Śmierć nienarodzonych bliźniąt we Włocławku. Jest odpowiedź szpitala
- Trudno sobie coś zarzucać, gdy do końca nie wiemy, co się stało. Z niecierpliwością oczekujemy na wyniki prac komisji, którą powołał minister zdrowia. Te organy stwierdzą, czy na terenie szpitala doszło do nieprawidłowości - powiedział dyrektor szpitala we Włocławku, Krzysztof Malatyński. Resort zdrowia, NFZ i wojewoda kujawsko-pomorski skontrolują szpital w związku ze śmiercią nienarodzonych bliźniąt. Prokuratura wszczęła już śledztwo w tej sprawie. - Z informacji, które mam nie wynika, że zawinił tutaj czynnik ludzki, ale to będziemy wiedzieć na pewno po wynikach kontroli - dodał Malatyński.
Czytaj także: Tragedia w szpitalu. Minister Arłukowicz podjął decyzję
- Szpital dysponuje całodobową salą operacyjną i może przeprowadzać zabiegi cesarskiego cięcia. To komisja zbada, dlaczego taki zabieg nie został wykonany - powiedział Malatyński. Dyrektor przyznał także, że o zdarzeniu dowiedział się z mediów. - Nie zostałem o tym poinformowany przez ordynatora. To komisja i prokuratura wyjaśnią, jak to się stało - dodał. Ewentualne konsekwencje służbowe wobec lekarzy będą wyciągane wtedy, gdy swoje postępowania zakończą prokuratura i komisja badająca sprawę - powiedział Malatyński.
Dyrektor zastrzegł także, że "nie czuje się kompetentny o ocenie działań lekarzy-położników". - Ja nie oceniam, czy lekarz podjął słuszną decyzję, to zbada komisja, która wyjaśni, czy postępowanie lekarskie było właściwe i co się stało, że doszło do tej tragedii - powiedział Przypomniał, że całą dokumentację medyczną zabezpieczył prokurator. Jak powiedział szpital nie prowadzi własnego postępowania w tej sprawie. - Nie chcemy w tym uczestniczyć, żeby nie stwarzać jakichkolwiek pozorów, że szpital ma coś do ukrycia - podkreślił.
Malatyński potrafił odnieść się do zarzutów rodziców, którzy twierdzą, że szpital nie przeprowadził niezbędnych badań. Według rodziców, szpital zwlekał z przeprowadzeniem cesarskiego cięcia i to doprowadziło do śmierci dzieci. Dyrektor szpitala zapewniał jednak, że "szpital był odpowiednio przygotowany, by leczyć pacjentkę".
- Oczywiście współczuję mamie. Dyrekcja szpitala odwiedziła rodziców. Cały czas staramy się zapewnić im pomoc - zapewniał dyrektor. - Faktycznie zaobserwowałem, że jest problem z pomocą "po" takich zdarzeniach. Będziemy pracować nad tym, by odpowiednio przeszkolić personel, ale to wymaga czasu - dodał Malatyński.
Odrzucił sugestie dziennikarzy, że aby mieć dobrą opiekę w tym szpitalu, trzeba chodzić do lekarza prywatnie. - Jestem przekonany, że każdy pacjent, który trafi do szpitala, niezależnie od tego, czy chodzi do lekarza prywatnie, ma tutaj udzielaną usługę medyczną na takim samym poziomie - podkreślił Malatyński.
Z kolei dyrektor szpitala ds. medycznych Krzysztof Motyl podkreślił, że "konsultant krajowy nie stwierdził na obecnym etapie, by działania podjęte przez nasz personel były sprzeczne z zasadami i sztuką medyczną". Pytany o badanie ultrasonograficzne dodał, że "nie jest to badanie warunkujące decyzję o przeprowadzeniu cięcia cesarskiego".
Motyl dodał również, że tego dnia na dyżurze było dwóch lekarzy specjalistów, w tym ordynator.
Prokuratura wszczęła śledztwo
Resort zdrowia, NFZ i wojewoda kujawsko-pomorski skontrolują szpital we Włocławku w związku ze śmiercią nienarodzonych bliźniąt. Prokuratura wszczęła już śledztwo w tej sprawie.
- Decyzja o wszczęciu śledztwa, które ma wyjaśnić okoliczności śmierci dzieci została już podjęta. Na tym etapie jest to oczywiście postępowanie w sprawie, gdyż zbyt wcześnie na formułowanie ewentualnych zarzutów pod adresem konkretnych osób - poinformował Piotr Stawicki z Prokuratury Rejonowej we Włocławku.
Śmierć bliźniąt w szpitalu we Włocławku
Do śmierci bliźniąt doszło we włocławskim Szpitalu Specjalistycznym im. ks. Jerzego Popiełuszki w nocy z czwartku na piątek 17 stycznia. Matka dzieci była w tej placówce dwa tygodnie, na przełomie grudnia i stycznia z powodu komplikacji ciąży. Opuściła ją tydzień temu, ale zgodnie z zaleceniami zgłosiła się ponownie w czwartek, zaniepokojona gwałtownymi skokami ciśnienia. Według relacji ojca dzieci, ginekolog zalecił niezwłoczne przeprowadzenie zabiegu cesarskiego cięcia. Nie zrobiono tego, gdyż - jak usłyszał od personelu szpitala - osoba kompetentna do wykonania koniecznego badania ultrasonografem (usg) miała być na miejscu dopiero następnego dnia.
Ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego jak na razie nie widzi winy po stronie szpitala czy personelu.
- Lekarka powiedziała żonie, że w szpitalu nie ma kompetentnej osoby, która mogłaby obsłużyć USG i cesarskie cięcie przekładają na kolejny dzień - mówi Arkadiusz Szydłowski, ojciec bliźniąt, które zmarły szpitalu. Tymczasem ze wstępnych wyników kontroli zleconej przez ministra zdrowia wynika, że w czwartek wieczorem w szpitalu było dwóch specjalistów.
Placówkę kontroluje ministerstwo zdrowia, NFZ i wojewoda. Wiceminister zdrowia, Sławomir Neumann, zapewnia, że to bulwersujące zdarzenie zostanie wyjaśnione. Jednocześnie, zdaniem Neumanna nie ma powodów dla dymisji jego zwierzchnika, Bartłomieja Arłukowicza.
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz ma otrzymać od konsultanta krajowego ds. ginekologii i położnictwa wstępną informację z przebiegu pierwszego etapu kontroli we włocławskim szpitalu.
Fundacja Rodzić Po Ludzku: szpitale nie wdrażają prawa
Joanna Pietrusiewicz z Fundacji Rodzić Po Ludzku uważa, że śmierć nienarodzonych bliźniąt pokazuje pewien głębszy problem, który nęka polskie porodówki. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez fundację na początku 2013 roku, polskie szpitale nie wdrażają standardów przewidzianych w prawie ws. opieki przedporodowej. - W szpitalach jest zgoda na to, by być poza prawem - mówiła Pietrusiewicz.
Ginekolog, prof. Rafał Kurzawa przestrzega przed ferowaniem w tej sprawie pochopnych wyroków. - Nie mamy żadnych obiektywnych danych, które by wskazywały, czy faktycznie w momencie drugiego przyjęcia do szpitala wystąpiły wskazania do wykonania cesarskiego cięcia - stwierdził.
* Źródła: PAP,WP.PL, TVN24*