"Szpagat" czy "niekonsekwencja"? Żadna ze stron nie jest zadowolona z częściowego zamrożenia Izby Dyscyplinarnej
Decyzja w sprawie częściowego zawieszenia Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego nie zadowala ani krytyków rewolucji w Sądzie Najwyższym, ani pomysłodawcy zmian – ministra sprawiedliwości. Jedna strona zarzuca Pierwszej Prezes SN pozorowane działania, druga – brak konsekwencji. W Wirtualnej Polsce analizujemy konsekwencje zarządzenia prof. Małgorzaty Manowskiej.
W czwartek wieczorem na stronie Sądu Najwyższego pojawiły się dwa zarządzenia w sprawie działalności Izby Dyscyplinarnej. To odpowiedź na wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który 15 lipca uznał, że system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w naszym kraju nie jest zgodny z prawem unijnym.
Według zarządzenia nowe sprawy dyscyplinarne sędziów oraz sprawy immunitetowe sędziów trafią do sekretariatu Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Pierwotnie tą regulacją objęte zostały również sprawy immunitetowe prokuratorów, ale zarządzenie zostało zmienione. Rzecznik Sądu Najwyższego Aleksander Stępkowski tłumaczył to "błędami legislacyjnymi". Natomiast o losie spraw, które trafiły do Izby Dyscyplinarnej przed wydaniem zarządzenia zdecydują wyznaczone składy orzekające lub prezes kwestionowanej Izby Tomasz Przesławski.
Wydane zarządzenia weszły w życie w czwartek i będą obowiązywały najdłużej do połowy listopada. Pierwsza Prezes SN ma jednak nadzieję, że przed tym terminem rządzący przeprowadzą nowelizację systemu odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. Wyznaczona przez prof. Manowską data jest przez prawników interpretowana jako ultimatum, które ma zmobilizować polityków do szybkiego uchwalenia zmian.
Wszyscy niezadowoleni, ale z innych powodów
Decyzje Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego błyskawicznie skrytykował wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta, który zarzucił jej niekonsekwencję. - Pani prezes Manowska zaprzeczyła swoim działaniom sprzed trzech tygodni, kiedy wykonała wyrok Trybunału Konstytucyjnego. To jest błędna decyzja, która może spowodować zaostrzenie żądań Komisji Europejskiej wobec Polski. W konsekwencji Komisja będzie chciała podważyć również mandat samej profesor Manowskiej jako sędziego Sądu Najwyższego – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską zastępca Zbigniewa Ziobry.
W podobnym tonie o konsekwencjach wyroku TSUE mówi również minister sprawiedliwości. "Jestem zdecydowanym przeciwnikiem ulegania bezprawnym szantażom Unii Europejskiej realizowanym przez TSUE. Widać przecież jak na dłoni, że nie przyniosła efektów prowadzona w ostatnich latach polityka ustępstw wobec kolejnych żądań Brukseli. Gdybyśmy robili swoje, a nie ustępowali i wycofywali się z planowanych zmian, to reforma wymiaru sprawiedliwości dawno byłaby zakończona. A tak zamiast sukcesu mamy kolejne problemy" – stwierdził Zbigniew Ziobro w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Na zmiany w funkcjonowaniu Izby Dyscyplinarnej godzą się premier i prezydent. Konkretne rozwiązanie nie zostały jeszcze przedstawione, ale Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki mówią o pracach nad nowelizacją. Nieoficjalnie mówi się, że formalnie Izba Dyscyplinarna mogłaby zostać zlikwidowana, a powołane do niej osoby zostałyby przeniesione do "starych izb" Sądu Najwyższego, które nie są kwestionowane.
Z zupełnie innych powodów zarządzenie Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego krytykują również prawnicy, którzy od początku sprzeciwiali się rewolucji w wymiarze sprawiedliwości. - Zarządzenia Małgorzaty Manowskiej nie wykonują w pełni wyroku TSUE – podkreśla w rozmowie z naszym dziennikarzem sędzia Bartłomiej Przymusiński. - Kluczowe jest to, że to Izba Dyscyplinarna nadal będzie decydowała, co ze sprawami rozpoczętymi przed wydaniem zarządzenia. To oznacza, że wadliwie powołani sędziowie wciąż będą podejmowali decyzje, a nowe sprawy będą chowane do szuflady. To jest niezrozumiałe, bo mogliby je rozpatrywać prawidłowo powołani sędziowie – dodaje rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
- Istnieje zagrożenie, że część spraw ulegnie przedawnieniu. Można odnieść wrażenie, że I Prezes SN pokłada nadzieje w tym, że w przyszłości te same osoby z Izby Dyscyplinarnej powrócą do rozpatrywania spraw dyscyplinarnych. Co więcej, po wyroku TSUE sędziowie Paweł Juszczyszyn i Igor Tuleya powinni wrócić do pracy. Na razie nic takiego się nie stało, co świadczy o tym, że wyrok nie jest w pełni wykonany przez Polskę. W preambule zarządzeń widać, że Małgorzata Manowska jest rozdarta między oczekiwaniami obozu politycznego wobec niej a obowiązkami Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. To dość osobliwy widok – podkreśla Przymusiński.
Przypomnijmy, oba zarządzenia zostały poprzedzone preambułą, w której czytamy o "dobru Rzeczypospolitej Polskiej" czy "powszechnie obowiązującej mocy wyroków Trybunału Konstytucyjnego", ale także m.in. "potrzebie poszanowania wiążącego Rzeczpospolitą Polską prawa międzynarodowego".
Krytyczna wobec decyzji prof. Małgorzaty Manowskiej jest również prokurator Ewa Wrzosek, członkini stowarzyszenia Lex Super Omnia. - Izba Dyscyplinarna nie jest sądem również w przypadku działań podejmowanych wobec prokuratorów, dlatego oczekujemy również takiego samego traktowania i zamrożona Izby Dyscyplinarnej wobec nas – podkreśla.
Według prokurator zarządzenie nie jest realizacją orzeczenia TSUE a "szpagatem, jaki Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego wykonała". - Zapewne jest to próba ochrony samej siebie przed ewentualnymi konsekwencjami grożącymi w przyszłości za niewykonanie wyroku. To są działania pozorowane, z których nic nie wynika – dodaje Ewa Wrzosek.