"Super Express" doniósł, że ludzie z ochrony prezydenta i premiera od mniej więcej 2 lat dorabiają sobie jako ochroniarze u jednej z bogatych rodzin w Konstancinie-Jeziornie.
Według gazety, pracownicy BOR przyjeżdżają tam z służbową bronią, odwożą dzieci do amerykańskiej szkoły, panią domu - do pracy lub fryzjera, eskortują samochody do myjni. Natomiast do ochrony placówek dyplomatycznych jeżdżą tokarze, stolarze zatrudnieni w BOR, nieprzygotowani do pełnienia takich funkcji, ale mający poparcie szefów BOR.
W Biurze Ochrony Rządu trwa już kontrola związana z wcześniejszymi, lutowymi, doniesieniami "SE". Dziennikarz tej gazety napisał wówczas, że w BOR tworzy się sztuczne etaty dla majorów i pułkowników z rozwiązanych Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych, na placówki jeżdżą osoby bez odpowiedniego przeszkolenia, a jednym z wielu problemów formacji jest nadużywanie przez funkcjonariuszy alkoholu.
Jak poinformowała Hytrek, szef MSWiA Józef Oleksy polecił gen. Mozgawie przedstawienie pełnego i rzetelnego raportu dotyczącego funkcjonowania formacji w związku z tymi informacjami. "Polecił też departamentowi kontroli MSWiA przeprowadzenie kompleksowej kontroli Biura Ochrony Rządu" - dodała.
BOR wyjaśnia też sprawę dwóch funkcjonariuszy Biura, którzy na początku marca zostali odwołani z zagranicznej podróży służbowej, ponieważ podczas niej pili alkohol. Także w marcu został zatrzymany i aresztowany pod zarzutem popełnienia przestępstwa kryminalnego funkcjonariusz BOR, 23-letni Marcin M. Jest podejrzany o dokonanie dwóch napadów na stacje benzynowe w centrum Warszawy. Marcin M. był w służbie przygotowawczej BOR od 11 miesięcy, przy czym przez dłuższy czas przebywał na zwolnieniu lekarskim. (mn)
* Zobacz także: Super Express - BOR-owiki dorabiają jako goryle*