Syryjskie MSZ: władze Syrii wyraziły zgodę na przyjazd inspektorów ONZ
Władze Syrii zgodziły się na dopuszczenie inspektorów ONZ do miejsc na przedmieściach Damaszku, gdzie w minionym tygodniu miało dojść do ataków z użyciem broni chemicznej - powiadomiło syryjskie MSZ w oświadczeniu nadanym przez telewizję. Wyższy przedstawiciel władz USA oświadczył natomiast, że Stany Zjednoczone mają "bardzo niewiele wątpliwości" że władze Syrii użyły w ubiegłym tygodniu broni chemicznej przeciwko cywilom. Z kolei Szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Państwowej Aleksiej Puszkow wyraził natomiast przekonanie, że prezydent USA Barack Obama zmierza do wojny w Syrii, jak jego poprzednik George W. Bush dążył do wojny w Iraku.
Oenzetowscy inspektorzy od broni chemicznej mają się udać w poniedziałek na miejsce domniemanych ataków chemicznych pod Damaszkiem, by tam przeprowadzić dochodzenie.
Biuro sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna powiadomiło w niedzielnym oświadczeniu, że władze Syrii obiecały, iż będą przestrzegać zawieszenia broni na przedmieściach Damaszku, gdzie inspektorzy ONZ mają rozpocząć misję polegającą na ustalaniu faktów. Inspektorzy ONZ przyjechali do Damaszku trzy dni przed domniemanym atakiem z użyciem broni chemicznej pod stolicą Syrii. Mieli badać wcześniejsze doniesienia o użyciu broni tego rodzaju podczas wojny domowej w Syrii. O użycie broni chemicznej oskarżały się obie strony konfliktu.
Około 3600 osób z neurotoksycznymi objawami trafiło do trzech szpitali w rejonie Damaszku od 21 sierpnia; 355 z nich zmarło - poinformowała w sobotę organizacja Lekarze bez Granic, która wspiera te szpitale.
Opozycja syryjska oskarżyła siły rządowe o środowy atak na przedmieściach Damaszku z użyciem gazu bojowego i spowodowanie śmierci od kilkuset do 1300 osób. Reżim zaprzeczył oskarżeniom, lecz nie zgadzał się na inspekcję ekspertów ONZ. Ostatecznie przystał na to dopiero w niedzielę.
Doniesienia o możliwym użyciu broni chemicznej w Syrii ożywiły debatę na temat ewentualnej interwencji zbrojnej w tym kraju. Szef Pentagonu Chuck Hagel poinformował w niedzielę dziennikarzy podczas konferencji prasowej, że amerykańskie siły zbrojne są gotowe do podjęcia akcji zbrojnej wobec Syrii, jeśli taką decyzję podejmie prezydent Barack Obama.
Rosja, która pozostaje głównym wsparciem dla reżimu prezydenta Baszara al-Asada, przestrzegła w niedzielę USA przed "powtarzaniem starych błędów". Moskwa twierdzi, że wszelkie jednostronne operacje militarne w Syrii podważą wysiłki pokojowe, w tym rosyjsko-amerykańskie, doprowadzą do eskalacji napięcia w Syrii i będą mieć zgubny wpływ na i bez tego wybuchową sytuację na Bliskim Wschodzie.
Rosja, jak wynika z oświadczenia rzecznika rosyjskiego MSZ Aleksandra Łukaszewicza, zaapelowała do wszystkich, którzy "próbując narzucić ekspertom z ONZ wyniki dochodzenia mówią o możliwości przeprowadzenia wobec Syrii akcji z użyciem siły, by przejawili rozsądek i nie popełniali tragicznych błędów".
Jednocześnie MSZ Rosji podkreśliło, że ważne jest, "aby i syryjska opozycja zbrojna, która kontroluje część rejonów wschodniej Guty (pod Damaszkiem), stworzyła warunki bezpiecznej pracy dla inspektorów ONZ".
Szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Państwowej Aleksiej Puszkow wyraził natomiast przekonanie, że prezydent USA Barack Obama zmierza do wojny w Syrii, jak jego poprzednik George W. Bush dążył do wojny w Iraku.
"Ta wojna, tak samo jak tamta, będzie nielegalna, a Obama stanie się klonem Busha" - napisał wpływowy rosyjski polityk na Twitterze.
"Bardzo niewiele wątpliwości"
Stany Zjednoczone mają "bardzo niewiele wątpliwości" że władze Syrii użyły w ubiegłym tygodniu broni chemicznej przeciwko cywilom - oświadczył wyższy przedstawiciel władz USA. Szef francuskiego MSZ Laurent Fabius powiedział natomiast, że "nie ma żadnych wątpliwości", iż za atak z użyciem broni chemicznej na przedmieściach Damaszku ponoszą odpowiedzialność władze Syrii.
- Biorąc pod uwagę podaną liczbę ofiar, relacjonowane objawy u tych którzy zostali zabici lub poszkodowani, zeznania świadków i inne fakty zebrane przez jawne źródła, służby wywiadowcze USA i partnerów międzynarodowych, jest w tej chwili bardzo niewiele wątpliwości, że w tym incydencie broń chemiczna została użyta przez syryjski reżim przeciwko cywilom - powiedział dziennikarzom wspomniany przedstawiciel, który zastrzegł sobie anonimowość.
- Nadal analizujemy fakty tak, by prezydent mógł podjąć opartą o informacje decyzję na temat tego, jak odpowiedzieć na to pozbawione skrupułów użycie broni chemicznej - dodał.
Zbagatelizował jednocześnie zgodę rządu Syrii na przybycie inspektorów ONZ na miejsce domniemanego ataku. - Na obecnym etapie jakakolwiek opóźniona decyzja reżimu o dopuszczeniu ekipy ONZ będzie uważana za zbyt późną by być wiarygodną również dlatego, że dostępne dowody uległy znacznemu rozproszeniu w rezultacie prowadzonego przez reżim ostrzału i innych świadomych działań w ciągu ostatnich pięciu dni - podkreślił przedstawiciel władz USA.
Szef francuskiego MSZ Laurent Fabius powiedział w niedzielę, że "nie ma żadnych wątpliwości", iż za atak z użyciem broni chemicznej na przedmieściach Damaszku ponoszą odpowiedzialność władze Syrii. Wcześniej sugerował to prezydent Francji Francois Hollande.
- Wszystkie informacje, jakimi dysponujemy, sprowadzają się do tego, że doszło do masakry z użyciem broni chemicznej i że reżim Baszara al-Asada jest za to odpowiedzialny - powiedział minister spraw zagranicznych Francji na konferencji prasowej w Jerozolimie.
Wcześniej w niedzielę prezydent Francji wskazywał, że istnieje cały szereg dowodów, że 21 sierpnia w Syrii dokonano ataku chemicznego i że wszystko skłania do wniosku, że odpowiedzialne są władze Syrii.