Sławomir Sierakowski: PiS kontynuuje kampanię prezydencką Tuska
Historycy kiedyś będą Polskę PiS opisywać równaniami. To, co było patologią w poprzednim systemie, po 2015 roku stało się prawem (upolitycznienie mediów publicznych, nielegalna wycinka drzew albo ustawianie konkursów do służby cywilnej itd). Kto nie był bohaterem za komuny, po 2015 będzie robił za bohatera. A kto pracował w komunistycznym wymiarze sprawiedliwości, będzie przewodził walce z komunistycznym wymiarem sprawiedliwości po 2015 roku. Kto najgłośniej będzie mówił o podniesieniu znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, będzie najgłośniej obniżał znaczenie Polski na arenie międzynarodowej. I tak dalej.
04.08.2017 | aktual.: 04.08.2017 07:45
Kolejne równanie układa się samo, gdy obserwuje się, kto jest, a kto nie jest przesłuchiwany w sprawie katastrofy smoleńskiej. Skąd tam się wziął Donald Tusk i o co był pytany cały dzień, skoro śledztwo, w tym najbardziej kontrowersyjna sprawa identyfikacji zwłok, nie była w gestii premiera, tylko prokuratury? Tym mniej więcej, czym dla kampanii uparcie dekomunizującej sądy jest Stanisław Piotrowicz, dla obecnych wysiłków prokuratury jest Marek Pasionek. Ten zastępca prokuratora generalnego nadzoruje śledztwo w sprawie katastrofy, którego częścią jest ekshumacja ofiar. Wykryto w niej przypadki zamiany zwłok. I nikt by się niczemu nie dziwił, gdyby nie to, że badane śledztwo prokuratorskie bezpośrednio po katastrofie nadzorował nie kto inny, tylko właśnie prokurator Pasionek. To ówcześni prokuratorzy podjęli decyzję o odstąpieniu od sekcji zwłok przed ułożeniem ciał w trumnach. Prokurator prowadzi więc śledztwo na temat własnego śledztwa. I to śledztwo pokazowe. Inaczej przesłuchiwanym byłby sam Pasionek, a nie Tusk.
Skąd się wziął Tusk w Warszawie (i w licznych innych śledztwach prokuratury i przesłuchaniach), wyjaśnił Jarosław Kaczyński z daleko idącą szczerością, której najwięcej zachowuje właśnie dla Tuska. Pytany przez Telewizję Trwam odpowiedział: "Ja lojalnie powiedziałem pani Merkel w Warszawie, że może być różnie z Donaldem Tuskiem, żeby jednak brała to pod uwagę, jeśli go popiera na przewodniczącego Rady Europejskiej. To nie zostało przyjęte do wiadomości". Może być różnie? Skąd to wie poseł, jeśli nie wie tego jeszcze ani prokurator śledczy, ani tym bardziej generalny, bo jest jeszcze przed zakończeniem śledztwa, przed postawieniem komukolwiek zarzutów i przed sądem? Prezes pod podszewkę rzeczywistości zaglądać zawsze umiał. Dojrzał tam najpierw układ, a później zamach, a teraz widzi Tuska za kratkami. I wzroku oderwać nie może.
I nikogo nie dziwi, że prezes "lojalnie" informuje niemiecką głowę państwa? Zanim zaczniemy dawać dowody patriotyzmu wygrażając Niemcom żądaniami odszkodowań, może powstrzymajmy się najpierw od lojalnego donoszenia na rodaków. Wojowanie z najwyżej postawionym w UE polskim politykiem przez donoszenie na rodaka szefowej niemieckiego rządu to jest działalność honorowa i patriotyczna. A gdy niemiecka kanclerz Tuskowi szkodzić się nie zdecydowała, należało w drugim kroku uznać Tuska za kandydata Niemiec, a nie Polski, co znowu się Polsce zbawiennie przysłużyło. Albo by się przysłużyło. Bo w trzecim kroku prezes z kapelusza wyciągnął Jacka Saryusza Wolskiego, którego w pojedynkę chciał uczynić Prezydentem Europy. Szarża prezesa została odebrana przez przywódców innych państw ze współczuciem. Nie dla prezesa, tylko dla zmuszonego na co dzień obserwować takie cyrki kraju.
Tusk ma prawo wypowiedzieć się krytycznie na temat Polski
"Z Tuskiem może być różnie" - to prezes już wie, a od niego wie też Merkel, czyli kończymy z pedagogiką wstydu, zaczynamy pedagogikę szacunku dla narodu. Tusk po wyjściu z prokuratury przypomniał dziennikarzom, że prezesa zna od dawna, więc niczemu się specjalnie nie dziwi. Powstrzymał chętnych przed powtórką z poprzedniego marszu, co było zręcznym zagraniem, dopóki miało charakter spontaniczny. Ponowny marsz byłby przesadą, szkodzącą unijnemu przywódcy w kontekście zarzucania mu zaangażowania w wewnętrzną rywalizację polityczną.
Oczywiście odbieranie Tuskowi prawa do jakiejkolwiek opinii na temat Polski i polskich władz jest bez sensu, bo każdy unijny polityk kilka razy dziennie wypowiada się na temat polityki w państwach członkowskich, w tym siłą rzeczy także na temat swojego własnego kraju. Formułowanie wobec Tuska zarzutu, że nie jest neutralny, bo czasem się wypowie na temat Polski, jest nielogiczne. Gdyby pójść za taką definicją neutralności, unijny urzędnik albo nie powinien wypowiadać się na temat żadnego z państw członkowskich, albo należałoby przyznać, że wyłącza się Polskę spod krytyki. Jeśli Tusk może skrytykować protekcjonizm gospodarczy Macrona, albo antyuchodźcze wypowiedzi kanclerza Austrii, to ma prawo wypowiedzieć się także krytycznie na temat Polski. I robi to, przyznać należy, że nadzwyczaj rzadko, powściągliwie i niemal wyłącznie dla polskich mediów. Konia z rzędem i księciem dla tego, kto pokaże wywiad Tuska dla niemieckiej albo austriackiej prasy, w którym lojalnie informuje, co sądzi na temat Kaczyńskiego i jego działań.
Drugie przesłuchanie Tuska nie nabrało już takiego znaczenia jak pierwsze, które natychmiast wzmocniło opozycję, co znalazło swoje odzwierciedlenie w sondażach. Jeśli jednak Tusk także po wakacjach będzie wzywany na kolejne przesłuchania i dalej brakować będzie uzasadnienia, to wzmocni to znowu jego, a nie rządzących. Szef Rady Europy wypada znacznie poważniej niż ścigający go, gubiący się uzasadnieniach, w które sami nie wierzą. Wychodzący z prokuratury Tusk potrafi zaś zachować się wspaniałomyślnie wobec prokuratury (kolejny raz przyznał, że prokuratorzy zachowywali się bez zarzutu) i poważnie. Byłemu premierowi sprzyjać będzie naturalna u ludzi skłonność do identyfikowania się z niesprawiedliwie potraktowanym i różnica klas w zachowaniu obu stron.
Można więc powiedzieć, że PiS kontynuuje kampanię prezydencką Tuska i choć nie odniósł w niej takiego sukcesu jak poprzednim razem, to z pewnością i tym razem przysłużył się byłemu premierowi.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinii