Szum samolotów w powietrzu. Polskie myśliwce znowu poderwane

Najwyższym stopniem gotowości do reakcji jest właśnie to, co się obecnie dzieje, czyli w chwili kiedy posiadamy informacje, że rozpoczyna się rosyjski nalot na cele w Ukrainie - mówi w rozmowie z WP gen. bryg. (rez.) pil. dr hab. Jan Rajchel. To reakcje na poderwanie polskich i natowskich myśliwców nad Polską nad ranem.

Polskie myśliwce F-16
Polskie myśliwce F-16
Źródło zdjęć: © East News | JOHN THYS
Paweł Buczkowski

Mieszkańcy Lublina w sobotę przed godziną 6 rano mogli usłyszeć w powietrzu charakterystyczny szum samolotów. 1,5 godziny wcześniej Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych informowało, że w związku z rosyjskimi atakami na Ukrainę, w "przestrzeni powietrznej operują polskie i sojusznicze statki powietrzne, co może wiązać się z występowaniem podwyższonego poziomu hałasu, zwłaszcza w południowo-wschodnim obszarze kraju".

O godz. 6.34 podano zaś aktualizację, że myśliwce już wróciły do bazy.

Sobota to 773. dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a w ostatnich tygodniach podobnych komunikatów polskiego dowództwa nie brakuje. Zazwyczaj są one ogłaszane jeszcze nocą lub nad ranem.

Lotnictwo zawsze w pełnej gotowości

O tym jak wyglądają procedury obrony polskiej przestrzeni powietrznej, opowiedział w rozmowie z WP gen. bryg. (rez.) pil. dr hab. Jan Rajchel, były rektor Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Jak wyjaśnia, siły powietrzne to rodzaj sił zbrojnych, które są w najwyższym stopniu gotowości nawet w okresie pokoju. Wiąże się to choćby z zagrożeniem terrorystycznym, ale także z tym, że to zazwyczaj z powietrza następuje pierwszy atak, jeśli rozpoczyna się konflikt zbrojny.

- Samoloty dyżurne służą nie tylko do działań wojennych, ale udzielają również pomocy innym samolotom, które w razie jakiegoś zagrożenia. Chodzi o utratę łączności radiowej, czy orientacji geograficznej. Wtedy samoloty dyżurne są używane do tego, żeby załodze znajdującej się w niebezpieczeństwie pomóc - mówi gen. Jan Rajchel.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

System dyżurów jest prowadzony stale na określonych polskich lotniskach.

- Piloci znajdują się w bezpośrednim pobliżu samolotów. W zależności od typu jaki to jest samolot, czas reakcji - od sygnału do podjęcia działań - to jest około 10-15 minut. To kwestia uruchomienia samolotu, kołowania do drogi startowej i startu oraz ewentualnej reakcji - mówi gen. Jan Rajchel.

Dolot do miejsca operowania, czyli przykładowo w południowo-wschodniej Polsce to może być kolejnych 10-15 minut, w zależności od lotniska, na którym stacjonują samoloty.

- Taki samolot, jeżeli występuje naprawdę duże zagrożenie, może lecieć z prędkością naddźwiękową. Jeżeli nie ma takiej sytuacji, to leci z prędkością do 900 km/h - opisuje gen. Rajchel.

Wcześniej opisane procedury obowiązują w sytuacjach nagłych. Nieco inaczej jest w przypadku sytuacji spodziewanych.

- Stopień gotowości samolotów bojowych może być wtedy podniesiony. Piloci zamiast siedzieć w pomieszczeniu dyżurnym, to znajdują się już w kabinach samolotów. Silniki mogą być uruchomione. Piloci mogą już nawet dyżurować na drodze startowej na uruchomionym silniku. Wtedy czas reakcji się skraca - mówi gen. Rajchel.

Czas można również skrócić, przenosząc dyżury samolotów bliżej potencjalnego rejonu zagrożenia.

- To działanie, z którym mamy do czynienia w krajach nadbałtyckich. One nie posiadają własnego lotnictwa bojowego, więc zostało wydzielone najpierw jedno takie lotnisko dyżurne dla sił NATO-wskich, a teraz są dwa. I na tych lotniskach samoloty krajów NATO rotacyjnie, stale bazują - mówi były rektor Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.

O zniszczeniu rakiety decyduje Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych

Jak dodaje generał, najwyższym stopniem gotowości jest sytuacja, którą mamy obecnie, czyli w chwili kiedy Polska otrzymuje informacje o rozpoczęciu rosyjskiego ataku na cele w Ukrainie. Informacje docierają do nas szybko, dzięki systemowi rozpoznania satelitarnego.

- Wtedy te samoloty startują wcześniej i są w wydzielonych, określonych strefach dyżurowania w okolicy granicy, w tym przypadku z Ukrainą. I dyżurują w tym rejonie, czekając na ewentualne pojawienie się zagrożenia. System rozpoznania potrafi śledzić rosyjskie bombowce z których odpalane są rakiety i lot tych rakiet już od samego początku - mówi gen. Jan Rajchel.

Jak dodaje, jeżeli zagrożenie jest realne, to prawdopodobnie w tym samym czasie w powietrzu znajduje się również samolot wczesnego wykrywania i naprowadzania, który monitoruje bliższą przestrzeń powietrzną.

Co się dzieje, jeśli rakieta przekroczyłaby polską przestrzeń powietrzną? Bazując na doświadczeniu gen. Rajchela, procedurę można opisać w następujący sposób. Nie jesteśmy obecnie w stanie wojny, więc najpierw pilot samolotu myśliwskiego przechwytuje obiekt, tzn. nawiązuje z nim kontakt za pomocą swoich środków radarowych.

- Pilot powinien rakietę zidentyfikować, żeby uniknąć pomyłek, że zestrzelimy np. jakiś samolot pasażerski. Powinien ją zidentyfikować wzrokowo, potwierdzić, że to jest akurat ten cel - wskazuje gen. Jan Rajchel.

W Polsce to Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych jest odpowiedzialny za podjęcie decyzji o zestrzeleniu wrogiej rakiety.

- Jeżeli rzeczywiście taka rakieta stanowi zagrożenie, to może podjąć decyzję, że należy ją zniszczyć. Ta decyzja może być podjęta jeszcze wcześniej, przed startem samolotu. Piloci wiedzą wtedy, że jeżeli zostaną naprowadzeni, jeżeli zidentyfikują ten cel, to mają go zniszczyć. Ale decyzja może też zapaść w trakcie lotu, oczywiście jeśli jest na to czas - opisuje gen. Rajchel.

Decyzja dowódcy operacyjnego jest przekazywana przez stanowisko dowodzenia do załogi samolotu.

- I to pilot podejmuje ostateczną decyzję o zniszczeniu. On może uznać z różnych względów, że to jest np. obiekt, którego nie potrafi zidentyfikować i może to nie być rakieta, tylko samolot pasażerski. Poza tym może to być rakieta, ale ona akurat jest nad centrum jakiegoś miasta i po zachowaniu pocisku teoretycznie możemy uznać, że on poleci dalej - dodaje gen. Rajchel.

Jeszcze inna sytuacja jest wówczas, kiedy wiadomo już na pewno, że rakieta lub samolot przeciwnika dokonuje ataku na nasze obiekty.

- Czyli jest uzbrojony, wykonuje jakieś manewry, które świadczą o tym, że może zaatakować nasze obiekty lub już je atakuje. Wtedy taką decyzję o użyciu naszych środków ogniowych może podjąć załoga samolotu - mówi gen. Jan Rajchel.

Latają w parach, bo to podstawowa jednostka taktyczna

- Chodzi o kumulację możliwości ogniowych, ale również jest to wentyl bezpieczeństwa, gdyby jeden samolot uległ jakiejś awarii i musiałby zawrócić, to zawsze jest ten drugi - tłumaczy gen. Rajchel.

W przypadku ostatnich komunikatów polskiego dowództwa pojawia się również z reguły informacja, że polskiej parze samolotów towarzyszą samoloty sił sojuszniczych NATO.

- To dlatego, że na naszych lotniskach są aktualnie rozmieszczone siły państw sojuszniczych, w tym amerykańskich, które również utrzymują taki dyżur. I to w zależności, która z tych jednostek utrzymuje w danym dniu dyżur, to te jednostki są podrywane w powietrze - podsumowuje gen. Jan Rajchel.

Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj także:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lotnictwof-16rosja
Wybrane dla Ciebie