Polak zabity w rosyjskim areszcie? Służby sprawdzają
Polak miał zostać zakatowany w jednym z aresztów na terenie Federacji Rosyjskiej - informuje "Gazeta Wyborcza", powołując się na obrońców praw człowieka z organizacji Memoriał. Polskie instytucje próbują ustalić, czy taka sytuacja miała miejsce.
Działacze Memoriału, organizacji obecnie w Rosji zdelegalizowanej, udali się do Ukrainy z misją monitorującą. Pod koniec listopada opublikowali raport, gdzie pojawiła się informacja o Polaku, który miał trafić do aresztu śledczego w Taganrogu w rosyjskim obwodzie rostowskim. Miesiąc później zmarł.
Obywatel Polski miał pojechać do Ukrainy, bo chciał "zobaczyć, co się tam dzieje". Podczas podróży na wschodzie kraju wjechał na posterunek wojskowy Federacji Rosyjskiej.
Taki widok w Piszu. Z kierowcą nie szło się dogadać. Ale był trzeźwy
"Był regularnie bity za to, że nie uczył się języka rosyjskiego i za to, że Polska pomaga Ukrainie. Podczas kontroli pobito go tak mocno, że jego nogi zrobiły się całe sine i przestały funkcjonować" - cytuje raport "Wyborcza".
Memoriał miał otrzymać informację o Polaku od jednego ze swoich informatorów. Nieznane są jednak dane osobowe ofiary, ani nie wiadomo, gdzie dokładnie doszło do tragedii.
MSZ nie ma informacji
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przekazało "GW", że nie otrzymało informacji o tej sytuacji. - Zgodnie z konwencją konsularną władze Federacji Rosyjskiej są zobowiązane do przekazania naszemu konsulowi informacji o pozbawieniu wolności obywatela Polski. Zasada ta dotyczy oczywiście także zgonu. Jednak ani do konsula, ani do nas nie wpłynęły żadne wiadomości w tej sprawie - przekazał rzecznik resortu Maciej Wewiór.
Jak podkreśla "GW", polskie służby sprawdzają listę obywateli, którzy zaginęli na terenie Ukrainy od początku wojny.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"