Śmierć Litwinienki to było ostrzeżenie
"Gdy w listopadzie 2006 r. w Londynie zamordowano Aleksandra Litwinienkę, Bieriezowski odebrał to jako ostrzeżenie. W rzeczywistości była to pierwsza karta epilogu. Wkrótce nadeszła druga: 12 lutego 2008 r. w swojej londyńskiej posiadłości zmarł nagle Badri (Patarkaciszwili, przyjaciel i partner biznesowy Bieriezowskiego - przyp. js). Miał zaledwie 52 lata, widziałem go cztery dni przed śmiercią, był krzepki i zdrowy - pisze Jurij Felsztiński.
Po śmierci Badriego wyszło na jaw, że to na niego zapisane są wszystkie aktywa Borysa i że Bieriezowski został bez pieniędzy. I to jak najbardziej dosłownie: Inna Patarkaciszwili, wdowa, odmówiła uznania Bieriezowskiego za biznesowego partnera. Borys Abramowicz podał sprawę do londyńskiego sądu. To był jego druga sprawa finansowa; w pierwszej, o pięć miliardów dolarów, wystąpił przeciwko swojemu byłemu partnerowi z Sibnieftu, Romanowi Abramowiczowi.
Haju nie było, ale wiara w zwycięstwo pozostała. Jakże trzeba być oderwanym od rzeczywistości, żeby liczyć, że londyński sąd królewski zasądzi miliardy na rzecz jednej ze stron! Ale Borys wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę, wierzył aż do ostatniej chwili - w której przegrał. To działo się w 2012 r.; wkrótce potem Bieriezowski podpisał porozumienie z Inną Patarkaciszwili, na podstawie którego miał otrzymać sporą sumkę, a co najważniejsze, teraz już razem z Inną wystąpił przeciwko magnatowi-miliarderowi Wasilijowi Anisimowowi, dłużnikowi Badriego. Na kilka dni przed śmiercią dogadał się z Anisimowem odnośnie do wypłaty 800 milionów dolarów, których najwidoczniej nie zdążył już dostać" - ujawnia w "Zapiskach wisielca" Jurij Felsztiński.