ACTA - przegrana wojna z internautami
Opinia publiczna zwróciła uwagę na międzynarodowy traktat ACTA 19 stycznia po ataku grupy Anonymous na państwowe strony internetowe - m.in. Sejmu, kancelarii premiera, kancelarii prezydenta i ministerstwa kultury. Po nagłośnieniu sprawy, w całej Polsce doszło do protestów przeciw podpisaniu traktatu. Mimo oczywistych faktów, rząd nie chciał przyznać, że sygnowanie ACTA może prowadzić do poważnych, niekorzystnych zmian. W konsekwencji na manifestacje z każdym dniem przychodziło coraz więcej ludzi - szczególnie młodych, wśród których do tej pory PO miała największe poparcie. Protestowali również mieszkańcy mniejszych miast, w których od dawna nie było podobnych demonstracji.
Przeczytaj też: To oni narzucili nam ACTA, Polski nie pytano o zdanie
26 stycznia Jadwiga Rodowicz, ambasador Polski w Japonii, na polecenie premiera Donalda Tuska podpisała umowę ACTA. Protesty przyniosły jednak swój efekt. 17 lutego premier przyznał, że nie miał racji w sprawie traktatu. Zapowiedział także, że zaproponował Europejskiej Partii Ludowej odrzucenie ACTA w Parlamencie Europejskim.
Przeczytaj też: "Nie miałem racji ws. ACTA"
- Stanęliśmy przed największym dramatem cywilizacyjnym początku wieku. Jeśli chcielibyśmy stosować dosłownie przepisy ACTA, mogłoby to oznaczać zanik internetu jako przestrzeni pełnej wolności - mówił Donald Tusk. Mimo kontrowersji, minister kultury Bogdan Zdrojewski, który w rządzie był odpowiedzialny za ACTA, zachował stanowisko.