Sytuacja na obszarze Ukrainy. "Spiralę emocji nakręca Putin"
Doniesienia amerykańskiego wywiadu w sprawie Ukrainy mogą być przesadzone? Rzeczywiste zamiary Władimira Putina pragnie przejrzeć cały świat. Ćwiczenia wojsk rosyjskich i białoruskich, rozpoczęte w czwartek na terenie Białorusi, mogą być pretekstem do napaści na Ukrainę. O tym, że sytuacja wygląda naprawdę poważnie, świadczy wiele sygnałów. Jak je interpretować? - Nie jest zaskoczeniem rozwinięcie szpitala polowego - wskazują w rozmowie z Wirtualną Polską eksperci do spraw obronności, gen. broni rez. Mirosław Różański i gen. broni rez. Waldemar Skrzypczak.
"Sprawy mogą się zacząć rozwijać w szaleńczym tempie" - uważa prezydent USA Joe Biden. W rozmowie ze stacją telewizyjną NBC polityk zaapelował do obywateli amerykańskich przebywających na Ukrainie, by natychmiast opuścili terytorium kraju zagrożonego inwazją.
Zaznaczył też, że nie dopuszcza ewentualności wysłania amerykańskich żołnierzy na obszar Ukrainy w chwili przeniesienia się tam konfliktu zbrojnego. Nie przewiduje również zaangażowania lotnictwa USA w ewakuowanie Amerykanów, którzy będą znajdować się w tym kraju, gdyby doszło do rosyjskiej inwazji.
Jak zaznaczył, nie wyśle na Ukrainę wojsk, bo "kiedy Amerykanie i Rosjanie zaczną strzelać do siebie, będziemy mieć wojnę światową". Ale jednocześnie, wskazując na prawdopodobieństwo najgorszego scenariusza, mówił też o lepszym. Powiedział, że Putin jest "na tyle głupi, by wejść" na Ukrainę, ale jednocześnie "na tyle mądry, by nie zrobić nic, co negatywnie wpłynęłoby na obywateli USA".
Według doniesień amerykańskich mediów Biały Dom jest przekonany o tym, że prezydent Władimir Putin już zdecydował o ataku na Ukrainę. - Widzimy oznaki dalszej eskalacji ze strony Rosji wokół Ukrainy i uważamy, że do nowej inwazji może dojść jeszcze podczas trwających Igrzysk Olimpijskich - powiedział z kolei w piątek doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Jake Sullivan.
Coraz częściej pojawiają się także głosy, że amerykańscy dyplomaci mają zostać ewakuowani z placówki Kijowa.
Rozpoczęte 10 lutego ćwiczenia na terytorium Białorusi, prowadzone przez państwo związkowe, czyli sojusznicze armie rosyjską i białoruską, są symulacją obrony przed ewentualną agresją z Zachodu. Eksperci zauważają jednak, że to nie są "klasyczne ćwiczenia wojskowe".
Świadczyć o tym może obecność szpitali wojskowych w postawionej przez wojska białoruskie i rosyjskie infrastrukturze militarnej na poligonach. Takie elementy wypatrzyli wojskowi analitycy.
W czwartek w mediach społecznościowych opublikowano zdjęcia satelitarne wykonane nad lotniskiem Ziabrówka niedaleko leżącego przy granicy białorusko-ukraińskiej Homla.
Jak należy interpretować te znaki, świadczące o tym, że sytuacja rzeczywiście wygląda groźnie, a Putin wcale nie chce uspokoić międzynarodowej opinii publicznej, tylko wręcz przeciwnie - zmierza do eskalowania stanu zagrożenia? O tym w rozmowie z Wirtualną Polską mówią eksperci.
Sytuacja na obszarze Ukrainy. "Spiralę emocji nakręca Putin"
- Każda działalność związana ze szkoleniem wojskowym odbywa się przy pełnym zabezpieczeniu medycznym. Nie jest dla mnie zaskoczeniem rozwinięcie szpitala polowego. Gdybym przygotowywał działania sprawdzające, też bym taką decyzję podjął. Mówi się, że myśląc o pokoju, trzeba przygotowywać się do wojny. Nie marginalizowałbym tego sygnału, ale też nie eksponowałbym tego elementu jako szczególnie dramatycznego sygnału. Nie świadczy on bowiem o tym, że taka inwazja nastąpi - uspokaja generał broni rez. Mirosław Różański, były dowódca generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, prezes zarządu Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju "Stratpoints".
Podobną opinię wyraża generał broni rez. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych i były wiceminister obrony. - W ćwiczeniach na Białorusi uczestniczy kilkanaście tysięcy żołnierzy - wojska lądowe, obrona powietrzna, lotnictwo. Armia białoruska i rosyjska ćwiczy z amunicją, używane są wszystkie środki stosowane w działaniach militarnych. Takie ćwiczenia wymagają sprawdzania wszystkich elementów wsparcia, także służb medycznych ratujących życie - mówi.
Jak dodaje, w działaniach na taką skalę muszą być prowadzone również próby funkcjonowania szpitali polowych, by wiadomo było, jak sprawdzą się w sytuacji zagrożenia. - Dla mnie to, że są one rozwijane podczas tych ćwiczeń, to nic dziwnego. Nie wiem, skąd to przekonanie, że to bardzo niepokojąca okoliczność - zauważa generał Skrzypczak.
Apel skierowany do obywateli Stanów Zjednoczonych i atmosferę wokół konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w USA eksperci oceniają rozbieżnie. Dla generała Mirosława Różańskiego to znak, że Ameryka dba o swoich obywateli. - Zwróćmy uwagę, że amerykańskie jednostki zostały usytuowane w pobliżu Rzeszowa i Lublina. Gdyby Amerykanie musieli opuszczać szybko teren Ukrainy, niekoniecznie powodem musi być konflikt zbrojny, wojska USA będą gotowe przejąć ich już na terytorium Polski.
Generał podkreśla, że nie może być mowy o takiej sytuacji, by żołnierze amerykańscy walczyli z Ukraińcami ramię w ramię przeciwko Rosjanom. - Traktaty określają wyraźnie, kto i na jakiej zasadzie kogo wspiera. NATO nie jest jeszcze rozszerzone o Ukrainę, może więc pomagać, wysyłając uzbrojenie. Spiralę emocji nakręca Putin. Embarga gospodarcze i ekonomiczne mogą być czynnikiem decydującym, czy Putin na taką agresję się zdecyduje - mówi generał Różański.
Generał Waldemar Skrzypczak obawia się, że słowa prezydenta USA są efektem zbyt przesadzonych doniesień amerykańskiego wywiadu. Zwraca uwagę, że nie zawsze informacje agentur USA są bliskie prawdzie. - Już słyszeliśmy wcześniej z tego źródła, na które powoływały się agencje, że wojna wybuchnie lada chwila, że to kwestia kilku godzin, a do tego nie doszło. Nie można wykluczyć sytuacji, że wywiad ma przecieki. Być może nawet dochodzi do prowokacji wywiadu rosyjskiego, przecieków kontrolowanych - obawia się generał Skrzypczak.
- Zachód jest nieskonsolidowany. Politycy z krajów europejskich latają cały czas po kolejnych stolicach, dyskutują, ale z tych rozmów nic nie wynika. Putin to widzi. Przywódca Rosji przypiera wszystkich do ściany, przewaga jest po jego stronie, bo jesteśmy słabi w tej rozgrywce. Nie ma żadnego jednego ważnego głosu - dodał Skrzypczak.
W rozmowie z WP były szef MON zwrócił uwagę na niejednoznaczne działania prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który podczas wizyty w Rosji miał stawiać na ustępstwa w zamian za obietnicę deeskalacji napięcia. "Postawa Macrona stwarza wręcz pozory 'dwugłosu Zachodu'" - oceniało we wtorek Politico.
Rosja ma jeszcze wybór? "Putin może zapłacić wyższą cenę"
O tym, że Rosja wciąż ma wybór, wspomniał szef Sojuszu Północnoatlantyckiego na wspólnej konferencji prasowej z brytyjskim premierem Borisem Johnsonem w Brukseli. - Rosja ma wybór: może wybrać rozwiązanie dyplomatyczne. Jeśli wybierze konfrontację, zapłaci wyższą cenę - stwierdził Jens Stoltenberg.
Przypomnijmy, że prezydent Andrzej Duda wziął w piątek udział w kolejnej telekonferencji z udziałem prezydenta USA Joe Bidena oraz przywódców NATO i UE. - Omawialiśmy możliwe, przewidywane scenariusze wydarzeń. Jest absolutna jedność przywódców Zachodu, jest poczucie głębokiej potrzeby solidarności z Ukrainą, konieczności pomocy - mówił prezydent po zakończeniu rozmów. Jak dodał, obecnie "nie ma deklaracji wysłania sił na Ukrainę". W jego ocenie działania Władimira Putina "doprowadziły do jedności Zachodu".
W piątek wieczorem rosyjskie agencje prasowe poinformowały, powołując się na rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, że prezydenci Joe Biden i Władimir Putin będą jeszcze rozmawiali telefonicznie w sobotę. Potem potwierdził to Biały Dom. Informacja pojawiła się po wystąpieniu Jake'a Sullivana, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego USA. - Widzimy oznaki dalszej eskalacji ze strony Rosji wokół Ukrainy i uważamy, że do nowej inwazji może dojść jeszcze podczas trwających igrzysk olimpijskich - powiedział Sullivan na konferencji w Białym Domu.
Informacjom USA, jakoby w przyszłym tygodniu mogło dojść do rosyjskiej inwazji na Ukrainę, zaprzeczyło jednak rosyjskie MSZ.