Szturm policji na kawiarnię w Sydney, trzy osoby nie żyją
Trzy osoby zginęły, a cztery zostały ranne podczas akcji odbicia zakładników przetrzymywanych przez uzbrojonego mężczyznę w kawiarni w Sydney - poinformowała australijska policja. Wśród zabitych jest napastnik, uchodźca z Iranu.
Trzy osoby nie żyją - przekazał szef policji stanu Nowa Południowa Walia Andrew Scipione na konferencji prasowej. Są to: 34-letni mężczyzna, 38-letnia kobieta oraz napastnik, który zginął w konfrontacji z policją; został przewieziony do szpitala, gdzie lekarz oficjalnie stwierdził zgon.
34-letni mężczyzna, Tori Johnson, to menadżer kawiarni - poinformowała telewizja ABC. Pracował tam od 2012 roku. Według australijskich mediów zginął, gdy usiłował wyrwać napastnikowi broń z ręki. To dzięki jego akcji część zakladników tuż przed atakiem policji zdołała uciec. Policja na razie nie potwierdziła tych informacji. Scipione zapowiedział dochodzenie, które wyjaśni, czy dwie zabite osoby zginęły w ogniu krzyżowym czy z ręki napastnika.
38-letnia kobieta, Katrina Dawson, była "jednym z naszych najlepszych i najinteligentniejszych adwokatów" - poinformowała izba adwokacka Nowej Południowej Walii. Pozostawiła troje dzieci. W kawiarni, która znajduje się w pobliżu sądów, była z dwoma kolegami.
Cztery kolejne osoby zostały ranne. Dwie z nich odniosły obrażenia niezagrażające życiu. Do szpitala przetransportowano też policjanta postrzelonego w twarz oraz kobietę z raną postrzałową barku.
W kawiarni nie znaleziono materiałów wybuchowych. Ogółem napastnik przetrzymywał 17 zakładników - dodał.
Motywy wzięcia zakładników nie zostały jeszcze wyjaśnione, ale policja określiła całe zajście jako "odosobniony akt" przemocy.
Szturm policji na kawiarnię, przeprowadzony po godz. 2 nad ranem we wtorek czasu miejscowego (po godz. 16 w poniedziałek czasu polskiego), zakończył ponad 16-godzinną gehennę zakładników.
Przed rozpoczęciem akcji policji z budynku uciekło kilka przetrzymywanych w nim osób. Następnie do szturmu ruszyli ciężko uzbrojeni policjanci, a do kawiarni skierowano robota-sapera.
Australijski portal informacyjny "Seven News" podał, że na szturm bez ostrzeżenia zdecydowano się, gdy policyjny system łączności przekazał komunikat o śmierci jednego z zakładników. Do kawiarni wrzucono granaty hukowe, by zdezorientować napastnika, po czym dwie grupy funkcjonariuszy weszły do środka i otoczyły mężczyznę.
Wcześniej policja potwierdziła jego tożsamość - to ok. 50-letni uchodźca z Iranu Man Haron Monis, w przeszłości skazany za pisanie nienawistnych listów do rodzin poległych za granicą żołnierzy oraz oskarżony o napaści na tle seksualnym i pomoc w zabójstwie swojej żony. Przebywał na wolności po wpłaceniu kaucji. W Australii mieszkał od 1996 r.
Według mediów porywacz zażądał rozmowy telefonicznej z premierem Australii Tonym Abbottem oraz dostarczenia flagi Państwa Islamskiego (IS), dżihadystycznego ugrupowania działającego w Iraku i Syrii. Policja, której negocjatorzy wcześniej nawiązali kontakt ze sprawcą, nie przekazała informacji o jego żądaniach i o to samo apelowała do mediów.
Australia wspiera militarnie działania międzynarodowej koalicji przeciwko dżihadystom z IS, którzy opanowali część Iraku i Syrii.
Premier Tony Abbott podkreślił, że Monis miał "długą historię przestępczości z użyciem przemocy, zaślepienia ekstremizmem i niestabilności psychicznej".
Reuters pisze, powołując się na anonimowego przedstawiciela władz USA, że strona australijska poinformowała Stany Zjednoczone, iż nie ma na obecnym etapie oznak, że napastnik był powiązany ze znanymi organizacjami terrorystycznymi.
Australijskie organizacje muzułmańskie wydały wspólne oświadczenie, w którym potępiły wzięcie zakładników.
Zdaniem szefa BBN Stanisława Kozieja nie ma podstaw, by doszukiwać się podobnych zagrożeń w Polsce. - Nie czyniłbym analogii. Nie wiązałbym zagrożeń, które są w Australii i Europie. Poczekajmy na wyjaśnienie, co się stało, to mogą być zupełnie inne motywy i cele - powiedział Koziej. Zdaniem szefa BBN zakończony ostatnio udział Polaków w misji ISAF w Afganistanie też nie ma znaczenia: - Afganistan nie jest już żadną inspiracją dla zamachów terrorystycznych.
- Jeśli idzie o nasze bezpieczeństwo, na razie, odpukać, nie mamy żadnych oznak zagrożeń bezpośrednich - dodał szef BBN. Zaznaczył, że ponieważ Polska jest częścią Europy, w której łatwo mogą przemieszczać się także ci, którzy stanowią zagrożenie, "musimy być czujni, obserwować, analizować", ale na razie "nie ma powodu ogłaszać alarmu".
Były dowódca jednostki specjalnej GROM gen. dyw. rez. Roman Polko ocenił, że "Australia, jak widać, jest mocno zaskoczona". Jako "szczęście w nieszczęściu" ocenił to, że napastnik nie był typem zamachowcy samobójcy, lecz dążył do negocjacji.