Atak dronami na Kreml. Szykują się najbardziej skrajne decyzje
Ukraińcy dronami chcieli nam zabić prezydenta - ogłosili wczoraj Rosjanie. - Najprościej jest oskarżyć Ukraińców i dać legitymację do odwetu - tak, aby rosyjskie społeczeństwo absolutnie akceptowało najbardziej skrajne decyzje. Z użyciem taktycznej broni jądrowej włącznie - mówi Wirtualnej Polsce płk Maciej Matysiak.
04.05.2023 | aktual.: 04.05.2023 08:59
Rosja oskarżyła wczoraj Ukrainę o nocny atak dronów na Kreml w celu zabicia prezydenta Władimira Putina. Według doniesień rosyjskich państwowych mediów dwa drony, które miały podjąć próbę ataku na budynki na Kremlu, zostały zestrzelone. Na dowód ogromnego zagrożenia, jakie rzekomo czyhało na prezydenta Rosji, pokazano nocne nagrania.
Kreml szybko oznajmił też, że teraz zastrzega sobie prawo do reakcji "gdzie i jak uzna za stosowne". Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski na rosyjskie zarzuty odpowiedział krótko: - Nie atakujemy Putina ani Moskwy, walczymy na naszym terytorium - powiedział Zełenski. I dodał, że Putin "w ten sposób poszukuje sposobów, by zmotywować naród, gdy na polu bitwy nie ma żadnych zwycięstw".
- Wysunięte przez Rosję pod adresem Ukrainy oskarżenia o nocne ataki na Kreml mogą świadczyć o przygotowywaniu przez stronę rosyjską w najbliższym czasie "ataku terrorystycznego" przeciwko Ukrainie na dużą skalę - oświadczył z kolei Mychajło Podolak, doradca prezydenta Zełenskiego.
Przygotować Rosjan na skrajne decyzje
- Najprościej jest oczywiście oskarżyć Ukraińców i tym samym dać legitymację do odwetu i przekazu wewnętrznego, żeby rosyjskie społeczeństwo absolutnie akceptowało wszystkie najbardziej skrajne decyzje, do użycia taktycznej broni jądrowej włącznie. Może się Putin do tego przygotowywać, np. żeby zniwelować i przeciwdziałać ofensywie ukraińskiej. Nie wykluczyłbym takiego działania - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert fundacji Stratpoints.
Jego zdaniem, zaangażowanie Ukrainy w atak jest najmniej prawdopodobne. Zamach na Putina, na Kremlu, z użyciem drona byłby bezcelowy. - Musieliby mieć niesamowicie precyzyjne informacje, ogromną celność i skuteczność. Zamach na Putina nie przyniósłby także szczególnych korzyści w tej wojnie. Mógłby spowodować zastąpienie Putina jeszcze bardziej radykalną osobą u steru władzy w Rosji. Poza tym Ukraińcy mają ważniejsze cele, ewentualnie w Rosji, bliżej swojej granicy - uważa płk Maciej Matysiak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Atak na Kreml nic nie załatwia
Podobne przekonanie wyraża ppłk rezerwy Maciej Korowaj, ekspert w dziedzinie rosyjskiej taktyki wojskowej.
- Każdy atak musi mieć jakiś cel, czy militarny czy polityczny. Czy atak dronów na Kreml dawałby Ukraińcom załatwienie jakichś kwestii politycznych? Moim zdaniem nie - komentuje dla Wirtualnej Polski Maciej Korowaj.
I przypomina dotychczasowe ataki ukraińskie, które dotyczyły celów gospodarczych lub militarnych. - Popatrzmy: płonące zbiorniki z ropą, wykolejone pociągi, płonące fabryki, które są selektywnie targetowane przez Ukraińców i w których odpowiednio dobrano środki do celu. Jeżeli fabryka jest gdzieś daleko, to wchodzi w grę podpalenie przez grupę dywersyjną. Jeżeli cel jest w zasięgu drona i jest tam dziura w obronie powietrznej, to leci tam dron, który detonuje się nad zbiornikiem z paliwem i powoduje pożar. Mamy tutaj bardzo zasadne działanie planowe, mające konkretny cel - uważa ppłk Maciej Korowaj.
Putin nie śpi na Kremlu
- Czy uderzenie na Kreml miało jakiś "modus operandi", pasujący do tego co robili do tej pory Ukraińcy? Mi to nie pasuje - mówi ppłk Korowaj. I dodaje: - Żeby atak był skuteczny, dron musiałby wlecieć w odpowiednie okno. Poza tym atak odbył się w nocy, kiedy praktycznie nikogo, poza małym sztabem, na Kremlu nie ma. Tak czy inaczej, to nie pasuje do tego, jak fachowo atakują Ukraińcy.
- To się nie trzyma kupy, bo Putin nie mieszka na Kremlu, a już na pewno nie ma go tam o 2 w nocy - uważa prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku. - Więc może to być propagandowe zagranie. Bardzo dziwne jest, że Rosjanie od razu wywalili pełną narrację dotyczącą tego ataku: "to Ukraińcy", "nasz prezydent bezpieczny". A tak naprawdę nic tam się nie stało poza niewielkim bezpilotowcem, który eksplodował nad kopułą jednego z budynków kremlowskich. Więc trudno mówić, żeby tam było jakiekolwiek zagrożenie.
Cel poznamy za kilka dni
Według ppłk. Macieja Korowaja cała akcja może być działaniem pod "fałszywą flagą". Jego zdaniem, być może Rosjanie dali wcześniej słowo Chińczykom, że nie będą robić zamachu na prezydenta Ukrainy. - To jest oczywiście moja całkowita spekulacja. Ale teraz może Rosjanie chcą powiedzieć: zrobiono zamach na naszego prezydenta, więc teraz my będziemy mogli polować na polityków ukraińskich, żeby sparaliżować decyzyjność w Ukrainie. Nie udał się atak na infrastrukturę krytyczną zimą, nie udała się albo nie została przeprowadzona z różnych względów ofensywa rosyjska, w Bachmucie nic nie zostało osiągnięte, jest oczekiwana ukraińska ofensywa, więc polowanie na członków rządu ukraińskiego może być powodem do tego typu prowokacji - dodaje Maciej Korowaj.
- Jeśli w ogóle coś miało tam miejsce, to bardziej prawdopodobne, że było to celowe działania rosyjskie za przyzwoleniem czy zgodą Putina. Wywołanie takiego poczucia zagrożenia i legitymizacji jakichś dalszych działań jego administracji - uważa płk Matysiak.
Według niego drugą prawdopodobną przyczyną zaistniałej sytuacji może być wewnętrzna walka na Kremlu. - Czyli eskalacja za przyzwoleniem Putina po to, żeby rozpocząć czystki wokół siebie. Żeby kogoś oskarżyć o takie działania - uważa Matysiak.
- Nie wiemy, co oni mogli sobie tam wymyślić, ale historia prowokacji rosyjskich i radzieckich jest długa. Jeśli zrobili to sami Rosjanie, to cel poznamy w ciągu kilku dni, może tygodnia. Musi to być coś bardzo mocnego, bo inaczej nie przykryją blamażu, jakim jest to przepiękne ujęcie. Przecież Rosjanie, widząc to, zaczną pytać: gdzie jest siła naszej władzy? - uważa prof. Daniel Boćkowski.
Hollywoodzka eksplozja
Zdaniem płk. Macieja Matysiaka już sama prawdziwość filmu może budzić wątpliwości, bo obraz można skutecznie zmanipulować. - To wygląda jakby coś leciało, ale ładunek jakby podłożony był wcześniej i coś wybuchło na dachu. Tak eksplozje nie wyglądają. Tak wybucha paliwo. To jest bardziej wybuch hollywoodzki. Drony mają klasyczny ładunek wybuchowy, ładunku kruszącego, który wybucha z bardzo małym błyskiem. Raczej jest to ciśnienie, chmura pyłu, odłamków, ale nie takiego jasnego ognia - mówi Maciej Matysiak.
- Bardziej tu widzę robotę FSB, albo Głównego Zarządu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych, czyli dawnego GRU - dodaje Matysiak.
Katastrofa bezpieczeństwa
Prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku równocześnie nie odrzuca ostatecznie tezy, że to zaatakowali Ukraińcy. - Mogli coś takiego zrobić, pytanie dlaczego teraz, a nie przed samym 9 maja. Jeśli tak, to nie były to przecież drony, które są zdolne przylecieć z Ukrainy. A więc oznacza to, że ukraińskie oddziały specjalne mają się całkiem dobrze, nie tylko w Rosji, ale i w samej Moskwie, jeśli są w stanie użyć tego typu narzędzi, odpowiednio nimi sterować i doprowadzić je na Kreml. To by oznaczało, że z punktu widzenia Rosji jest to katastrofa bezpieczeństwa - dodaje prof. Boćkowski.
Jeżdżę na niedźwiedziu, nie boję się dronów
A jak cała sytuacja może wpłynąć na obchody Dnia Zwycięstwa w Rosji? - Może chodzi o to, żeby Putin 9 maja wyszedł w glorii chwały i pokazał, że on niczego się nie boi, może stanąć na trybunie i powiedzieć "zobaczcie, jaki jestem silny". Powstaną fotki, tak jak kiedyś w stylu "jeżdżę na niedźwiedziu i latam z żurawiami" - kwituje prof. Daniel Boćkowski.
Czytaj także:
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski