Śmierć Zarkawiego może nie zapobiec wojnie domowej
Śmierć Abu Musaba Zarkawiego zrodziła
nadzieję, że można będzie powstrzymać zsuwanie się Iraku ku wojnie
domowej. Jednak wydarzenia pierwszych dni bez Zarkawiego pokazują,
że przemoc między szyitami i sunnitami wymknęła się chyba spod
kontroli - pisze dziennikarz agencji Associated Press Hamza Hendawi.
12.06.2006 | aktual.: 12.06.2006 13:07
Zarkawi, arabski sunnita urodzony w Jordanii, odgrywał przez ostatnie trzy lata kluczową rolę w rozniecaniu napięcia między szyitami i sunnitami. Przeprowadził setki krwawych ataków na szyitów i ogłaszał tchnące nienawiścią tyrady, aby pogłębić schizmę, która datuje się sprzed ponad 1300 lat.
W niedzielę iracka Al-Kaida, jak się zdaje, odpowiedziała na pytania Amerykanów i władz irackich na temat przyszłych planów i taktyki tej organizacji, założonej przez Zarkawiego.
W oświadczeniu umieszczonym w internecie terrorystyczne ugrupowanie zapowiedziało "przygotowanie wielkich ataków, które wstrząsną wrogiem niczym trzęsienie ziemi i odbiorą mu sen".
Gen. George Casey, dowódca sił wielonarodowych, powiedział, że traktuje tę groźbę poważnie, choć dodał, iż gwałtowność retoryki terrorystów świadczy, iż śmierć Zarkawiego jest dla nich ciężkim ciosem.
Oficjele iraccy i amerykańscy oświadczyli w niedzielę, że w odpowiedzi na pogróżki planują nowe akcje przeciwko rebeliantom w Bagdadzie. Nowy minister obrony Iraku, arabski sunnita Abdul Kader Dżasim, mówił o specjalnych środkach bezpieczeństwa przygotowywanych dla stolicy.
Dzień wcześniej pięć organizacji rebelianckich koordynujących swe działania za pośrednictwem wspólnej Rady Mudżahedinów (Bojowników za Wiarę) ogłosiło w internecie przesłanie, w którym pobrzmiewa echo nienawiści Zarkawiego do szyitów.
"Co do was, niewolnicy krzyża [wojska wielonarodowe], potomkowie Ibn al-Alkawiego [szyici] i wy, niewierni sunnici [tj. ci, którzy współpracują z nowymi władzami Iraku], nie możemy się doczekać chwili, gdy odetniemy wam głowy swoimi mieczami" - napisał przywódca Rady, Abdullah bin Raszid al-Bagdadi.
Widmo wojny domowej lub rozpadu Iraku rosło stale od wiosny 2003 roku, kiedy upadek Saddama Husajna sprawił, że dyskryminowana od dawna większość szyicka przejęła dominującą pozycję w kraju od arabskiej mniejszości sunnickiej.
Sunnici, rozgoryczeni utratą władzy i prestiżu, szybko rozpoczęli rebelię. Zarkawi zdobył światowy rozgłos, próbując zmusić wojska amerykańskie do wycofania się z Iraku.
Z czasem do swojej listy wrogów iracka Al-Kaida dodała szyickich cywilów. Zabiła ich już kilka tysięcy, a 22 lutego zbezcześciła i uszkodziła ważne szyickie sanktuarium w Samarze. Zamach ten uruchomił spiralę przemocy na tle wyznaniowym.
Fala skrytobójczych mordów dokonywanych przez fanatyków szyickich i sunnickich trwa do dziś i nie ustała nawet na jeden dzień od minionej środy, kiedy dwie amerykańskie bomby zabiły Zarkawiego.
Bagdad, 6-milionowa metropolia o mieszanej ludności sunnickiej i szyickiej, słynął niegdyś z tolerancji, ale teraz jest głównym terenem porachunków między ekstremistami obu społeczności. Stopniowo staje się miastem podzielonym, w którym linią frontu będzie zapewne rzeka Tygrys.
"Właśnie tego chcieli terroryści" - powiedział wiceprzewodniczący parlamentu, szyicki polityk Chalid al-Attijah.
Armia iracka, która podlega Ministerstwu Obrony kontrolowanemu przez arabskiego sunnitę, jest rozmieszczona głównie w dzielnicach na zachodnim brzegu Tygrysu, Al-Karch, zamieszkanych w większości przez sunnitów. Siły policyjne, podporządkowane szyickiemu ministrowi spraw wewnętrznych, znajdują się w większości w szyickiej części miasta po wschodniej stronie rzeki. Ta część Bagdadu nazywa się Ar-Rasafah.
Szyici mieszkający w dzielnicach sunnickich, takich jak bastiony rebeliantów Dora i Amrija, przenoszą się do dzielnic szyickich albo wyjeżdżają na szyickie południe Iraku. W przeciwnym kierunku przenoszą się w Bagdadzie sunnici. Sunnici wyjeżdżają też ze zdominowanej przez szyitów Basry na południu kraju. Z kolei szyici opuszczają sunnickie tereny leżące na północny wschód, północ i południe od Bagdadu.
W prowincji Anbar na zachód od Bagdadu, gdzie rebelianci sunniccy kontrolują wiele miejscowości, szyitów już prawie nie ma.
Inną niepokojącą oznaką narastającej nieufności jest to, że szyici i sunnici zaniechali dawnego zwyczaju modlenia się od czasu do czasu w meczetach należących do drugiego wyznania.
Irakijczycy mogą odróżnić szyitów od sunnitów po imieniu, nazwisku, wymowie lub nazwie klanu. Teraz szyici przestają nadawać swym nowonarodzonym synom imiona Abu Bakr, Omar czy Osman. Tak nazywali się VII-wieczni następcy Mahometa, którym szyici zarzucają, że pozbawili władzy nad muzułmanami prawowitego następcę Proroka, jego kuzyna i zięcia, imama Alego, największego świętego szyitów.
Szejk Gamal Abdul-Rahman, imam sunnickiego meczetu w bagdadzkiej dzielnicy Adż-Dżama, powiedział wiernym podczas modłów w miniony piątek, że kiedy pewien mężczyzna nadał swemu właśnie narodzonemu synowi imię Omar, otrzymał anonim następującej treści: "Do niewiernego Abu [ojca] Omara (...) opuśćcie ziemię szyitów Alego, bo inaczej zginiecie".
Sunniccy uczniowie szkół średnich skarżą się, że ich szyiccy koledzy dokuczają im za to, iż mają na imię Omar lub Osman. Na wyższych uczelniach Bagdadu studenci mówią, że ich społeczność zaczyna rozpadać się na dwie grupy wyznaniowe.
To nie jest jeszcze wojna domowa - powiedział Mustafa al-Ani, iracki analityk mieszkający w Dubaju. Jednak mamy już wszystko, co jest potrzebne do wywołania takiej wojny.