"Samoobrona była zbieraniną szumowin"
Tak Krasowski pisze o Samoobronie: "To nie była normalna partia, lecz zbieranina szumowin mających na swym koncie pobicia, wyłudzenia, fałszerstwa, a jak czas pokaże - nawet porwanie i gwałty. To nie była partia poszerzająca demokratyczną ofertę, o której można powiedzieć, że choć brzydka, to jednak otwiera politykę na ludzką krzywdę. To był świat zamożnej chuliganerii, która przed sądowymi wyrokami uciekła w poselskie immunitety. W demokracji takich partii się nie toleruje, takie partie się niszczy" - uważa Krasowski.
Jak uzasadnia dalej, to nie było trudne, działając stanowczo - i w pełni legalnie - prokuratura oraz służby część działaczy doprowadzić mogły tam, gdzie ich miejsce, czyli do więzienia, a pozostałych zmusić do cywilizowanych zachowań. Jednak do tego potrzebne było porozumienie władzy i opozycji. Tymczasem polska polityka do wspólnego działania zdolna nie była. "Miller, Kaczyński i Tusk mogli uwolnić Polskę od Leppera, ale wspólnie działać nie chcieli. Miller, Tusk i Kaczyński nie chcieli się wznieść ponad doraźne interesy, myśleli jedynie o tym, jak sprawić, aby zwierzę stratowało rywali. Niby nic w tym złego, na całym świecie polityka kieruje się partyjnym egoizmem. Jednak w sytuacjach kryzysowych zachodnie demokracje potrafią się wyrwać z jego dyktatu. Polska demokracja nie zdobyła się na to nigdy. Była na to zbyt małoduszna. Owszem, potrafiła narzucić sobie standardy dużo wyższe niż demokracja rosyjska czy ukraińska. Ale ciągle pozostawał w niej jakiś fałsz, jakaś tandeta, jakiś pozór dojrzałości" -
konkluduje.
Lepperowskie metody nie napotkały więc nad Wisłą stanowczego odporu. Polska polityka miała liczne wizje politycznego zła - postkomunistów, klerykałów, faszystów, kosmopolitów - wszystkie niemądre, wszystkie przesadne, wszystkie urojone. Tymczasem gdy pojawiło się zło realne, widzialne, bezsporne, bo od wieków znane - czyli inwazja barbarzyństwa - nie chciała go ani dostrzec, ani z nim walczyć. "Millerowi, Kaczyńskiemu i Tuskowi zabrakło elementarnej dojrzałości. Zabrakło także hamulców. Mieli rację, że polityka nie może się wzdragać przed brutalnością, przed cynizmem. Bez nich nie ma zębów, nie ma siły, nie ma energii. Dzięki temu, że Miller, Kaczyński i Tusk sięgnęli po oba narzędzia, stali się głównymi graczami epoki. Ale brutalności i cynizmowi nie potrafili wyznaczyć bezpiecznej granicy, nie używali ich z umiarem, lecz się w nich zatracili. Ich wyrachowana bierność wobec Leppera okazała się największą porażką III RP. Bo w cieniu tamtej bierności polska polityka uległa głębokiej przemianie" - przekonuje
Krasowski.