PublicystykaSławomir Sierakowski: Wojna o bycie numerem dwa w państwie

Sławomir Sierakowski: Wojna o bycie numerem dwa w państwie

Wątpliwości, że nie jest żadną prawdziwą głową państwa, Andrzej Duda nigdy raczej nie miał, ale dlaczego nie jest chociaż numerem dwa? Taką może ma ambicję. Niestety, w rywalizacji o ten tytuł szans z Antonim Macierewiczem nie ma żadnych. Bo co mu zrobi? Armię sobie wziął już Macierewicz i obsadza lojalnymi wobec siebie ludźmi. Obok zaś buduje jeszcze jedną. Wprawdzie z pistoletami na korki i kapiszony oraz żołnierzami noszącymi zamiast uzbrojenia worki na kapcie, ale jednak 50-tysięczną.

Sławomir Sierakowski: Wojna o bycie numerem dwa w państwie
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak
Sławomir Sierakowski

23.03.2017 | aktual.: 23.03.2017 11:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Londyn jest kolejnym miejscem ataku terrorystycznego. Ofiary to czterech zabitych i ponad dwudziestu rannych. Nie trzeba przypominać, w jakim świecie żyjemy. Globalny terroryzm jest jednym z tych zjawisk, które mają największy wpływ nie tyle na nasze życia (bo jednak liczba ofiar terroryzmu w porównaniu nawet z grypą jest bardzo mała), ale na nasze poczucie bezpieczeństwa. Terroryzm, podobnie jak gospodarka czy zmiany klimatyczne, przekracza granice państw narodowych. Państwa są zbyt słabe, żeby samodzielnie chronić swoich obywateli. Jako tako suwerenne wobec procesów globalnych pozostają jeszcze tylko Stany Zjednoczone i Chiny, ale już nawet tak silne kraje jak Niemcy skazane są na integrowanie się z innymi. Same sobie nie poradzą.

Polska na tym tle ma być wyjątkiem, tak przynajmniej uważają nasi odważni jak nikt w Europie rządzący. Głębokiej integracji nie chcą, do takiej Unii, jaka jest, zamierzają „drastycznie ograniczyć zaufanie” i mścić się za kompromitację w Brukseli „inicjatywami blokującymi” (co zapowiedział szef MSZ Witold Waszczykowski). I to akurat teraz właśnie, gdy m.in. globalny terroryzm popchnął państwa członkowskie Unii po latach marazmu do wzięcia się porządnie za integrację polityczną i gospodarczą.

U nas zamachów dotąd nie było, ale wykluczyć tego nie sposób, co podkreślają wszyscy eksperci. Polska musi liczyć przede wszystkim sama na siebie szczególnie wtedy, gdy nie jest jasny stosunek USA (jedynego zdolnego oprzeć się Rosji państwa) do NATO. Akurat w tym zgodni jesteśmy niemal wszyscy - i lewacy, i konserwatyści. Ja w każdym razie nie mam wątpliwości co do tego, że potrzebujemy silnej, sprawnej i nowoczesnej armii, dobrze uzbrojonej i posiadającej jak najlepsze możliwe stosunki z sojusznikami: Niemcami, Francją i samą Unią Europejską. Niestety przez politykę „wstawania z kolan” PiS-u te mamy najgorsze od lat.

Według polskiego prawa prowadzić naszą politykę obronną mają szef MON Antoni Macierewicz i prezydent Andrzej Duda. Inna sprawa, że po intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski właściwie to Jezus powinien być zwierzchnikiem sił zbrojnych, a Macierewicz i Duda siedzieć po prawicy i po lewicy jego. Nic o tym jednak nie słychać, tak jak nie słychać o jego ewentualnej podległości albo autonomii wobec posła Jarosława Kaczyńskiego.

Zamiast tego wypłynął problem autonomii prezydenta Dudy i ministra Macierewicza. I to w czasie, gdy po klęsce w Brukseli pojawił się pierwszy niepokojący sondaż „Rzeczpospolitej” dla PiS (29 proc.), w którym partia Kaczyńskiego została niemal dogoniona przez Platformę Obywatelską (27 proc.). Jeśli partia wciąż tak niepozbierana jak PO jest w stanie zbliżyć się do PiS-u na minimalną odległość, to nic dziwnego, że w PiS-ie mogą zacząć się pierwsze obawy u poszczególnych polityków. Gdy partia zjedzie poniżej 20 proc., każdy ma prawo się obawiać, że niedługo trzeba będzie zapłacić za łamanie konstytucji, zawłaszczanie instytucji państwowych, zrobienie z mediów publicznych partyjnej szczekaczki, arogancję władzy, wycinanie drzew i niezliczoną ilość innych przestępstw lub przewinień o skali, której Polacy dotąd nie widzieli po '89 roku. Jak wtedy zachowają się karni podwładni Kaczyńskiego? Zobaczymy.

Nieciekawie w sondażach i najgorzej ze wszystkich dotychczasowych głów państwa na tym etapie rządzenia zaczął też wyglądać Andrzej Duda. Według CBOS 51 proc. badanych ocenia dobrze jego pracę, ale to oznacza kolejny spadek, tym razem o 3 punkty procentowe. Po niespełna dwóch latach prezydentury Bronisław Komorowski miał 70 proc. poparcia, a Aleksander Kwaśniewski aż 80 proc. W sondaże Macierewicza, tak jak i Kaczyńskiego, nie ma co zaglądać, bo tradycyjnie są weteranami ostatnich dwóch miejsc i samodzielnie są w Polsce niewybieralni. Na urzędy wjechać mogą wyłącznie pochowani w partii na czas kampanii wyborczej.

Trudno powiedzieć, czy to spadające sondaże, czy to, że prezydent w końcu zatrzymał się na równi pochyłej znoszenia kolejnych upokorzeń, ale coś sprawiło, że postanowił sprzeciwić się szefowi MON, który całkowicie odebrał mu wpływ na armię. Ponieważ Duda zaczął upominać się o niektórych zmuszonych do odejścia dowódców, Macierewicz zakazał oficerom bezpośredniego kontaktu z prezydentem, co jest sytuacją bezprecedensową. Przypomnijmy, że dotąd nie zdarzyło się, żeby prezydent z szefem MON nie współpracowali. Przed uchwaleniem obowiązującej (nie wszystkich wprawdzie, bo i samego Dudy nie) konstytucji, szefowie MON a także MSZ byli tzw. prezydenckimi ministrami i wskazywani byli premierowi przez prezydenta. Ta tradycja silnego wpływu prezydenta na funkcjonowanie MON, już w formie złagodzonej i niepisanej, była kontynuowana. Macierewicz z tym ostentacyjnie zerwał.

W tym samym czasie nie ustają przepychanki wobec kultowej już postaci Bartłomieja Misiewicza, kogoś w stylu mini-Rasputina Macierewicza. Tajemniczego Misiewicza niemal co dzień wprost wypraszają z polityki premier Szydło, a przede wszystkim Jarosław Kaczyński, a on nieustraszony dalej urzęduje w MON. Co takiego ma Macierewicz, że może lekceważyć polecenia Kaczyńskiego? Po co mu to w ogóle? Chyba że coś robi mu sam Misiewicz. Ale co to może być? Przecież były pomocnik aptekarza nie jest chyba tak niezbędny w pracy ministrowi. Jako tester autonomii sprawdza się doskonale, będąc wdzięcznym tematem rozbawionych mediów i zdumionych obywateli, w tym też wszystkich już chyba polityków PiS poza samym Macierewiczem. Nie przekonują wyjaśnienia, że Macierewicz jako patriarcha smoleński jest nieusuwalny przez Kaczyńskiego, bo to nie brat Macierewicza zginął w Smoleńsku, tylko Kaczyńskiego i raczej religii smoleńskiej ukraść mu się nie da. Jeśli św. Pawłem religii smoleńskiej jest Macierewicz, to jednak Jezusem smoleńskim jest Kaczyński.

O autonomię, tyle że nie wobec samego Kaczyńskiego, ale przynajmniej Macierewicza, upomniał się prezydent Duda, wysyłając listy na temat zastępczy wobec tego, co naprawdę niepokojące w armii: nieobsadzone ataszaty w ambasadach sojuszniczych państw, a także przygotowania do stworzenia jednostki koordynującej działania wschodniej flanki NATO w Elblągu. Macierewicz odpowiedział coś w stylu, że wszystko jest cacy i żeby się prezydent nie stresował. Z tym Elblągiem się wprawdzie spóźnia (tyle żeśmy się starali o amerykańskie wsparcie, a teraz sami się spóźniamy i to nie jest problem?!), ale ataszaty są niemal wybrane. Prezydent bał się zapytać o 82-procentowe czystki w Sztabie Generalnym i 90-procentowe w dowództwie polskiej armii, bo od początku urzędowania boi się własnego cienia. Ataszaty interesowały go najbardziej. Nie zaś pozrywane kontakty, brak uzbrojenia, dziesiątkowanie dowództwa, dymisje niemal wszystkich przywódców, konflikty z sojusznikami. Tylko ataszaty.

A jednak Andrzej Duda poszedł na rekord i zachował się najodważniej w swojej dwuletniej historii, gdy niczego nie zawetował, a ustawę wysłał do Trybunału Konstytucyjnego dopiero wtedy, gdy Trybunał został sparaliżowany. Wątpliwości, że nie jest żadną prawdziwą głową państwa nigdy raczej nie miał, ale dlaczego nie jest chociaż numerem dwa? Taką może ma ambicję.

Niestety, w tej rywalizacji szans z Macierewiczem nie ma żadnych. Bo co mu zrobi? Armię sobie wziął już Macierewicz i obsadza lojalnymi wobec siebie ludźmi. Obok zaś buduje jeszcze jedną. Wprawdzie z pistoletami na korki i kapiszony oraz żołnierzami noszącymi zamiast uzbrojenia worki na kapcie, ale jednak 50-tysięczną. Kaczyński Dudy ostentacyjnie nie szanuje. Macierewicz nie waha się nie szanować poleceń Kaczyńskiego. Dlatego wojnę o to, kto jest numerem dwa w państwie, wygra raczej Macierewicz. Ale po co drażni Kaczyńskiego? Czy ma nadzieje na bycie numerem jeden?

Sławomir Sierakowski dla WP Opinie

Sławomir Sierakowski - socjolog i publicysta. Szef "Krytyki Politycznej" i Instytutu Studiów Zaawansowanych. Stypendysta Uniwersytetu Harvarda, Yale i Princeton. Publikuje m.in. w "New York Times", "Guardian" i OpenDemocracy.net.

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Komentarze (0)