stalin pojechał na daczę". Kilka godzin później Nadieżda Alliłujewa już nie żyła, znaleziono ją martwą przy łóżku. Zastrzeliła się z pistoletu, który jej podarował brat Paweł.

/ 14Śmierć Nadii złamała go na zawsze. Stracił zaufanie do wszystkich

Obraz
© Wikimedia Commons

Większość osób była wówczas przekonana, że Stalin zabił Nadieżdę (na zdjęciu z maleńką Swietłaną) w przypływie niepohamowanego gniewu. Inne wersje mówiły o tym, że rzucał w żonę kulki z chleba i skórki pomarańczy, albo, że przy ludziach rozmawiał telefonicznie z jakąś kobietą i wezwawszy samochód, odjechał do niej, jeszcze inni uważają, że to było zaostrzenie się rozstroju psychicznego. Istnieje jeszcze zgoła nieprawdopodobna wersja, że to Nadia chciała zastrzelić Stalina, ale nie potrafiła i skończyła ze sobą.

Tak przebieg wypadków opisuje córka pary: "'Zaledwie' ojciec powiedział jej: 'Ej, ty! Pij!'. A ona 'zaledwie' wykrzyknęła nagle: 'Nie jestem dla ciebie <>". Wstała i przy wszystkich odeszła od stołu. Później Polina Siemionowna Mołotowa, z którą razem wyszły z bankietu, opowiadała mi: 'Wydawało się, że się uspokoiła. Mówiła o planach, o zajęciach w akademii, o przyszłej pracy'. Polina Siemionowna zapraszała ją do siebie, żeby nie zostawiać jej samej na noc, ale mama odmówiła i poszła... Ciotki później mówiły mi, że przyczyną jej samobójstwa była jakaś choroba, która powodowała ciągle bóle głowy, i głęboka depresja...".

"Nikt nie mógł zrozumieć, jak ona mogła to zrobić. Mama była bardzo silnym człowiekiem, zorganizowanym. Wyrosła w rodzinie rewolucjonistów-konspiratorów, była razem z ojcem na wojnie domowej, pracowała w sekretariacie Lenina. Miała zaledwie 31 lat. Straszne. Ojciec uważał to za zdradę. Nóż w plecy. Od razu zaczęto szeptać, że to on ją zabił. Tak zresztą mówią do tej pory. Ale my w rodzinie wiemy, że to nie tak. Było mu bardzo ciężko. Nagle zaczynał mówić: 'Pomyśl tylko, miała taki maleńki pistolecik. Paweł wiedział, co podarować'. Śmierć mamy go podcięła. Mówił do krewnych: 'Śmierć Nadii złamała mnie na zawsze'. Rzeczywiście tak było. Stracił zaufanie do wszystkich" - wspominała córka.

/ 14Ostatecznie utwierdził się w nieżyczliwym stosunku do ludzi, który był właściwy dla jego natury

Obraz
© Wikimedia Commons

Zawiadomiony o śmierci żony Stalin szybko przyjechał na miejsce zdarzenia i był wyraźnie wstrząśnięty. Podobno Stalin często potem rozmawiał o zmarłej żonie z jej bratem Pawłem Alliłujewem i czuł się winny. Nadieżda Alliłujewa została pochowana na moskiewskim Cmentarzu Nowodziewiczym. Nad trumną Stalin miał podobno wyszeptać do zmarłej żony "Zdradziłaś mnie". Także ten tekst budzi różne interpretacje badaczy i biografów, którzy spierają się czy miało to oznaczać: "Zdradziłaś mnie", bo zabijając się, odeszłaś zostawiając mnie samego, czy "Zdradziłaś mnie" i byłem zmuszony cię zabić?

Z wywiadu z Władimirem Alliłujewem: "Wielu członków naszej rodziny, w tym również ja, było przekonanych, że uraza do Nadieżdy za samobójstwo była taka głęboka, iż Stalin nigdy nie odwiedzał jej grobu. Jednak okazało się, że to nie jest tak. Funkcjonariusz ochrony Iosifa Wissarionowicza Aleksiej Rybin, który był obok niego przez wiele lat, opowiedział mi, że w październiku 1941 r., gdy losy Moskwy wisiały na włosku i rząd szykował się do możliwej ewakuacji, Stalin przyjechał na cmentarz Nowodziewiczy, aby pożegnać się z Nadieżdą Siergiejewną. Rybin twierdził również, że Iosif Wissarionowicz okresowo przyjeżdżał na Nowodziewiczy i długo w milczeniu siedział na marmurowej ławce przy pomniku. W murze klasztoru naprzeciwko grobu była nawet wycięta dla niego niewielka furtka".

Swietłana Alliłujewa: "Myślę, że śmierć mamy zabrała z jego serca ostatnie resztki ciepła. Wyzwolił się od jej łagodzącej obecności, która tak mu przeszkadzała. Myślę, że od tamtego czasu ostatecznie utwierdził się w tym sceptycznie nieżyczliwym stosunku do ludzi, który był właściwy dla jego natury".

/ 14Jej brat zmarł z powodu alkoholizmu - pił od 15. roku życia

Obraz
© Wikimedia Commons

Bratem Swietłany był generał lotnictwa Wasyl Alliłujew. Po śmierci Stalina został oskarżony przez Ławrentija Berię o szpiegostwo i wtrącony do więzienia. Przeszedł ciężkie śledztwo, wypuszczono go dopiero w 1960 r. Był wówczas jednak wrakiem człowieka. Dwa lata później zmarł z powodu alkoholizmu.

"Wasia zawsze bał się ojca. Tylko on mógł jakoś przywołać go do opamiętania. Wasię do cna zepsuli sługusi, którzy go otaczali. Również pić go nauczyli, bodaj czy nie od 15. roku życia. A już później w naszym domu była nieustanna ciżba. Wokół niego tłoczyło się wielu nieznanych lotników. Wszyscy podlizywali się młodziutkiemu dowódcy. Do domu przyjeżdżali sportowcy, aktorzy, muzycy. Panowała atmosfera jakiejś orgii pijackiej, której wcześniej nigdy tu nie było.

Paniczny strach przed ojcem prześladował Wasię całe życie. Pamiętam, że gdy już był generałem lejtnantem (też go sługusi awansowali, gdy nie miał nawet trzydziestki), cały obwieszony orderami (za co?), przy ojcu nawet siadał jakoś tak na brzeżku krzesła. Dosłownie się trząsł. Jeśli ojciec pytał go o coś z dziedziny lotnictwa, w żaden sposób nie mógł znaleźć odpowiedzi. Zaczynał się miotać. Pił, oczywiście, był nerwowy. I wtedy ojciec mówił: 'Ty co? Jesteś pijany czy skacowany? Co z tobą?'. Strasznie było na niego patrzeć. I stopniowo ich stosunki zostały całkowicie zerwane. Żadnej rodzinnej bliskości już nie było".

Stalin osobiście wielokrotnie degradował syna, zwalniał ze stanowisk i wsadzał do aresztu za pijaństwo i orgie. Po wojnie Wasilij dalej prowadził to samo wesołe życie. "Wokół niego zaczęli się zbierać jacyś dziwni ludzie: masażystki, trenerzy, sportowcy popychali go do różnych afer, machinacji z drużynami piłkarskimi i hokejowymi, do budowania z kiesy państwowej jakichś obiektów, basenów i pałaców sportu. Nie liczył się z groszem państwowym, mógł rozporządzać olbrzymimi sumami i nie znał wartości pieniędzy. Mieszkał w swojej ogromnej państwowej daczy, w której rozwinął kolosalne gospodarstwo, psiarnię, stajnię. Wszystko mu dawano, na wszystko pozwalano. Jego kariera wojskowa zakończyła się ostatecznie 1 maja 1952 r. To była ostatnia defilada pierwszomajowa ojca. Od rana pogoda była nielotna i dowództwo zdecydowało o odwołaniu defilady lotniczej. Jednak Wasilij, ignorując rozkaz z góry, kazał poderwać samoloty w powietrze. Piloci przelecieli źle, nierówno, o mało nie zaczepiając iglic Muzeum Historycznego. A
przy lądowaniu kilka samolotów się rozbiło. Ojciec sam podpisał rozkaz o usunięciu Wasilija z dowodzenia lotnictwem Okręgu Moskiewskiego.

Po tym Wasilij ostatecznie się opuścił. Siedział na daczy i pił. W dniu śmierci ojca zjawił się w Kuncewie również pijany. Zachowywał się skandalicznie. Histeryzował, wymyślał, oskarżał o wszystko rząd i lekarzy. (...) Gdy wyszedł na wolność, wszystko się zaczęło na nowo. Przywrócili mu stopień generalski, emeryturę, legitymację partyjną, samochód, mieszkanie i daczę. Wasilijowi wydawało się, że znowu stał się tym, kim był. Wywoływał skandale, wszystkich pouczał i demaskował. Ja się z nim nie kontaktowałam. Niebawem znowu go wsadzili za jakiś incydent z cudzoziemcami, później wysłali do Kazania, nie pozwalając mieszkać w Moskwie i Gruzji. (...) Na ostatniej fotografii, zrobionej po przyjeździe Wasilija do Kazania, trudno go poznać, to był ciężko chory 70-letni starzec, podczas gdy miał zaledwie czterdzieści. Umarł 19 marca 1962 r., przez dobę nie odzyskiwał przytomności po kolejnym pijaństwie z jakimiś Gruzinami. Na pogrzeb nie pojechałam".

/ 14Wydał pierworodnego na pewną smierć. Zrozpaczony syn rzucił się na druty kolczaste pod napięciem w niemieckim obozie

Obraz
© Wikimedia Commons

Pierworodnym synem Stalina był Jakow Dżugaszwili. Tak wspominała przyrodniego brata Swietłana: "Jasza urodził się w 1907 r. z pierwszego małżeństwa ojca z Jekatieriną Swanidze, która umarła bardzo młodo na tyfus. Do 14 lat Jasza rósł w rodzinie Swanidze w Gruzji, a później został wysłany do Moskwy. Ojciec miał z nim trudne stosunki. Kochał mnie i Wasię, maluchy, z których, jak sądził, mógł ulepić, co tylko chciał, a Jasza już był wyrostkiem, chociaż cichym, zgodnym, ale mającym własne zdanie. Był w nim jakiś wewnętrzny żar. Mógł nieoczekiwanie zapalić się, wybuchnąć, nawet dać kuksańców Wasilijowi, gdy ten zachowywał się grubiańsko albo używał przy mnie wulgarnych słów. Również w życiu wszystkie decyzje podejmował sam, nie radząc się ojca i nie postępując zgodnie z jego wolą. Wstąpił do instytutu, pracował jako prosty inżynier, później ukończył akademię artylerii i w pierwszych dniach wojny poszedł na front jako prosty lejtnant. Wtedy stała się rzecz straszna: Jakow dostał się do niewoli".

Ojciec wyrzekł się syna - pozostał wierny swojej formule: "Nie ma jeńców wojskowych, są zdrajcy Ojczyzny". Znane jest jeszcze jedno jego zdanie, dotyczące możliwości wymiany Jakowa na feldmarszałka Friedriecha Paulusa: "Ja żołnierzy za marszałków nie wymieniam!". W niewoli Jakow zachowywał się spokojnie i godnie. Odmówił napisania listu do ojca. W upadek Moskwy nie wierzył, chociaż Niemcy już zbliżali się do stolicy. Najbardziej zależało mu, żeby ojciec nie uwierzył w jego zdradę. Powtarzał, że nie zdążył się zastrzelić - wzięcie do niewoli było zbyt szybkie. Ponadto zwraca uwagę jedno zdanie z protokołu jego przesłuchania: "Wydali mnie niektórzy wojskowi z mojej jednostki". Potwierdza ono, że być może, syna Stalina specjalnie zwabiono w pułapkę zaplanowaną w specjalnej operacji. Wszystko wskazuje na to, że ta tajemnica na zawsze odeszła do historii, ale faktem jest, iż Jakow nie zdradził i zginął w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. W tamtejszym muzeum zachowały się wspomnienia więźniów, którzy widzieli,
jak zginął, rzucając się na druty kolczaste ogrodzenia pod napięciem w 1943 r.

"Kilka razy w czasie wojny i po niej ojciec podejmował rozmowę o Jakowie. Nikt inny nie zaczynał tego tematu, nie zadawał pytań, tylko on sam. Widać było, że jest mu ciężko, że chce jakoś to wypowiedzieć. 'Jaka ciężka wojna - mówił ojciec. - Nie ma ani jednej rodziny, która nie straciłaby ojca, brata, syna'. Być może, już po śmierci syna ujawniły się w nim jakieś ciepłe uczucia wobec niego, poczuł swoją winę za poprzednie nie bardzo dobre stosunki. Tym zapewne można również wytłumaczyć jego niezrozumiałą dla otoczenia troskę o córkę Jakowa Galinę, Gulę, jak ją nazywano w rodzinie. Zwykle był obojętny wobec swoich wnuków. Z ósemki zauważał tylko moje dzieci i Gulę. Ojciec nawet wyraził życzenie, żebym uważała na Gulę. Podobała mi się ta rola 16-letniej cioci. Rzecz w tym, że matkę Guli, Julię Melcer, ostatnią żonę Jakowa, po wszystkim, co się stało, dwa lata trzymali w więzieniu. Tylko ojciec z jego podejrzliwością mógł wymyślić, że ona ma jakikolwiek udział we wzięciu Jaszy do niewoli. Wydaje mi się, że
niesłusznie ojciec nie zgodził się na wymianę Jakowa i wydał go na pastwę losu, a ściślej mówiąc, na pewną śmierć. Było to bardzo dla niego charakterystyczne: odwracać się od swoich i zapominać o nich, jakby ich w ogóle nie było" - wspominała Swietłana.

Dokumentem wieńczącym losy Jakowa Dżugaszwilego jest dekret o pośmiertnym odznaczeniu go Orderem Wojny Ojczyźnianej. Ojciec jednak zrehabilitował syna.

10 / 14Wesołe życie na Kremlu. Zgromadzenia często kończyły się wielkimi libacjami

Obraz
© Wikimedia Commons

"Na Kremlu wszyscy żyliśmy w surowych warunkach, zajęci pracą. W moich czasach tak zwane kremlowskie dzieci bardzo pilnie się uczyły, kończyły uniwersytety, uzyskiwały specjalizację. To było ważne. Kto tam mieszkał? Mołotowowie, Woroszyłowowie, Kalininowie i my. Wszyscy mieli dość ubogie mieszkanka z urzędowym umeblowaniem. Za życia mamy mieliśmy niewielkie, biednie umeblowane mieszkanie w domu, w którym za cara mieszkała służba pałacowa.

Ojciec był bardzo surowy w kwestii warunków bytowych i odzieży. Bardzo tego pilnował. Zobaczy na mnie coś nowego, nachmurzy się i pyta: 'To co? Zagraniczne?'. 'Nie, nie' - mówię. 'No to dobrze'. Bardzo nie lubił zagranicznych rzeczy. Żadnych kosmetyków, żadnych perfum ani szminek, ani manicure" - zdradzała ukochana córka Generalissimusa (na zdjęciu siedzi na kolanach Ławrientija Berii).

Z wywiadu z Kirą Alliłujewą-Politkowską: "To były wesołe czasy. (...) Nie pamiętam, żeby oni dużo pili: tylko winko leciutkie, kwaśne. Zgodnie z kaukaską tradycją i nam, dzieciom, dawali. Stalin umiał obchodzić się z dziećmi, zapominał, kim i czym on jest. Wszyscy bardzo lubili oglądać filmy, nasze i amerykańskie z Deanną Durbin".

Z wywiadu z Aleksandrem Pawłowiczem Alliłujewem: "Takie zgromadzenia często kończyły się wielkimi libacjami, a po nich były przyjęte zapasy. Trudno było mocować się z Tuchaczewskim. Był to człowiek silny fizycznie i wysportowany. Swoich oponentów szybko rozkładał. W jednej takiej walce mocno podpity podszedł do Iosifa Wissarionowicza i podniósł go na rękach, dając do zrozumienia, że może wszystko. Spojrzałem Stalinowi w oczy i zobaczyłem coś takiego, co mocno mnie przestraszyło i zapamiętałem, jak widzicie, na całe życie".

11 / 14Ojciec wysłał jej ukochanego na 10 lat do łagrów

Obraz
© AFP

Kiedy Swietłana miała 16 lat zakochała się w 40-letnim i bardzo już wówczas znanym żydowskim reżyserze, Aleksieju Kaplerze. Jej wybranek zdążył już też zasłynąć ze swoich niezliczonych romansów z moskiewskimi pięknościami. "Tego wieczoru wśród wspaniałych, strojnie ubranych kobiet Swietłana czuła się jak zapomniana sierotka. W skromnej sukience ze sklepu siedziała w kącie i w milczeniu przeglądała płyty. I nagle do tańca poprosił ją Kapler. Pochwalił, że dobrze i lekko tańczy. I się zaczęło" - piszą Ada Pietrowa i Michaił Leszczynski. Z wywiadu ze Swietłaną Alliłujewą: "Rozmawiałam z nim jak na spowiedzi. Wszystko płynęło z serca. Spotykaliśmy się codziennie, chodziliśmy na wystawy, do teatrów, na przeglądy filmów, do restauracji. Był dla mnie takim znakomitym przewodnikiem po sztuce. Cały czas byliśmy wśród ludzi, na oczach. Oczywiście, chodził za mną czekista. I doniesiono ojcu w takim, znacie państwo ich maniery, wulgarnym tonie. Nieszczęsny Aleksiej Jakowlewicz, który nie uczynił mi nic złego, ucierpiał.
Wysłali go na dziesięć lat do łagrów jako szpiega. Dobrze, że nie rozstrzelali...".

Swietłana rozpoczęła studia na uniwersytecie, dostała nawet stypendium stalinowskie, ale nauka nie bardzo ją pochłaniała, tym bardziej że wszystko przychodziło jej łatwo. W dalszym ciągu durzyła się, zakochiwała, marzyła o niespełnionym szczęściu. Kiedy miała 17 lat, zakochała się w studencie Uniwersytetu Moskiewskiego, Grigoriju Morozowie, również pochodzenia żydowskiego. Stalin niechętnie przystał na małżeństwo córki. W 1945 r. Swietłanie urodził się syn Iosif, a już w 1947 r. wzięła rozwód z Grigorijem. Wspominała: "Ojciec powiedział kiedyś w chwili rozdrażnienia: 'Syjoniści podrzucili ci twojego mężusia. Zrozum, że syjonizmem zarażone jest całe starsze pokolenie, a oni i młodzież uczą'. I przypomniałam sobie dwa policzki od ojca, otrzymane za Lusię Kaplera. Nigdy mu się nie podobało moje przebywanie wśród cyganerii i często żydowskie towarzystwo".

Drugi mąż Swietłany, Jurij Żdanow, był bliskim współpracownikiem Józefa Stalina. Ślub odbył się w 1949 r., a w 1950 r. urodziła się ich córka Jekaterina. Małżeństwo rozpadło się wkrótce po narodzinach dziecka. Tak je wspominała córka Stalina: "W domu, w którym się znalazłam, zderzyłam się z 'partyjnością' na pokaz, formalną i obłudną, połączoną z najbardziej krańcowym 'babskim mieszczaństwem', jak mówił o tym ojciec. Kufry, wypchane wszelkim dobytkiem, meble bez gustu, jakieś flakoniki, serwetki, groszowe martwe natury. A przecież to był dom Żdanowa, który w Politbiurze odpowiadał za kulturę, sztukę i literaturę. Właśnie za jego sprawą zaczęły się prześladowania pisarzy - Zoszczenki, Babla, Achmatowej, Jesienina, Cwietajewej, kompozytorów - Szostakowicza, Muradelego, wielu znakomitych artystów i filmowców.

W domu królowała wdowa po Andrieju Andriejewiczu, Zinaida Aleksandrowna. Właśnie ona łączyła w sobie 'partyjną obłudę' i mieszczańską ciemnotę. 'Tam jest za dużo bab. One cię zjedzą' - mówił mi ojciec, który nie znosił Zinaidy Aleksandrowny i jej sióstr. Okazało się, że miał rację. Przestali u nas bywać przyjaciele, a Jura całkowicie poświęcił się pracy. Praktycznie go nie widywałam. Siedziałam sama. Nie zwracał na mnie uwagi. Oprócz tego okazał się typowym synkiem mamusi, który we wszystkim polegał na guście i opiniach matki".

Kilka lat później został zawarty następny związek. Tym razem z Wano Swanidze, synem ludzi bliskich rodzinie Stalina. Rodzice Wano, Aleksander (rodzony brat pierwszej żony Stalina) i Maria Swanidze, byli z powodu fałszywego donosu represjonowani i zginęli. Wano najpierw posiedział w psychuszce, a później został zesłany do kopalni w Dżeskazganie. Wrócił do Moskwy dopiero w 1956 r. Skończył wydział historyczny MGU i studia doktoranckie. Pracował w Instytucie Krajów Azji i Afryki. To małżeństwo wielu wydało się dziwne i rozpadło się aż nadto szybko.

12 / 14Zakochała się w Hindusie

Obraz
© AFP

Po śmierci Stalina w 1953 r. przyjęła nazwisko panieńskie matki i pracowała jako nauczycielka i tłumaczka w Moskwie. Swietłana uczyła się historii Stanów Zjednoczonych oraz języka angielskiego, chociaż nie zawsze miała ku temu sposobność. Ze względu na swojego ojca była liczącym się członkiem partii. Cieszyła się przywilejami, dostawała pewien rodzaj renty, kiedy przestała pracować, aby zaopiekować się dziećmi.

W 1963 r. miała operację usunięcia migdałków. W szpitalu poznała indyjskiego komunistę Brajesha Singha, chorego na rozstrzenie oskrzeli oraz rozedmę płuc. "W tamtych latach fascynowałam się Indiami. Czytałam dużo Rabindranatha Tagore, książki o Nehru i Mahatmie Gandhim. W szpitalu leżało wielu komunistów z różnych krajów, między innymi z Indii. Kiedyś na korytarzu zwróciłam uwagę na siwego, przygarbionego Hindusa w okularach" - tak wspominała początki tej znajomości. Alliłujewa, w ramach kuracji Brajesha, wyjechała z nim na jakiś czas do Soczi nad Morzem Czarnym. Następnie powrócili razem do Moskwy w 1965 r., gdzie Singh rozpoczął pracę jako tłumacz. "Teraz myślę, że Bradzhesh był jedynym człowiekiem, z którym mogłabym przeżyć całe życie w stanie całkowitego spokoju i pogody ducha. On był starszy ode mnie o 23 lata, rozumniejszy, mądrzejszy. Hindusi to w ogóle są ludzie o innej filozofii życiowej. Postanowiliśmy się pobrać, aczkolwiek on się tego obawiał: 'Jestem chorym człowiekiem, boję się, że będę dla
pani ciężarem...'".

Na ten ślub jednak nie pozwolono, a wobec Bradzhesha, który pracował jako tłumacz w wydawnictwie, wytworzono ciężką atmosferę, co bardzo odbiło się na jego zdrowiu. Wkrótce zmarł. "Odszedł cicho i spokojnie, jak święty. W jego notesie znalazłam zapisaną prośbę o kremację jego ciała i rozrzucenie prochów nad Gangesem. Oczywiście, musiałam spełnić jego ostatnią wolę". 28 listopada 1966 r. Alliłujewa wyleciała do Delhi.

13 / 14Ucieczka do Ameryki

Obraz
© AFP

Swietłana udała się do rodziny ukochanego, by przekazać prochy zmarłego. Pozostała w Kalakankarze jeszcze przez dwa miesiące, ponieważ miała problemy z miejscowym urzędem celnym. 6 marca 1967 r. po pierwszej wizycie w sowieckiej ambasadzie w New Delhi udała się do amerykańskiej ambasady, by prosić ambasadora Charlesa Bowlesa o azyl polityczny. Ten przyznałby jej azyl gdyby nie to, że indyjski rząd mógłby ponieść konsekwencje negatywnych odczuć Związku Radzieckiego. Zaaranżowano jej opuszczenie Indii i natychmiastowe udanie się do Szwajcarii przez Rzym. Swietłana pozostała w Szwajcarii przez sześć tygodni przed udaniem się do USA.

W ZSRR zostawiła dwójkę dzieci: jej syn miał wówczas 21 lat, a córka 16. Dziś Iosif Grigorjewicz Alliłujew jest profesorem, doktorem habilitowanym, kardiologiem, który zupełnie nie udziela się publicznie, znany jest jedynie w swoim środowisku zawodowym. Tak mówił o ucieczce matki: "Wiele nieszczęść nawarstwiło się w jej życiu. Ile ją kosztowało choćby samobójstwo matki, o którym dowiedziała się, gdy już była dorosła. Prawdziwą przyczynę śmierci przecież ukrywano. A życie na Kremlu z ojcem, codzienny kontakt z jego kłamliwym, cynicznym otoczeniem, aresztowania i śmierć wielu bliskich i drogich jej od dzieciństwa krewnych, śmierć Stalina, a następnie jego strącenie z piedestału i zhańbienie przez własnych współtowarzyszy! Jako lekarz mogę powiedzieć, że tego wszystkiego aż nadto na znaczącą zmianę psychiki i wyniszczenie wewnętrzne. Stąd, zapewne, pojawiło się to pragnienie ucieczki. Uciec, wszystko jedno dokąd, choćby do Ameryki".

Alliłujewa twierdziła w ostatnim wywiadzie, że nie planowała ucieczki z ZSRR: "Przecież pojechałam do Indii nie po to, żeby uciec. Pojechałam, żeby spełnić swój obowiązek - odwieźć prochy drogiego przyjaciela. Miałam wrócić po miesiącu. Nie zdążyłam jednak przyjechać, a już mi ten miesiąc cofnęli. Dali mi tydzień. Cały gniew, jaki tylko przez całe moje życie mógł się nagromadzić na czekistów, na śledzenie, na te naciski poniżające, jakbym była nierozumną dziewczynką, wszystko to się tam we mnie wzburzyło i osiągnęło stan wrzenia. (...) Mimo wszystko Indie w pewien sposób mnie wyzwoliły. Przestałam czuć się własnością nienawistnego mi państwa. A niech was wszystkich!".

14 / 14Była biedna, żyła za 700 dolarów miesięcznie od państwa

Obraz
© AFP

"Do chwili wyjazdu zgrzytało mi wewnątrz: no, dam ja wam po mordzie, nie wrócę! A jednak do ostatniej chwili się wahałam. Już kupiłam dzieciom upominki. (...) W głowie mi wirowało: nie trać szansy, nie wracaj! Skoro w Indiach nie można było pozostać - to Ameryka. Nikogo nie prosiłam o azyl polityczny. Nawet słów takich nie znałam. Pojechałam rzekomo na zakupy. Stanęłam przed ambasadą amerykańską, weszłam, dałam dyżurnemu paszport i powiedziałam, że nie chcę wracać do Związku Radzieckiego. Pomóżcie mi wylecieć stąd natychmiast. Spytali, jak się nazywam: Alliłujewa czy Stalina? Odparłam, że od 1957 r. Alliłujewa. Spytali: 'Rzeczywiście jest pani córką Stalina?'. Mówię, że tak. Wydało mi się, że początkowo jakoś tak się speszyli, a może nawet nie uwierzyli. (...) Amerykanie się zakłopotali. Myślę, że dzwonili do Waszyngtonu, radzili się. Wreszcie zjawił się jakiś człowiek i powiedział, że są gotowi natychmiast wsadzić mnie do samolotu i wysłać do Europy, zanim się tu połapią. Poleciałam z ich asystentem...".

W Stanach Swietłana wyszła za mąż i urodziła córkę, Olgę. W 1982 r. wyjechała z dzieckiem do Wielkiej Brytanii, gdzie zamieszkała w Cambridge. Dwa lata później wróciła z córką do ZSRR. Po powrocie władze przyznały im obywatelstwo radzieckie. W tym czasie mieszkały w Tbilisi. W 1986 r. Swietłana wróciła do Stanów Zjednoczonych, a w latach 90. znów wyjechała do Wielkiej Brytanii, tym razem do Bristolu.

Zmarła 22 listopada 2011 r. w miasteczku Richland w stanie Wisconsin na raka jelita grubego. Miała 85 lat. Informację tę podano do wiadomości publicznej dopiero w ostatnim dniu listopada. Dziennikarz lokalnej gazety "Wisconsin State Journal" napisał, że nastąpiło to tak późno, bo władze municypalne nie przywiązywały do tego większego znaczenia - nie było im znane poprzednie nazwisko jednej z pensjonariuszek domu opieki, która była w USA znana jako Lana Peters. Ten sam korespondent informował, że znał zmarłą, bywał w jej bardzo skromnej kawalerce, w której nie było nawet telewizora. "To była biedna kobieta, żyjąca za siedemset dolarów miesięcznie od państwa" - oświadczył. Jej córka Olga Peters, która obecnie mieni się Kris Evans, mieszka w Portland (stan Oregon), gdzie ma niewielki sklep z odzieżą.

Fragmenty książki Ady Pietrowej i Michaiła Leszczynskiego pt. "Córka Stalina. O Stalinie Rosji i sobie" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa "Bellona".

(js)

Wybrane dla Ciebie

Chciała sprzedać łóżko. Kobieta straciła 400 tys. złotych
Chciała sprzedać łóżko. Kobieta straciła 400 tys. złotych
Więcej na obronę. Szwecja wysyła wsparcie do Polski
Więcej na obronę. Szwecja wysyła wsparcie do Polski
Pierwszy taki test rakiety. Demonstracja współpracy USA i Japonii
Pierwszy taki test rakiety. Demonstracja współpracy USA i Japonii
Amerykańscy oficerowie zaskoczyli na manewrach Zapad-2025
Amerykańscy oficerowie zaskoczyli na manewrach Zapad-2025
"Będą bardzo szczęśliwi". Trump ogłasza porozumienie w sprawie TikToka
"Będą bardzo szczęśliwi". Trump ogłasza porozumienie w sprawie TikToka
Lato wróci do Polski w pełni. Upalnie i bez opadów
Lato wróci do Polski w pełni. Upalnie i bez opadów
Ponad 180 rodzin z Dolnego Śląska chce opuścić swoje domy
Ponad 180 rodzin z Dolnego Śląska chce opuścić swoje domy
"Oszust z Tindera" zatrzymany. Nawet prawnik nie wie dlaczego
"Oszust z Tindera" zatrzymany. Nawet prawnik nie wie dlaczego
Starcie o KRS. Żurek usuwa prezesów sądów mimo sprzeciwu kolegiów
Starcie o KRS. Żurek usuwa prezesów sądów mimo sprzeciwu kolegiów
Sygnał ostrzegawczy dla Trumpa. Nowy sondaż pokazał niezadowolenie grupy wyborców
Sygnał ostrzegawczy dla Trumpa. Nowy sondaż pokazał niezadowolenie grupy wyborców
MSZ zrelacjonuje prezydentowi spotkanie. "Bardzo konkretne"
MSZ zrelacjonuje prezydentowi spotkanie. "Bardzo konkretne"
Dyplomatyczny chrzest bojowy Nawrockiego. Do Berlina i Paryża poleci z wiceministrem
Dyplomatyczny chrzest bojowy Nawrockiego. Do Berlina i Paryża poleci z wiceministrem