ŚwiatSpalona żywcem - historia bezdomnej z Barcelony

Spalona żywcem - historia bezdomnej z Barcelony

W Hiszpanii ponad 30 tys. ludzi żyje na ulicy. Liczba ta utrzymuje się na zbliżonym poziomie od kilku lat. W porównaniu do innych krajów europejskich nie jest to dużo, ale paradoksalnie na jednego bezdomnego przypada w Hiszpanii 100 pustych mieszkań.

Spalona żywcem - historia bezdomnej z Barcelony
Źródło zdjęć: © wp.pl/ Kinga Jankowska

Wśród bezdomnych znajdują się także Polacy, którzy według danych za rok 2008 stanowili około 5% wszystkich "sin techo" (bez dachu - tak określa się tu osoby bezdomne). Na Polaków można natknąć się przede wszystkim w największych hiszpańskich miastach; jak Madryt, Barcelona czy Walencja.

Spalona żywcem w kabinie

To historia jakby żywcem przeniesiona z melodramatu z elementami horroru, tylko, że dramat bezdomnej Rosario Endrinal, nazywanej przez bliskich Charo, rozegrał się naprawdę w grudniu 2005 roku w Barcelonie.

Rosario miała kiedyś wszystko, czego zdawać by się mogło, potrzebuje w życiu kobieta; kochającego męża, uroczą córeczkę, dobrą pracę w poważnej firmie, a do tego urodę i radość życia. I wtedy pojawił się w jej życiu on - Jan, Francuz, w którym zakochała się bez pamięci.

Dla niego młoda kobieta rzuciła wszystko i uciekli razem do Paryża. O jej paryskiej części życia niewiele wiadomo. Po krótkim czasie, porzucona przez kochanka, wróciła do Barcelony, ale w swoim rodzinnym mieście zastała wszystkie drzwi zamknięte. Mąż zabronił jej kontaktów z córką, rodzina nie mogła wybaczyć, przyjaciele odwrócili się plecami.

Potem była raz jeszcze krótka powtórka z miłości z Janem, po której Francuz wyjechał z Barcelony na dobre.

Charo nie wytrzymała psychicznie rozstania z ukochanym. Leczyła się w szpitalu psychiatrycznym. Po wyjściu z niego, nie miała, dokąd wrócić, zamieszkała na ulicy w dzielnicy Sant Gervasi i zaczęła pić.

Była tam lubiana tak, jak tylko lubiana może być bezdomna alkoholiczka. Niektórzy mówili, że nawet, kiedy bywała brudna i zaniedbana, zawsze była damą. Dzięki swej witalności, umiłowaniu tańca i śpiewu, szybko stała się nieodłącznym elementem krajobrazu ludzi Sant Gervasi. Aż do nocy z 17 na 18 grudnia 2005 roku.

Dla Rosario, tak jak dla wielu jej podobnych, sypialnią było otwarte 24 godziny na dobę pomieszczenie, w którym znajdował się bankomat.

Tej nocy, dwóch szukających wrażeń chłopców z dobrych, barcelońskich domów natknęło się na śpiąca tam kobietę. Obrzucili ją wyzwiskami i puszkami, ale zdołała ich przepędzić. Podochoceni sprawcy postanowili jednak wrócić i tę nudną noc zamienić w coś ekscytującego. Przyprowadzili trzeciego, uzbrojonego w butelkę z łatwopalną cieczą, nieletniego kolegę.

Oblali Rosario zawartością butelki, podpalili i zamknęli drzwi. Całe zdarzenie zostało utrwalone na bankowej kamerze przemysłowej.

Dwóch ze sprawców, którzy chcieli "tylko trochę dokuczyć" ofierze, otrzymało wyrok 28 lat pozbawienia wolności, a trzeci, nieletni - 8 lat - najwyższą karę, jaką można otrzymać w jego wieku. Marek - niosę nadzieję

W Polsce przez rok sam był bezdomnym. Załamał się po śmierci żony. Stracił ochotę do życia. Dzięki pomocy przypadkowo poznanego psychiatry, trzy lata temu przyjechał do Hiszpanii na zbiory oliwek. Teraz pomaga bezdomnym w Hiszpanii. Mówi, że bezdomność ma wszędzie podobną twarz.

Co doprowadza kogoś do takiej ostateczności, że trafia na ulicę?
Według Marka nie ma to wiele wspólnego z biedą, a przynajmniej nigdy nie jest głównym powodem znalezienia się na ulicy. Człowiek trafia na tę drogę zwykle po silnym ciosie otrzymanym od życia; po śmierci dziecka, ukochanego, w wyniku separacji, rodzinnej destrukcji, przemocy....

Okazuje się, iż w Hiszpanii około 16% bezdomnych to ludzie mogący okazać się dyplomem uniwersyteckim, 64% ma średnie wykształcenie, około 30 % nie jest uzależnione od żadnego nałogu, ponad 50 % szuka pracy - obraz ten bardzo odbiega od obrazu osoby bezdomnej funkcjonującego w świadomości ogółu "normalnych".

- Najstraszniejsza na ulicy jest ludzka pogarda, spojrzenia pełne obrzydzenia lub spoglądające przez ciebie, jak przez szybę. Kiedy już do końca uwierzysz, że jesteś nic nie wart i nikt nie wyciągnie do ciebie pomocnej dłoni, nie zobaczy w tobie człowieka, nie masz szans - wyjaśnia Marek., który pracuje, jako woluntariusz i co trzecią noc pełni dyżury objeżdżając ulice Barcelony, na których najczęściej można spotkać bezdomnych. Rozwożą kawę, herbatniki, chleb, oferują drobną pomoc medyczną, proponują nocleg w schronisku zwanym albergue para indigentes.

- W schroniskach zazwyczaj panuje surowy regulamin. Rozumiem to, ale niektóre przepisy są nielogiczne. O 7.00 rano trzeba opuścić to miejsce. Jeśli jest zima i nie masz przy duszy centa, to, co możesz zrobić o 7.00 rano? - pyta.

Marek twierdzi, iż to nieprawda, że ludzie nie chcą korzystać ze schronisk, tylko nie chcą, żeby ich dodatkowo upokarzano i poniżano, a to niestety bardzo częsta praktyka. Około połowa z osób bezdomnych w Hiszpanii śpi w ośrodkach. Niektórzy zamieszkują w wybudowanych przez siebie konstrukcjach z kartonów, starych łóżek, wyrzuconych drzwi, które budują w ukrytych za okazałymi hotelami miejscach, parkach albo pod miastem.

Marek zna wszystkich bezdomnych w swoim rewirze. Bardzo rzadko spotyka Polaków, choć podaje się, że, pomijając Rumunów, stanowią oni większość hiszpańskich bezdomnych wśród przybyszów ze wschodniej części Europy.

Tomek, który znalazł się w jego rewirze, jest uzależniony od narkotyków. Ma 30 lat, ale wygląda na znacznie więcej. Marek chce znaleźć mu miejsce w centrum acogida (ośrodek pomocy), w którym mógłby rozpocząć leczenie. Miejsce już właściwie jest, ale teraz trzeba przekonać Tomka. Według Marka, to, czego najbardziej potrzebuje człowiek, który znalazł się na ulicy, to wsparcie psychologiczne i pomoc psychiatryczna.

W Hiszpanii funkcjonuje bardzo dużo organizacji pomocy ludziom bezdomnym. Są ośrodki dzienne i schroniska, ale to, czego brak najbardziej, a co jest warunkiem wyjścia ze stanu bezdomności, to właśnie pomoc psychologiczna.

Kiedy udaje się wyjść z bezdomności, co pozostaje w człowieku z tamtego okresu?
Marek twierdzi, że ma trzy życia: pierwsze, to normalne, drugie - na ulicy i trzecie, które wiedzie teraz i jest kombinacją dwóch poprzednich. Mówi, że jeśli raz spałeś na ulicy, stajesz się w jakiś sposób inny, inaczej traktujesz już „normalne” społeczeństwo i jego wartości. Będąc na ulicy czujesz, że społeczność cię odrzuciła, czujesz się opuszczony, a z tego powodu i ty na zawsze odrzucasz pewne utarte wartości. To trudne do wytłumaczenia, ale tak jest.

Z Lloret de Mar dla polonia.wp.pl
Kinga Jankowska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
bezdomnypolacyprzemoc
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)