Prątki gruźlicy znajdowały się wszędzie
Pod koniec XIX wieku gruźlica stała się bardziej drapieżna. Przywiodła do śmierci wiele znanych nazwisk, takich jak: Johann Wolfgang Goethe, Friedrich Schiller, Antoni Czechow czy Washington Irving. Dziewiętnastowieczna cywilizacja była wręcz stworzona dla prątka gruźlicy. Do europejskich i amerykańskich miast płynął nieprzerwany potok ludzi, którzy poszukiwali pracy. Średnia wielkość gospodarstwa domowego w Anglii wynosiła prawie siedem osób. Dla porównania - ponad dwukrotnie więcej niż dziś.
Poziom higieny był wtedy katastrofalny. W domach roiło się od pluskiew czy wszy, a robotnicy w jednym ubraniu chodzili przez kilka dni. Rynsztoki były pełne domowych odpadów. Sytuację pogarszał zwyczaj spluwania, robiono to dosłownie wszędzie: na podłogę, dywany, w środkach transportu publicznego, w teatrach, sklepach i budynkach sądowych.
W XIX wieku w miastach prątki gruźlicy znajdowały się dosłownie w każdym miejscu: na ścianach budynków, w żywności, na sztućcach. Człowiek żyjący w tamtym stuleciu praktycznie nie mógł uniknąć kontaktu z nimi. Biorąc pod uwagę wysoki wskaźnik śmiertelności tej choroby - aż 66 proc. aktywnych przypadków prowadzi do zgonu - matematyka podpowiada, że wtedy niemal wszyscy ludzie musieli nosić tę bakterię w swoich organizmach.
Odkrycie przez Kocha prątka gruźlicy dostarczyło odpowiedź na pytanie, co powoduje chorobę.
Na zdjęciu: pierwsza strona opublikowanego w 1882 roku artykułu Roberta Kocha pt. "Etiologia gruźlicy".