"Organizatorzy też stracili głowę"
"Stałyśmy na peronie i Magda (młodsza córka Andrzeja - przyp. red.) powiedziała: - Ciociu, rany boskie, jak oni wylądują w tej mgle. A ja, nieświadoma, jak prymitywnie wyposażone jest to lotnisko, przekonana, że nikt nie jest samobójcą i że najważniejsze jest bezpieczeństwo pasażerów, odpowiedziałam: - Magdusiu, taka mgła to nie jest problem, poza tym ludzie myślą. To jest lot pod specjalnym nadzorem" - opowiada Zofia Gręplowska, kuzynka Andrzeja Sariusza-Skąpskiego.
Na uroczystości katyńskie przyjechały pociągiem. Wsiadły do podstawionych autokarów i zawieziono je do lasu, na miejsce cmentarza. "Zostawiłyśmy na krzesłach nasze rzeczy i poszłyśmy zobaczyć doły śmierci, gdzie ich wrzucano po egzekucji.(...) I gdy tak chodziłyśmy, zadzwonił Magdy telefon. Dzwoniła Iza, jej starsza siostra, że w TVN na czerwonym pasku idzie informacja o katastrofie samolotu prezydenckiego. (...) Może kogoś skrzywdzę, ale to była rzecz niewyobrażalna: organizatorzy chyba też stracili głowę, cisza, żadnych oficjalnych komunikatów, i to długo..."
"Potem podano komunikat, że zaraz po mszy prosimy do wyjścia, autokary nas zawiozą na obiad, mamy na to dwadzieścia minut, potem od razu wsiadamy do pociągu, pociąg ma specjalny status i najszybciej jak to możliwe wracamy do Polski. Nic o ofiarach śmiertelnych" - czytamy w książce "Smoleńsk".