Smutne miny i pospuszczane głowy. Rosjanie nie mają czym zrealizować gróźb odwetu na Ukrainie
Od ataku dronów na Kreml, czyli rzekomego zamachu na prezydenta Władimira Putina, minęło ponad 48 godzin. Jak dotąd nie wydarzyło się nic spektakularnego. Prezydent Ukrainy i współpracownicy żyją, siedziba władz w Kijowie nie została zburzona. Tylko smutne miny rosyjskich komentatorów telewizyjnych podpowiadają, że Rosja nie ma jak i czym przeprowadzić odwetu.
- Myślałem, że Rosjanie bardzo szybko zareagują, na przykład dokonają demonstracyjnego ataku na obiekty rządowe w Kijowie. Tego nie zrobili. Być może był atak na Kijów, ale ukraińska obrona przeciwlotnicza była skuteczna, że taki atak nie osiągnął celu. Nie wydarzyło się nic spektakularnego. To jest wydarzenie, które powoli przechodzi do historii - w ten sposób Wojciech Konończuk, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich skomentował atak dronów na Kreml.
Wielu ekspertów od Rosji (także analitycy OSW) skłania się ku tezie, iż brak odwetu Rosji to jeszcze jedna przesłanka, aby sądzić, iż była to prowokacja rosyjskich służb. Obrazy z wybuchami nad gabinetem Putina mają podpalić głowy rosyjskich patriotów i przekonać społeczeństwo do większego poświęcenia w wojnie.
Aby historia o próbie zamachu na Putina zgrabnie układała się w całość, rosyjska propaganda musiała wygłosić wiele pogróżek. Na przykład grożono likwidacją prezydenta Zełenskiego, wystrzeleniem 100 pocisków Kindżał, mających obrócić w gruzy rządowe budynki w Kijowie. A co się wydarzyło?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W nocy 4 maja Rosja wysłała nad Kijów drony Shaded i rakiety. Mimo dużej intensywności ataku wszystkie pociski zostały zestrzelone, przekazał Serhij Popko, szef administracji wojskowej Kijowa. Nie było ofiar wśród ludności cywilnej ani szkód w budynkach mieszkalnych. W piątek w godzinach popołudniowych w Kijowie i większości regionów Ukrainy ogłoszono alarm przeciwlotniczy; ostrzeżenia nie dotyczyły tylko ośmiu regionów na zachodzie kraju.
- Możliwe, że Rosja jest już zbyt słaba, aby dokonać spektakularnego odwetu bronią konwencjonalną przeciwko Ukrainie. Ponadto mogą oszczędzać środki walki w oczekiwaniu na zapowiadaną ukraińską ofensywę - komentuje w rozmowie z WP ppłk rez. Maciej Korowaj, ekspert od rosyjskiej taktyki oraz analityk wydarzeń na wojnie w Ukrainie.
Smutne miny w rosyjskiej telewizji
Tymczasem nawet rosyjscy propagandyści mają problem z wyjaśnieniem, że skoro był zamach na Putina, to dlaczego nie ma adekwatnej odpowiedzi Rosji. W dyskusji w studiu telewizji Rossija 1 eksperci występowali ze spuszczonymi głowami. Emerytowany generał Andriej Gurulew (obecnie deputowany do Dumy Państwowej) tłumaczył widzom, iż jego zdaniem Rosja musi spełnić część gróźb, aby u przywódców krajów będących jej przeciwnikami wrócił rozsądek.
- Ogłosiliśmy, że rozkaz ataku na Kreml pochodził z politycznego przywództwa Stanów Zjednoczonych. Dziś jest jasne, że nasz główny wróg nam zagraża, ale my nie robimy tego samego. (...) Konieczne jest stworzenie zagrożeń zdolnych sprowadzić przywódców USA z nieba na ziemię - mówił w telewizji Gurulew.
Generał, który jest znany z wygłaszania pogróżek, tym razem stwierdził, że Rosja powinna wysłać broń nuklearną do dawnych baz na Kubie, albo dogadać się w tej sprawie z Meksykiem. Okręty podwodne wyposażone w torpedy posejdon powinny cały czas być obecne przy wybrzeżach USA.
- Ktoś mówi, że nigdy nie będzie wojny nuklearnej. Przyjaciele, jeśli broń wisi na ścianie, to na pewno będzie strzelać. Tylko broń nuklearna jest głównym środkiem odstraszającym naszych wrogów, a jej użycie przywróci wszystkim rozsądek - ożywił się Gurulew.
Ppłk Maciej Korowaj wymienia, że adekwatną rosyjską odpowiedzią, na rzeczywisty zamach na Kremlu mógłby być atak terrorystyczny na amerykańską infrastrukturę wojskową np. na Bliskim Wschodzie lub kraju będącym sojusznikiem Ukrainy, uderzenie w gazociągi na terenie UE. Ewentualnie rozpoczęłoby się polowanie na osoby z władz Ukrainy.
- Zastrzegam, że to moje spekulacje. Wydaje mi się, że nawet sami Rosjanie mają świadomość, iż ich możliwości realizacji takich zdarzeń są na krawędzi sukcesu. Natomiast później rozwój wypadków mógłby wymknąć się im spod kontroli. Odwet za rzekomy zamach jest mało prawdopodobny - dodaje rozmówca WP.
Walki frakcyjne na Kremlu
Zdaniem ppłk Macieja Korowaja inscenizacja ataku świadczy o tym, że zaczęły się walki frakcji z otoczenia Władymira Putina. Grupy te chcą mieć wpływ na styl prowadzenia wojny w Ukrainie. Jednak inaczej widzą drogę do przegranej Ukrainy, zakończenia wojny chcą na własnych warunkach.
Zwraca uwagę, że w tle tych walk pojawiły się gniewne wypowiedzi Jewgienija Prigożina, którego podwładni powadzą szturm na miasto Bachmut. Na opublikowanym w piątek nagraniu zwyzywał on ministra Siergieja Szojgu i gen. Walerija Gierasimowa, za to, że lekceważą jego prośby o przysłanie amunicji.
- Jedni szukają radykalnych rozwiązań z użyciem broni jądrowej, drudzy czekają na ukraińską ofensywę i liczą na własną. Celem rywalizacji jest uzyskanie roli głównego zarządcy przy carze i wpływ na prowadzenie wojny w Ukrainie - komentuje były wojskowy. Zaznacza, że rywalizacja za plecami Putina może rozstrzygnąć się w ciągu kilku tygodni.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski