Szykuje się nowa bitwa o Mołdawię. Polak był świadkiem wyborczych przekrętów
- Rosjanie nie odpuszczą. Zainwestowali miliony dolarów w politykę, aby ten kraj pozostał poza Unią Europejską - mówi WP Krzysztof Lisek, były polski eurodeputowany, obserwator ostatnich wyborów w Mołdawii. Alarmuje, że zwycięstwo proeuropejskich sił w tym kraju nie jest pewne. Był świadkiem kupowania głosów.
Obecna prezydent Mołdawii Maia Sandu, osiągając wynik 42,45 proc., wygrała pierwszą turę wyborów prezydenckich w Mołdawii. Drugie miejsce przypadło Alexandrowi Stoianoglo. Z kolei w referendum dotyczącym wpisania akcesji do UE do mołdawskiej konstytucji 50,46 proc. osób zagłosowało na "tak".
Jednak według Krzysztofa Liska, obserwatora wyborów z organizacji International Republican Institute (IRI) dopiero szykuje się najważniejsze starcie polityczne w tym kraju. Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 3 listopada.
- Jeśli ten kraj nie chce wpaść na orbitę Rosji, mołdawscy politycy muszą przyłożyć się do roboty. Brać ulotki i chodzić od domu do domu, rozmawiać z wyborcami. To klucz do finalnego zwycięstwa sił proeuropejskich. Rosjanie nie odpuszczą, tutaj przywieziono miliony dolarów, aby kupować głosy przeciwko UE - relacjonuje w rozmowie z WP Krzysztof Lisek. Podkreśla, że podczas niedzielnych wyborów osobiście był świadkiem incydentu z fałszowaniem głosów.
- Będąc w lokalu wyborczym, widziałem scenę , kiedy jedna z osób uzgodniała czy już można wrzucić wyniesione wcześniej karty do głosowania. W odpowiedzi padło: "jeszcze nie, bo są obserwatorzy". Usłyszałem to wyraźnie, znam język - mówi Lisek. - Na tym polega karuzela wyborcza, jedne osoby wynoszą swoje karty wyborcze, odsprzedają, a następnie organizator procederu wprowadza człowieka, który udając głosowanie we włąsnym imieniu, wrzuca do urny wiele kart - wyjaśnia rozmówca. Zareagował, odnotowując incydent w swoim raporcie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mołdawia walczy o przyszłość. Rosja nie marnuje okazji i knuje
Według polskiego obserwatora ingerencja rosyjskich sił w wybory polegała również na kolportowaniu fałszywych wiadomości m.in. obscenicznych fotomontaży z wicepremierem Mołdawii, filmów ze zmanipulowanymi wypowiedziami prezydent Mai Sandu. - Dzięki wielkiej mobilizacji Mołdawian przebywających za granicą , temu, że oni oddali 240 tys. głosów za integracją z UE, udało się zrównoważyć skutki rosyjskiej ingerencji - podsumowuje Krzysztof Lisek. - Wątpię, czy w drugiej turze w listopadzie dojdzie do takiego zrywu - podkreśla.
Po wyborach obserwatorzy z organizacji OBWE jak też International Republican Institute wydali komunikaty wskazujące, że wybory w Mołdawii były zakłócane przez zagraniczną ingerencję oraz dezinformację. "Mołdawianie wykazali się odpornością w obliczu bezprecedensowej ingerencji zagranicznej. Niewątpliwie największym zagrożeniem dla integralności wyborczej Mołdawii jest złośliwy wpływ zagraniczny ze strony Federacji Rosyjskiej - oświadczyli w iminiu IRI Peter Roskam i była komisarz Unii Europejskiej oraz zastępca sekretarza generalnego ONZ Danuta Hübner.
W wypowiedzi skierowanej do własnych obywateli prezydent Sandu stwierdziła, że istnieją "jasne dowody" na to, że grupy przestępcze współpracujące z siłami zagranicznymi wrogimi interesom Mołdawii usiłowały przekupić 300 000 głosów, co nazwała "oszustwem na niespotykaną dotąd skalę".
Kto miesza w polityce? Afera o kradzież miliarda dolarów
Za najbardziej wpływowego sojusznika Kremla w Mołdawii uchodzi oligarcha Ilan Szor. Przed wyborami ogłosił w mediach społecznościowych, że zapłaci Mołdawianom, aby przekonali innych do głosowania przeciwko aktualnej prezydent. Już wcześniej opłacał uczestników antyrządowych demonstracji.
37-letni Szor kilka lat temu uciekł do Rosji, ponieważ wiązano go z aferą kradzieży z trzech mołdawskich banków równowartości miliarda dolarów. Przed głosowaniem władze Mołdawii zamknęły strony internetowe, które ich zdaniem zawierały dezinformację. Dla odbiorców w tym kraju nie był dostępny kanał Szora na Telegramie.
W referendum decydowano o zapisaniu w krajowej konstytucji frazy o europejskiej tożsamości Republiki Mołdawii oraz o deklaracji, iż "integracja europejska jest celem strategicznym Republiki Mołdawii". Zwolennicy integracji wygrali rzutem na taśmę, w ostatnich godzinach liczenia głosów.
Sondaże wykazały, że przed głosowaniem zdecydowana większość Mołdawian popierała przystąpienie do Unii Europejskiej. Spodziewano się wyniku w okolicach 55-60 proc. poparcia za integracją. Na tym tle 50,3 proc. rzeczywście oddanych głosów wypada blado.
Co najmniej pięciu kandydatów powiedziało swoim zwolennikom, aby zbojkotowali referendum lub zagłosowali "nie", argumentując, że referendum było podstępem mającym na celu zwiększenie zysków prezydent Sandu w wyborach. Aleksander Stoianoglo, którego kandydaturę poparła promoskiewska Partia Socjalistów, wzywał do bojkotu unijnego referendum, twierdząc, że kraj potrzebuje nowego rządu i że jeśli wygra, nawiąże równorzędne stosunki z UE, Rosją, USA i Chinami.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski