Śmierć ciężarnej w szpitalu. Nie żyją 34‑latka i jej dziecko

Tragedia w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Włocławku (woj. kujawsko-pomorskie). Nie żyją 34-latka i jej dziecko. Wszczęto śledztwo ws. śmierci ciężarnej kobiety. Świadkowie opowiedzieli o kulisach akcji ratunkowej.

Śmierć ciężarnej w szpitalu. Nie żyją 34-latka i jej dziecko
Śmierć ciężarnej w szpitalu. Nie żyją 34-latka i jej dziecko
Źródło zdjęć: © East News | Tomasz Kwasek/REPORTER
oprac. KAR

23.02.2024 | aktual.: 23.02.2024 10:24

W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Włocławku zmarła 34-letnia kobieta i jej dziecko. O śmierci ciężarnej poinformował w czwartek serwis wloclawek.naszemiasto.pl. Prokuratura wszczęła śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci. Śledczy sprawdzą, czy nie popełniono błędu lekarskiego.

- Nie jesteśmy w stanie potwierdzić tego, czy dziecko zmarło u nas, czy nie żyło już wcześniej. Natomiast pacjentka zmarła. Powody medyczne były bardzo poważne. W związku z tym, że jest to sprawa wątpliwa, prowadzone jest postępowanie wyjaśniające - powiedziała dyrektor placówki Karolina Welka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Śmierć ciężarnej w szpitalu. Relacje świadków

"Fakt" zaznacza, że "z nieoficjalnych informacji wynika, że przyczyną śmierci kobiety mógł być zator".

"Tego dnia pechowo byłem w szpitalu jako pacjent. Nie byliście i nie widzieliście całej akcji. Nigdy nie widziałem tak zbitego personelu po tej śmierci. Personel latał ciągle z jakimś sprzętem. Niesamowita tragedia dla rodziny, ale jeśli to faktycznie zator, to szanse na ratunek są nikłe..." - napisał w sieci mężczyzna, który był świadkiem akcji ratunkowej w szpitalu.

Dziennik dotarł też do kobiety, która była wówczas na oddziale patologii ciąży, ponieważ odwiedzała swoją córkę.

- Zawołali moją córkę na usg, po kilku minutach lekarz, który zabrał ją na to badanie, biegł i wolał: "szykujcie salę, będzie cesarskie cięcie, zatrzymanie akcji serca, 28 tydzień". Po chwili na korytarzu zebrały się pielęgniarki i lekarze... Wszyscy biegali i szykowali się do operacji, był respirator... inkubator i inne sprzęty - wskazała.

- To było w poniedziałek 12 lutego ok. godz. 11. Dalej nie wiem, co się działo, ponieważ poprosili nas abyśmy weszli do takiego pokoju dziennego pobytu i zamknęły drzwi. Słychać było tylko, jak ktoś biega po korytarzu, to było przerażające - dodała.

Czytaj także:

Źródło: "Fakt"/"Super Express"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (951)