"To nasz prezydent, a nie wasz prezydent"
Jedną z osób, która, jako pierwsza dowiedziała się o katastrofie był Wiktor Bater, korespondent Polsatu. Relacjonuje: "Dojechaliśmy do miejsca, z którego było widać wrak samolotu. Kilku milicjantów biegało za dziennikarzami, którzy dotarli tam wcześniej. Dojechali też inni polscy dziennikarze, cała kawalkada z TVP. Barbara Włodarczyk krzyczała: - Natychmiast nas przepuszczajcie, nie macie prawa nas blokować, my tam musimy wejść, musimy wszystko zobaczyć na własne oczy, nagrać i wypuścić do kraju, bo Polska na to czeka, bo to nasz prezydent, a nie wasz prezydent".
Potem Wiktor Bater razem z operatorem poszedł do pobliskiego warsztatu samochodowego. "Dogadałem się z dyrektorem zmiany, że wpuści operatora na dwie minuty na dach. Zrobił dwa ujęcia.(...) Myśmy mieli fajne foty, a on może już nie ma pracy".
Opowiada też, co w tym czasie robiły inne media. "TVP była wszędzie, ale najlepsze zdjęcia i tak miał mój operator i Jurka, operator Andrzeja Zauchy z TVN. Początkowo Kraśki nie było, była tylko Basia Włodarczyk i jeszcze druga pani z Telewizji Polskiej, która krzyczała po polsku do chłopaków pracujących w tym zakładzie, gdzie my z Łapaczem chwilę wcześniej zrobiliśmy zdjęcia: - Do cholery, wpuście nas, wy nie rozumiecie, że my mamy k...a, swoją pracę do wykonania!!! To jej zaproponowałem, żeby może po francusku wytwornie do nich się zwróciła, to może zrozumieją. Na co ona do mnie: - Jak jesteś taki sprytny, to sam spróbuj zrobić fajne zdjęcia, to będziesz miał co pokazać w tej swojej telewizji, której nikt nie ogląda. Nerwy robiły swoje, puszczały wszystkim..."
"Wieczorem telewizyjne 'Wiadomości' odstawiły spektakl światło-dźwięk, zapalając pod murem lotniska setki zniczy wykupionych przez kilkudziesięcioosobową ekipę TVP w całym Smoleńsku i okolicach. Że to niby światełka zapalane przez współczujących mieszkańców miast. To było żenujące".