Nagle na scenie pojawił się Putin. Zaczął krzyczeć
W Moskwie rozpoczął się koncert na stadionie Łużniki. Ma to być demonstracja poparcia rosyjskiego społeczeństwa dla bestialskiej wojny przeciwko Ukrainie. Przemówienie wygłosił na nim sam Putin. Przekonywał, że "ojczyzna, to nasza rodzina", a stojący obok niego żołnierze, bronią w Ukrainie właśnie jej. Tymczasem media ujawniły, kim jest "spontaniczna publiczność" zgromadzona na tej propagandowej imprezie.
- W tej chwili na naszych historycznych granicach toczy się walka o nasz naród, toczą ją ci sami odważni wojownicy, którzy teraz stoją obok nas - stwierdził Putin w swoim wystąpieniu na Łużnikach.
Putin dodał, że także ci, którzy wspierają armię, są obrońcami Ojczyzny. Wymienił przy tym pracowników służby zdrowia, przemysłu zbrojeniowego, sektora transportowego, a także dzieci, które piszą listy do bojowników.
- Dzisiaj bronimy naszych interesów, naszego narodu, naszej kultury, języka, terytoriów. Wszyscy: cały nasz naród jest dziś obrońcą ojczyzny - przekonywał kremlowski dyktator.
- Kiedy jesteśmy razem, nie mamy sobie równych. Za jedność narodu rosyjskiego! Hurra! - wykrzykiwał Putin.
Według organizatorów w wydarzeniu bierze udział ok. 200 tys. osób. Podobną liczbę podają propagandowe media. Tymczasem jak czytamy na oficjalnej stronie stadionu, jest on w stanie pomieścić... 81 tys. osób.
Wydarzenie oficjalnie nosi nazwę: "Chwała Obrońcom Ojczyzny". Koncert zorganizowano w Dniu Obrońców Ojczyzny. To święto wywodzące się jeszcze z czasów ZSRR.
Już na początku zgromadzonym zapewniono odpowiednią dawkę propagandy i kłamstwa. - Każde stulecie dla Rosji zaczyna się od wojny z Zachodem. Na początku XXI wieku ponownie sprzeciwiamy się Zachodowi i przypominamy światu: nie walcz z Rosjanami - bredził dyrektor artystyczny moskiewskiego teatru Oleg Tabakow.
"Bym nie pozostał w tej trawie"
Na scenie oprócz artystów przemawiają ranni żołnierze. Są także propagandyści oraz samozwańczy "szefowie" anektowanych przez Putina obwodów. Kanał Zvezda opublikował zdjęcie, na którym widać Władimira Saldo i przy okazji "mówił o aktualnej sytuacji w regionie".
W trakcie koncertu emitowane są krótkie propagandowe filmiki, na których widać walczące rosyjskie oddziały. Odśpiewano piosenkę Gruppa Krovi (Grupa Krwi) zespołu Kino. "Grupa krwi - na rękawie. Mój porządkowy numer - na rękawie. Życz mi powodzenia w boju, życz mi: Bym nie pozostał w tej trawie" - śpiewa tłum. W przerwie zachodnie kraje mieszane są z błotem.
Tymczasem według informacji ukraińskiego sztabu, w ciągu doby zginęło 620 rosyjskich żołnierzy.
Starannie dobrana publiczność
Kto bierze udział w koncercie? Według propagandy - zwykli obywatele popierający "specjalną wojenną operację". W rzeczywistości to statyści, których werbowano za kwotę 500 rubli.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Kanał Telegram "Uważaj, Moskwa" poinformował, że każdy otrzymał odpowiednie instrukcje dotyczące zachowania: mają nie mówić, że dostali pieniądze za udział w koncercie, a pojawili się na nim z własnej woli.
"Kochaj Rosję albo w ogóle nie odpowiadaj"
Koncert rozpoczął się w środę o godz. 15 czasu moskiewskiego. Uczestnicy dostali wskazówkę: jeśli ktoś zapyta was, po co tu jesteście macie odpowiedzieć, że kochacie Rosję, albo w ogóle nic nie mówcie. Nie mówcie nic nawet między sobą.
Media i kanały telegramowe informowały wcześniej, że na koncert aktywnie zapraszano pracowników państwowych i studentów - takie informacje pojawiały się nawet z oddalonego o ponad 200 kilometrów od Moskwy Iwanowa. Na stadionie obok siedzeń na uczestników czekały rosyjskie flagi.
Co ciekawe bilety koncert w Łużnikach pojawiły się również na portalach ogłoszeniowych: autorzy, którzy przedstawiają się jako pracownicy przedsiębiorstw miejskich od pracowników państwowych, wystawili bilety na sprzedaż za 300-1000 rubli.
Jak twierdzą sami sprzedawcy, zaproszenia na koncert wręczano im w pracy. Bilety nie są sprzedawane imiennie, ale lepiej "wziąć ze sobą paszport". Niektóre przedsiębiorstwa ostrzegają swoich pracowników przed przekazywaniem biletów osobom trzecim pod groźbą zwolnienia.
Wiele informacji traktujących o rzekomych atakach i agresji ze strony ukraińskiej, które podają rosyjskie media, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.