"Nigdy nie wystąpię o ekshumację"
"Na lotnisko pojechał samochodem. Miał wieniec od polskiej adwokatury oraz 120 egzemplarzy drugiego wydania swojej książki, żeby rozdać ją wszystkim pasażerom - wspomina Bożena Mikke, wdowa po Stanisławie Wojciechu Mikkem, wiceprzewodniczącym rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
"Mąż miał do wyboru - lecieć 7 kwietnia z premierem albo 10 kwietnia z prezydentem.(...) Sam podjął decyzję, że dziesiątego. Czekał, kiedy mu te jego książkę wydrukują. I ona wyszła z drukarni 9 kwietnia.(...) Kiedy w telewizji pokazano zdjęcia wraku, od razu wiedziałam, że nikt nie ocalał. To śmieszne, że wmawia się ludziom, że ktoś mógł przeżyć. Nie mógł!"
Pani Bożena została poinformowana, że jest organizowany wyjazd do Moskwy. "Powiedziano, żebym wzięła ze sobą zdjęcie męża i jego szczoteczkę do zębów, która może się przydać do badania kodu DNA".
Grupy prokuratorskie miały wykaz i opisy wszystkich ciał i szczątków. "A my im opisywaliśmy, jak nasi bliscy wyglądali i w co byli ubrani. Oni od razu mówili, że ten opis pasuje do opisu ciała numer taki, taki i taki. Oni te ciała mieli bardzo dokładnie pomierzone. Waga, wzrost, kolor włosów, w co ubrani, jaki zegarek mieli. I uporządkowane w tabelkach. Rosjanie w ciągu bardzo krótkiego czasu zrobili gigantyczną robotę. Ściągnięto ludzi z całej Rosji. Nieprawdopodobne, jak oni pracowali" - opowiada.
Nie była w stanie jednak zidentyfikować ciała męża. "Pomyślałam o szczątkach, które podobno były nie do zidentyfikowania. Poszłam jeszcze raz.(...) Zażądałam, żeby mi pokazano ubrania, które były na tych szczątkach. Doprowadzono mnie do sali. Leżały na stole. Zobaczyłam but mojego męża. Byłam pewna, że jest jego. Mój mąż miał buty na futrze, nikt takich nie miał, on był jedyny, przypuszczam. Mój mąż wyjeżdżał co roku do Smoleńska i zdawał sobie sprawę, że w Smoleńsku o tej porze będzie zimno. Że nawet śnieg może jeszcze leżeć".
Wtedy odzyskała spokój wewnętrzny. "Nigdy nie wystąpię o ekshumację. Nie mam wątpliwości".