Szaleństwo propagandystów. Kampania o "prawdziwych mężczyznach" w Rosji

Rosyjska branża reklamowa twórczo podchwyciła wątek, w którym Władimir Putin pocieszał rosyjskie matki, że lepiej jest zginąć za ojczyznę, niż zapić się na śmierć. Tak powstała seria filmów zagrzewających do mobilizacji. Ich przesłanie: prawdziwy rosyjski mężczyzna zostawia zapitych kumpli, idzie na wojnę, by powrócić jako bohater. I to jeszcze z nowym samochodem.

Szaleństwo propagandystów. Kampania o "prawdziwych mężczyznach" w Rosji
Szaleństwo propagandystów. Kampania o "prawdziwych mężczyznach" w Rosji
Źródło zdjęć: © PAP, Telegram
Tomasz Molga

Prawdziwy rosyjski mężczyzna nie podjada kiełbasy z lodówki przy wrzaskach swojej żony. Tylko zgłasza się do armii. Tu pada hasło: "obrona ojczyzny oznacza ocalenie rodziny i utrzymanie wiary w pomyślną przyszłość". Młody rosyjski patriota, zamiast strzelać w grach w komputerowych może "decydować o biegu historii swojego kraju jak mężczyzna" i być "graczem prawdziwych wydarzeń" - zachęca kolejny film. "Prawdziwy rosyjski mężczyzna" nie pije z kumplami piwa, gdy "inni obywatele poświęcają życie". "Prawdziwy ojciec" nie zwierza się córce, że fabryka nie wypłaca mu pensji, tylko zaciąga się do armii i dostaje żołd.

To wątki propagandowych filmów, które w grudniu zaczęły krążyć w rosyjskim internecie. Publikuje je kanał telegramowy o nazwie "Jestem zmobilizowany", zachęcając w ten sposób do zgłoszenia się do armii i pójścia na wojnę z Ukrainą.

Kadr z filmu o mobilizacji. Zachęca, do porzucenia przaśnego życia i rozpoczęcia przygody na wojnie ojczyźnianej
Kadr z filmu o mobilizacji. Zachęca, do porzucenia przaśnego życia i rozpoczęcia przygody na wojnie ojczyźnianej© Telegram | Ya Mobilizowan

- Nam może się to wydawać prymitywne, ale ta kampania jest dostosowana do specyfiki rosyjskiej prowincji. W tej narracji przedstawia się udział w wojnie jako ucieczkę mężczyzn od ponurej rzeczywistości ich codziennego życia, biedy, depresji i kłopotów finansowych. Po powrocie zyskają zaś pieniądze i akceptację - komentuje w rozmowie z WP Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, ekspert analizujący rosyjską propagandę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Sądzę, że cześć przekazu jest adresowana do kobiet: córek, matek i teściowych mających teraz odegrać większą rolę w zachęcaniu mężczyzn do udziału w walce. One od początku agresji na Ukrainę w większym stopniu popierały wojnę, teraz miałyby wywierać dodatkową presję - mówi dalej Michał Marek.

Dodaje, że akcja może być odpowiedzią na obawy rosyjskich władz związane z unikaniem poboru do wojska. Przypomnijmy, że na przełomie września i października, po ogłoszeniu częściowej mobilizacji kilkaset tysięcy Rosjan spakowało walizki i uciekło za granicę.

Nie piję, bo idę na wojnę

Do wątku tchórzliwych ucieczek nawiązuje wprost scenariusz jednego z filmów mobilizacyjnych. Pokazuje grupę trzydziestoletnich, zamożnych Rosjan ładujących do samochodu bagaże. Gdy starsze kobiety pytają ich, dokąd jadą, jeden odpowiada: "Do Gruzji. Na zawsze". Kiedy jedna kobieta upuszcza torbę z zakupami, mężczyźni, zamiast pomóc po prostu wsiadają do samochodu. - Chłopcy wyjechali, mężczyźni zostali - podsumowuje jedna ze starszych kobiet.

Kolejny pokazuje scenkę pod wiejskim sklepem. Dwójka chłopaków wychodzi ze zgrzewką piwa i zachęca trzeciego, żeby wspólnie sobie popili. Ten odmawia i wyjaśnia, że trudno bawić się, gdy "inni obywatele ryzykują życiem na froncie". Dodaje, że idzie zaciągnąć się do wojska. Ta rozmowa zmienia nastawienie jednego z balangowiczów. W następnej scenie ogłasza on, że też zdecydował się pomóc w specjalnej operacji - kumplowi, który na przystanku autobusowym oferuje podwiezienie do punktu werbunkowego. Po czym razem ruszają w drogę.

Nie jest jasne, czy seria filmów "Jestem zmobilizowany" jest finansowana przez rosyjskie władze. Historia spod sklepu wygląda jak nawiązanie do słów Władimira Putina, że "lepiej zginąć w walce za ojczyznę, niż zapić się wódką". Tak rosyjski prezydent pocieszał rosyjskie matki, które niepokoiły się o synów wysłanych na wojnę w Ukrainie (z okazji Dnia Matki spotkał z grupą kobiet pod koniec listopada). Jedna z matek zwierzyła się wówczas, że jej syn ochotnik zginął pod Donieckiem, na co Putin odparł:

- W naszym kraju w wypadkach samochodowych ginie 30 tysięcy ludzi rocznie, a przez alkohol podobna liczba. Tak niestety jest, tak się w życiu zdarza. Życie jest skomplikowane i różnorodne, dużo bardziej, niż napisano na jakichś tam papierach (...) Pytanie w tym - jak żyliśmy? Niektórzy żyją nieświadomie i umierają przez wódkę czy inne rzeczy. Potem nie wiadomo - czy żyli, czy nie żyli, czy byli, czy ich nie było. A pani syn żył. Rozumie pani? On osiągnął swój cel. To znaczy, on umarł będąc kimś. Rozumie pani? W tym sensie jego życie miało znaczenie - tłumaczył Władimir Putin.

Tego już nie mówią mobilizowanym

Po 300 dniach wojny rosyjskie straty mają przekraczać 99 tys. ludzi - tak wynika z danych przedstawianych przez ukraiński sztab generalny. Natomiast w Rosji dokładna liczba zabitych i rannych żołnierzy w walkach w Ukrainie nie została upubliczniona. Według zachodnich analityków wojskowych jesienią w Rosji zmobilizowano ponad 300 tys. ludzi, ponieważ armia, która rozpoczęła napaść, poniosła ciężkie straty.

Szacuje się, że około jedna trzecia zmobilizowanych została szybko skierowana na front do zabezpieczenia pozycji obronnych. Nazywani "mobikami" i "jednorazowymi żołnierzami" prawdopodobnie zostali już zdziesiątkowani w walkach pozycyjnych. Około 200 tys. mężczyzn stanowi rezerwę, która przygotowuje się do ofensywy podczas kolejnej fazy wojny.

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie