"Nie czailiśmy się w ukryciu, Amerykanie wiedzieli..."
Czy stanu wojennego można było uniknąć? Wojciech Jaruzelski: "Natrętnie upowszechniana jest opinia, iż ja, że tzw. autorzy stanu wojennego, asekuracyjnie zasłaniają się, usprawiedliwiają jego wprowadzenie nieuchronnością interwencji militarnej bloku. To – używana z całą premedytacją – insynuacja. Ja bowiem niezmiennie, uporczywie powtarzam, że interwencja nie nastąpiłaby, ni stąd ni zowąd, jak „grom z jasnego nieba”. Byłaby pochodną burzliwego rozwoju sytuacji wewnętrznej w Polsce, procesów rozkładowych państwa i tym samym destabilizacji w naszym – geostrategicznie kluczowym obszarze".
Generał tłumaczy, że przygotowania do ewentualnego wprowadzenia stanu wojennego były równoległe do narastających napięć, konfliktów, zagrożeń bezpieczeństwa państwa oraz paraliżu gospodarki. "Zrozumiałe jest, iż nie mógł być podany termin jego wprowadzenia. Do końca liczyliśmy, że tej ostateczności uda się uniknąć. Nie czailiśmy się w ukryciu”.
"Amerykanie wiedzieli o wszystkim"
Jak przekonuje generał Amerykanie doskonale znali sytuację w Polsce, przygotowania do stanu wojennego, realność jego wprowadzenia. Nie poinformowali jednak Solidarności, Kościoła, Papieża-Polaka, co więcej, nie ostrzegli polskich władz. A była ku temu - jak przypomina generał - szczególna okazja – wizyta wicepremiera Zbigniewa Madeja w Waszyngtonie w dniach 6–9 grudnia 1981 roku.
"Szkoda, iż dominująca dziś polityka historyczna – a w istocie rzeczy ideologiczna – po rzeczową, obiektywną analizę i odpowiedź nie sięga. Historyk, który ocenia przeszłość, wie – i to nie wszystko – jak było. Polityk, który ocenia sytuację, widzi jak jest i jedynie przewiduje, co zdarzyć się może. Historyk w zaciszu archiwów i bibliotek – ma komfort ferowania ocen i wyroków post factum. Polityk siedzi na „gorącej patelni” aktualnej rzeczywistości, niosąc odpowiedzialność za każdą decyzję.
Szczególną świadomość tej różnicy powinien mieć badacz zajmujący się historią najnowszą. Przecież jego oceny przekładają się na publiczny osąd i sąd. Kiedy w jednym instytucjonalnie „ciele” – jakim jest IPN – funkcjonuje, i historyk, i prokurator – odpowiedzialność intelektualno-moralna historyka jest tym większa. Należy ubolewać, iż wielu historyków i polityków nie chce, czy nie potrafi spojrzeć i zrozumieć tamtej sytuacji pod kątem nie tylko dzisiejszych, ale również ówczesnych kryteriów i realiów".