Śledztwo ws. błędu przy zapłodnieniu in vitro w klinice w Policach najprawdopodobniej zostanie umorzone
• Radio ZET: śledztwo w sprawie błędu przy zapłodnieniu in vitro w klinice w Policach najprawdopodobniej zostanie umorzone
• Pacjentka urodziła nie swoje dziecko
• Maleństwo przyszło na świat z wadami genetycznymi
22.08.2016 | aktual.: 22.08.2016 07:18
Jak nieoficjalnie dowiedziało się Radio ZET, na podstawie opinii biegłego lekarza, która w ubiegłym tygodniu trafiła do prokuratury, nie można nikomu postawić zarzutów.
Śledztwo w sprawie pomyłki przy in vitro, do której doszło w klinice w Policach, prowadzi Prokuratura Okręgowa w Szczecinie. Śledczy analizują opinię, która wpłynęła z prywatnego zakładu medycyny sądowej w Łodzi.
W 2014 r. wskutek błędu przy zabiegu zapłodnienia in vitro w klinice ginekologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego pacjentka urodziła nie swoje dziecko. Nasienie męża, zamiast z komórką jajową żony, miało zostać połączone z komórką innej kobiety. Dziecko urodziło się z wadami genetycznymi.
- Prokuratura podjęła śledztwo w sprawie narażenia matki i dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utarty życia bądź uszczerbku na zdrowiu matki i dziecka w związku z nieprawidłowościami, które miały miejsce podczas procesu zapłodnienia pozaustrojowego w klinice w Policach w 2013 r. - informowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Małgorzata Wojciechowicz.
Jak podkreśliła Wojciechowicz, nikomu do tej pory nie przedstawiono zarzutów. - Śledztwo jest w toku. Nie informujemy o wnioskach - wyjaśniła. Wcześniej w tej sprawie prokurator m.in. przesłuchał wszystkich świadków i zabezpieczył dokumentację.
Niezależnie od śledztwa prowadzonego przez szczecińska prokuraturę, od kwietnia br. w Okręgowym Sądzie Lekarskim we Wrocławiu trwa proces Tomasza B., lekarza obwinionego w sprawie tej pomyłki. Jest to trzeci sąd lekarski, do którego sprawę skierowano; dwa poprzednie się nią nie zajęły.
Na początku sprawę miał rozpatrywać Okręgowy Sąd Lekarski w Szczecinie, jednak uznał, że "może nie zachować bezstronności" i odesłał ją do Naczelnego Sądu Lekarskiego, który wyznaczył białostocki sąd lekarski. Ten odesłał ją z powrotem do naczelnego sądu, uznając, że "może być niewystarczająco przygotowany merytorycznie". Ostatecznie w lutym tego roku sprawa trafiła do Wrocławia.
Rzecznik odpowiedzialności zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie prof. Jacek Różański informował w czerwcu ub.r., że obwiniony lekarz to osoba bezpośrednio odpowiedzialna za nadzór nad laboratorium. Według rzecznika, przewinienie lekarza dotyczyło błędu organizacyjnego.
Jeszcze w kwietniu ub.r. rzecznik doszedł m.in. do wniosku, że procedury stosowane w klinice wspomaganego rozrodu były zbyt ogólne, nie było wyraźnych przepisów dotyczących znakowania probówek z komórkami jajowymi. Także nie było systemu kontroli nad pracą laborantów. Tymczasem w placówkach tego typu na świecie standardem jest wzajemna kontrola laborantów.