Śmierć pacjentki z Pszczyny. "Spodziewam się pokazowego procesu lekarzy"
- W sprawie śmierci 30-letniej Izabeli, zmarłej w Pszczynie pacjentki, prokuratura na pewno oskarży lekarzy o popełnienie błędu. Będzie pokazowy proces. Zrobią to, aby nie było argumentów do krytyki drakońskich przepisów antyaborcyjnych - przewiduje w rozmowie z WP ginekolog z ponad 20-letnim doświadczeniem. Współpracuje on z organizacją Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i pomaga pacjentkom, które znalazły się w sytuacji podobnej do tej co Izabela z Pszczyny.
07.11.2021 17:56
Rozmówca Wirtualnej Polski to jeden z lekarzy ginekologów współpracujących z Federacją na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Kilka szpitali w Polsce wraz z pracującymi tam ginekologami i położnikami oraz eksperci Federacji postanowili po zeszłorocznym wyroku Trybunału Konstytucyjnego, że będą współpracować i skrupulatnie wykorzystywać przepisy, które nadal umożliwiają przerywanie ciąży. Chodzi o przesłankę "gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety", której jak dotąd Trybunał Konstytucyjny nie anulował.
- Dla mnie oczywisty jest mrożący efekt ubiegłorocznego wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Inaczej nie trafiłaby do mnie pacjentka, którą 17 innych szpitali odesłało, obawiając się konsekwencji po wykonaniu aborcji. Kobieta ewidentnie spełniała warunki do terminacji ciąży z powodu zagrożenia życia - komentuje lekarz.
Ginekolog zgodził się porozmawiać z Wirtualną Polską, ale tylko pod warunkiem, że jego nazwisko i dane szpitala, w którym pracuje, nie zostaną przez nas ujawnione. - Gdybyście napisali, gdzie pracuję, od razu byłaby tu prokuratura. Z inspiracji radykałów aborcyjnych zaczęłoby się śledztwo. Jestem na dyżurze, za chwilę mam zaplanowane cesarskie cięcie, a z okna gabinetu widzę furgonetkę radykałów antyaborcyjnych - tłumaczy.
Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny poinformowała o kilkunastu przypadkach "uratowania kobiet", które znalazły się w podobnej sytuacji jak pacjentka z Pszczyny. Większość z nich za opóźnienia w ratowaniu życia zapłaciła ciężkimi powikłaniami.
Lekarz zaznacza, że historia żadnej z pacjentek, które w ciągu ostatniego roku szukały u niego pomocy, nie była prosta. - Kobiety, które się do mnie zgłaszały, były w tragicznej sytuacji życiowej. Ze względu na choroby serca albo leczenie onkologiczne kontynuacja ciąży wiązała się z zagrożeniem ich życia. Pomagaliśmy im. Zapewniam, że w takiej sytuacji wybory nigdy nie są łatwe. Żaden z publicystów antyaborcyjnych nie ma o tym bladego pojęcia - mówi dalej lekarz.
Śmierć pacjentki w Pszczynie. "Nie miałem odwagi przeczytać tej relacji"
Zdaniem wielu ekspertów, po zaostrzeniu prawa aborcyjnego w 2020 roku lekarze obawiają się korzystać z przesłanki o zagrożeniu życia matki. To ze względu na ataki środowisk antyaborcyjnych oraz podejrzliwość prokuratury. Według pełnomocniczki rodziny zmarłej pacjentki takie było też tło tragedii w Pszczynie. Świadczą o tym SMS-y wysyłane przez pacjentkę do matki.
- Wiem, co mogli przeżywać lekarze w Pszczynie. Po wyroku TK lekarze obawiają się przerwać ciążę, nawet w sytuacji ratowania życia pacjentki. Zastanawiam się, jak sam bym postąpił w podobnym przypadku. Przy bezwodziu zakończenie może być szczęśliwe, ale ryzyko dla matki jest ogromne. Czytałem, że wykonano cesarskie cięcie, to mogłoby świadczyć, że podjęto rozpaczliwą próbę ratowania matki. Nie znam słów, które mogą oddać dramat dotyczący rodziny pani Izabeli. Wiem, że media ujawniły treść SMS-ów, jakie wysyłała pacjentka. Nie odważyłem się ich przeczytać - komentuje lekarz.
Jego zdaniem śledztwo prokuratury pójdzie w kierunku skazania lekarzy za popełnienie błędu. Nie będzie więc argumentów do krytyki drakońskich przepisów antyaborcyjnych.
Poronienia. Lekarz właściwie jest od razu podejrzany
- Są w Polsce wybitni eksperci z zakresu komplikacji ciąży, do których zgłasza się mnóstwo kobiet z całej Polski z najtrudniejszymi przypadkami. Jeśli taki ekspert ma u swoich pacjentek 50 poronień w ciągu roku, to automatycznie staje się podejrzanym dla prokuratury - opowiada lekarz. - Bo prokurator kalkuluje w ten sposób, że skoro jeden lekarz ma 50 poronień a inny tylko kilka, to ten pierwszy na pewno wykonuje aborcje - komentuje.
Przywołuje sprawę działań śledczych z Białegostoku. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego prokuratura poprosiła jeden ze szpitali o dane pacjentek i dokumentację medyczną wszystkich przypadków przerwania ciąży. Postępowanie miało wyjaśnić, czy w szpitalu trwały aborcje w okresie pomiędzy ogłoszeniem orzeczenia a dniem wejścia w życia przepisów wykładni, czyli publikacją w Dzienniku Ustaw 27 stycznia 2021 roku. Po nagłośnieniu sprawy przez "Dziennika Gazeta Prawna" od postępowania odstąpiono.
Według rządowych danych w 2019 roku (to najnowsza publikacja z tego roku) wszczęto 757 śledztw dotyczących ochrony dziecka poczętego i przerywania ciąży wbrew przepisom ustawy. Zapadły jednak tylko 32 wyroki skazujące. Według rozmówcy WP taki bilans pokazuje zapalczywość prokuratury w ściganiu matek, ojców i lekarzy.
Zobacz także
- Nie wierzę, że protesty społeczne skłonią rządzących do zmiany przepisów. Poprzedni kompromis wydawał się rozsądny. Z punktu widzenia medycyny, nauki, rozsądku nie ma sensu nakazywanie kobietom donoszenia ciąży obciążonej nieuleczalnymi wadami - mówi dalej ekspert Federacji.
- Raczej będzie jeszcze gorzej. Radykałowie antyaborcyjni dostaną cukierka przed wyborami i szalony projekt ustawy z karą 25 lat za aborcję będzie procedowany. Jestem w tym wieku, że nie doczekałbym końca takiego wyroku - podsumowuje lekarz.