Rozbierał do naga i chłostał
Krasowski przypomina, jak zarządcy komisarycznemu zajętego za długi gospodarstwa Lepper wymierzył karę chłosty, organizując okrutne przedstawienie. Ofiarę pojmano, rozebrano do naga, wykręcono ręce i bito rózgami, co jakiś czas polewając ciało wodą, Lepper odsiedział za to w areszcie trzy miesiące, potem został skazany na 18 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Jego współpracownicy bywali jeszcze brutalniejsi. W małym miasteczku Praszka w proteście przeciw bankructwu lokalnej fabryki działacze Samoobrony pojmali burmistrza, inwalidę bez nogi, siłą posadzili go na taczce i obwozili po rynku, wśród okrzyków, że warto mu obciąć drugą nogę, aby przestał przychodzić do pracy.
Lepper zakpił z demokracji mocniej niż ktokolwiek wcześniej. "Jego skuteczność była zaskakująca, z pozoru był jednym z wielu prostaków, którym się zamarzyła polityczna kariera. Naturą prymitywną, ciemną i nieokrzesaną, która od lat rozwijała się bardzo jednostronnie" - pisze Krasowski. Coraz lepiej przemawiał, zarazem z otaczającego świata nadal nie rozumiał nic, potrafił uwierzyć w każdą zasłyszaną brednię, np. w to, co usłyszał od notorycznego aferzysty i mitomana, kierownika Centrum Hodowli Zwierząt we wsi Klewki. Jak przypomina publicysta, ten dziwny człowiek w godzinach pracy był malwersantem, natomiast w czasie wolnym tropił afery. Zamęczał prokuraturę doniesieniami o talibach hodujących w Klewkach wąglika albo o planach zamachu na WTC, które zobaczył u polskiego gangstera. Prokuratura go zbywała, więc poszedł do Leppera, który we wszystko uwierzył.
Zarazem, jak zwraca uwagę autor "Po południu", Lepper był chytry, cwany, przebiegły. W świecie polityki poruszał się w sposób zręczny, nawet bardzo. "Nie był dzikim zwierzęciem, które wpadło na salony i pędząc na oślep, tratowało wszystko po drodze. Jego ciosy miały logikę, on te salony profanował metodycznie, konsekwentnie, skutecznie. Zdumiewająco dobrze wyczuwając najsłabsze punkty" - stwierdza.