Śmierć 2-5-letniej Dominiki
Lekarze nie pomogli dziecku na czas
Tragedia 2,5-latki wstrząsnęła Polską - zdjęcia
W skierniewickiej prokuraturze rozpoczęły się w poniedziałek przesłuchania w sprawie śmierci 2,5-letniej Dominiki z okolic Skierniewic, która nie otrzymała na czas pomocy lekarskiej i w wyniku tego zmarła. Przeprowadzona sekcja zwłok nie wyjaśniła na razie przyczyny śmierci dziewczynki.
Skierniewicka prokuratura od piątku prowadzi śledztwo ws. śmierci 2,5-letniej dziewczynki, która do szpitala im. Marii Konopnickiej w Łodzi trafiła w stanie krytycznym; karetka pogotowia do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem. Wcześniej przyjazdu odmówił też lekarz nocnej i świątecznej pomocy.
Według lekarzy z łódzkiego szpitala, gdyby dziecko trafiło wcześniej do szpitala, byłyby zdecydowanie większe szanse na uratowanie go.
Na zdjęciu archiwalnym z 13 stycznia 2013 roku: 2,5 letnia Dominika
(PAP/meg)
Dziewczynka zmarła, bo lekarze nie pomogli jej na czas
- Stwierdzono obrzęk mózgu, ale nie ustalono dlaczego do niego doszło. Tym samym na razie nieznana pozostaje przyczyna zgonu dziecka - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
Na poniedziałek zaplanowano przesłuchanie siedmiu osób. Wśród nich m.in. matkę dziewczynki, szefa prywatnej placówki, która świadczy w Skierniewicach nocną i świąteczną pomoc medyczną oraz lekarza, który pełnił w niej dyżur.
Na zdjęciu: rodzice Dominiki
Dziewczynka zmarła, bo lekarze nie pomogli jej na czas
Lekarz, który krytycznego dnia pełnił dyżur w punkcie nocnej i świątecznej pomocy, podczas pierwszego przesłuchania nie chciał ujawnić prokuraturze szczegółów telefonicznej rozmowy z matką dziecka.
Śledczy planują też przesłuchać lekarza, który badał dziecko oraz trzy osoby z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, w tym dyspozytora pogotowia.
Na zdjęciu: babcia Dominiki, Jadwiga Nowacka, rozmawia z dziennikarzami
Dziewczynka zmarła, bo lekarze nie pomogli jej na czas
W śledztwie zabezpieczono m.in. treść dwóch rozmów prowadzonych przez matkę dziecka z Wojewódzką Stacją Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Według prokuratury z pierwszej rozmowy przeprowadzonej w poprzednią niedzielę ok. godz. 22.00 wynika, że matka szczegółowo informowała dyspozytorkę o stanie dziecka. Mówiła m.in., że dziewczynka od poprzedniego dnia gorączkuje (w trakcie rozmowy miała 39 stopni C, wcześniej temperatura dochodziła do 42 st. C), a od trzech godzin ma biegunkę, dreszcze i drgawki. Kobieta podała też informację, że dziecko jest pod opieką neurologa.
W odpowiedzi dyspozytor - według prokuratury - podał matce dziecka telefon do poradni świadczącej nocną i świąteczną pomoc medyczną w Skierniewicach z informacją, że jak tam zadzwoni, to do dziecka przyjedzie lekarz.
Dziewczynka zmarła, bo lekarze nie pomogli jej na czas
Prokuratura nie zabezpieczyła rozmów z poradnią w Skierniewicach, gdyż nie są one rejestrowane; podczas przeszukania zabezpieczono dokumenty związane z tą sprawą. - Punkt nocnej i świątecznej pomocy w Skierniewicach poinformował nas też o tym, że dyspozytor pogotowia sam podejmuje decyzję o wysłaniu do chorego karetki, a także, że ich lekarz nie odmówił przyjazdu do dziecka - wyjaśnił rzecznik Kopania.
Ta ostatnia informacja jest jednak sprzeczna z zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa, z którego wynika, że lekarz odmówił jednak przyjazdu do dziecka i telefonicznie zalecił podawanie leków, a w przypadku pogorszenia stanu dziewczynki poradził ponowne wezwanie pogotowia.