Złe wyniki badań
Tymczasem do Berlina napływały prośby od lekarzy z całego świata, którzy pragnęli otrzymać choć trochę limfy dla swoich pacjentów. Popytu jednak nie dało się zaspokoić, a Koch nie chciał ujawnić składu stosowanego przez siebie preparatu. Milczenie niemieckiego badacza wzbudzało irytację. Ten tłumaczył się, że gdyby ujawnił recepturę 'tysiące medyków od jutra zaczęłyby ją wstrzykiwać chorym. Eksperymenty przyniosłyby nieobliczalne szkody tysiącom niewinnych pacjentów".
Pod koniec roku zaczęły napływać wyniki z placówek prowadzących badania. Nie wyglądały korzystnie. "Tuberkulinę wstrzyknięto 2 172 chorym którzy łącznie otrzymali 17 500 dawek. Pacjenci cierpieli na wszystkie odmiany gruźlicy - suchoty, toczeń i skrofuły. Spośród 242 pacjentów z gruźlicą płuc leczonych tuberkuliną dziewięciu przypuszczanie wyzdrowiało, a u 131 zaobserwowano poprawę stanu ogólnego. W grupie 444 pacjentów z zaawansowaną chorobą wyleczono tylko jedną osobę, a u sześćdziesięciu ośmiu zaobserwowano mniejszą lub większą poprawę (...) Ogólnie, za wyleczonych można było uznać zaledwie dwudziestu ośmiu chorych w porównaniu z niemal dwoma tysiącami przypadków niepotwierdzonych wyzdrowień lub braku poprawy. Tych wyników żadną miarą nie można było uznać za udane".
Na zdjęciu: Robert Koch z drugą żoną , Hedwig, w 1908 roku.