"Przegapił swój czas, był za miękki"
"Zamiast składać wyborcze obietnice, Miller wolał prężyć muskuły. Miało to sens, ludzie cenią wojowników. Miller miażdżący Krzaklewskiego i Buzka zrobił wielkie wrażenie. Został uznany za urodzonego zwycięzcę, dzięki czemu wygrał wybory. Kłopot w tym, że wraz z władzą dostał też silnych rywali. Nie delikatnego Buzka, lecz drapieżnych zapaśników, którzy od razu ruszyli na niego.
Gdyby był konsekwentny, powinien stanąć do walki. Aby potwierdzić swoją pozycję, aby pokazać, że jest premierem, że chce i potrafi państwo ochronić. Gdyby służby specjalne zamiast na szefie Orlenu skupiły się na szefie Samoobrony, być może Miller stanąłby przed komisją sejmową, ale w roli obrońcy prawa i porządku. Tymczasem premier radykałów zostawił w spokoju.
"Grał kanclerza, grał Bonapartego, a pozwolił awanturnikom skakać sobie po głowie. Przegapił swój czas, potem był już zbyt słaby, aby stanąć do walki. Społeczeństwo traciło więc podziw dla niego, kruszył się mit twardziela, ulatywała aura zwycięzcy. Sygnałów miękkości było zbyt wiele. Poszedł na wojnę z Michnikiem pod dumnym sztandarem, że nikt premierem rządzić nie będzie, a chwilę później wyszło na jaw, że Kulczyk rządowi dyktuje decyzje. Jednak Miller własnej słabości nie widział. Skupiony na wojnie z prezydentem, na kolejnych sukcesach przeoczył fakt, że już tylko z Kwaśniewskim potrafi wygrywać".