Szczyt Kim - Trump w Wietnamie. Zaczęło się od skandalu, ale może skończy się wojna
Pociąg pancerny przywódcy Kim Dzong Una i Air Force One Donalda Trumpa są już w Wietnamie. Przywódcy spotkają się w Hanoi, kojarzącym się z wojną "mieście pokoju". Jest nadzieja, że oficjalnie zakończą trwający od 70 lat konflikt między swoimi krajami.
27.02.2019 | aktual.: 27.02.2019 11:07
Kim Dzong Un nie lubi latać i nie ufa samolotom. Bezpiecznie czuje się w ociężałym pociągu pancernym, który, jak oceniają specjaliści, podróżuje z prędkością ok. 60 km/h. Po ponad dwudniowej podróży ten specjalny skład przywiózł go do miasteczka Dong Dang na granicy wietnamsko – chińskiej. Stamtąd konwój samochodów zabrał go do Hanoi, stolicy Wietnamu, gdzie przywódca Korei Północnej po raz drugi rozmawiać będzie z prezydentem Donaldem Trumpem.
Pancernej limuzynie Kima, w mieście, towarzyszyli "biegający ochroniarze". Grupa kilkunastu północnokoreańskich agentów chroniących samochód przywódcy stała się swego rodzaju znakiem rozpoznawczym Kim Dzong Una podczas jego niezbyt częstych podróży zagranicznych.
Kim Dzong Un przyjechał do Wietnamu pociągiem pancernym
W Hanoi wylądował też słynny Air Force One, specjalny Boeing 747 z prezydentem USA na pokładzie. Krytycy obecnego gospodarza Białego Domu podkreślają, że Trump spóźnił się do Wietnamu o pół wieku i nie zdążył na wojnę. Początkowo w 1968 r. komisja wojskowa uznała go za zdolnego do służby, ale kilka miesięcy później gdy skończył studia, nagle okazało się, że chora stopa nie pozwala mu odbyć obowiązkowej wówczas służby.
USA już nie bombardują, ale schron został
Świadectwem burzliwej przeszłości Wietnamu jest sam hotel Metropole, w którym po 8 miesięcznej przerwie mają spotkać się politycy. Budynek powstał na samym początku XX w., gdy kraj był jeszcze kolonią francuską. Po ogłoszeniu niepodległości i podziale Wietnamu na dwa wrogie kraje, przywódcy komunistycznej północy zmienili nazwę na Hotel Zjednoczenia pokazując kierunek, w którym zmierzali.
Policjant przed wejściem do hotelu Legend Metropole w Hanoi
Biały budynek przetrwał też dekady amerykańskich nalotów na Hanoi. Z czasów wojny pochodzi schron pod tarasem z wejściem w kawiarni koło hotelowego basenu. W 1972 r. w Metropole zatrzymała się amerykańska aktorka Jane Fonda podczas podróży do kraju walczącego z jej ojczyzną. Komunistyczni propagandyści umieli to wykorzystać, a młodą Amerykankę po powrocie do USA okrzyknięto zdrajczynią. Historia zatoczyła koło i Sofitel Legend Metropole znowu zarządzany jest przez francuskich właścicieli sieci luksusowych hoteli.
Kim i Trump w luksusach
O ile historyczny budynek będzie jednym z miejsc spotkań polityków w Hanoi, to Kim i Trump zamieszkają gdzie indziej. Północnokoreański przywódca nocował będzie w 185 metrowym apartamencie prezydenckim hiszpańskiego, pięciogwiazdkowego hotelu Melia. Z sypialni na 22 piętrze będzie mógł podziwiać panoramę miasta, które stara się wykorzystać szczyt dla podniesienia prestiżu i przyciągnięci turystów, którzy i tak coraz chętniej odwiedzają Wietnam.
Z kolei Donald Trump zatrzymał się w Marriottcie z 7 restauracjami i wszelkimi, możliwymi udogodnieniami oferowanymi przez amerykańską sieć. W żadnym wypadku nie mógł to być Hilton, gdyż natychmiast skojarzyłoby się to z czasami wojny i prowokowało złośliwe komentarze. Otoczony ponurą sławą obóz dla amerykańskich jeńców nazywany był właśnie "hanojskim Hiltonem". Ponad pięć lat spędził w nim jeden z najgłośniejszych krytyków Donalda Trumpa, zmarły niedawno senator John McCain, którego samolot został zestrzelony nad Wietnamem w 1967 r.
Skandal. Dziennikarze i Kim w jednym hotelu
Gospodarze szczytu mieli zaledwie 10 dni na jego przygotowanie. Dla porównania Singapur, gdzie w 2018 pierwszy raz Trump spotkał się z Kimem, miał na to dwa miesiące. Pośpiech tłumaczyć może też skandal, do którego doszło w hotelu Melia. Okazało się, że miejsce to równocześnie zarezerwowano dla Kim Dzong Una i biura prasowego Białego Domu.
Wiadomo, że komunistyczny reżim nie toleruje wolnych mediów, a sąsiedztwo dziennikarzy i oficjeli z Pjongjangu byłoby przynajmniej problematyczne. Władze wietnamskie uznały północnokoreańskiego gościa za ważniejszego od amerykańskich dziennikarzy i urzędników, którzy zostali bezceremonialnie wyrzuceni ze zorganizowanego przez USA centrum prasowego zaledwie dzień przed planowanym rozpoczęciem szczytu.
Szansa na pokój i promocję
Do Hanoi przyleciało ok. 3 tys. dziennikarzy z całego świata. Nie jest to tak przełomowe wydarzenie, jak szczyt w Singapurze, niemniej oczekiwania nie są małe. Po pierwsze politycy mogą ogłosić formalne zakończenie trwającej od ponad 70 lat wojny pomiędzy USA i Koreą Północną, co umożliwi dalszą współprace. Donald Trump już zapowiadał, że Kim Dzong Un może swój kraj przeobrazić w gospodarcze mocarstwo.
Tak się jednak nie stanie, zanim przywódcy nie zapełnią treścią ogólnego pojęcia denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Co prawda Pjongjang zlikwidował już główny ośrodek badań jądrowych, ale nie zniszczył posiadanych głowi atomowych i prowadzi tajny program rakietowy. Jeżeli Trumpowi i Kimowi uda się przedstawić plan konkretnych działań na najbliższe miesiące i lata, to dwudniowy szczyt w Hanoi będzie uznany za udany, a stolica Wietnamu tym dumniej będzie mogła mienić się "miastem pokoju".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl