Przewrót śląski. PiS całkiem się tutaj posypał. A będą kolejne wstrząsy
Wolta marszałka województwa śląskiego Jakuba Chełstowskiego i trójki radnych z PiS to polityczne trzęsienie ziemi. Nie tylko na Śląsku - pisze Jan Dziadul w tygodniku "Polityka".
05.12.2022 08:49
"Zdrajcy" zasilili szeregi Ruchu Samorządowego "Tak! Dla Polski", na dodatek marszałek Chełstowski pozostał marszałkiem – i tylko PiS znalazło się za burtą. A przecież dzień wcześniej na tym samym Śląsku prezes powtarzał jak mantrę: kto zwycięża tu, wygrywa w Polsce! I wieszczył wiktorię! To co się stało?
Symboliczne jest to, że przewrót dokonał się w czwartą rocznicę zdrady Wojciecha Kałuży, wybranego z listy Koalicji Obywatelskiej (Nowoczesna), który za fotel wicemarszałka porzucił partyjnych kolegów, poparł PiS i tym samym stworzył układ, któremu dał władzę nad 4,5-milionowym województwem.
Przypomnijmy, że Kałużę wyłuskano z łańcucha 20 radnych KO jako najsłabsze ogniwo. Zadłużony po uszy, gotów dla każdego grosza pójść w dym. Kiedyś warto będzie sprawdzić, czy nie wskazała go któraś ze służb specjalnych. Według ujawnionych taśm akcję osobiście pilotował minister Michał Dworczyk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Powstała więc koalicja PiS plus Kałuża. W sejmiku 23 głosy na 22 opozycji. Okazała się wyjątkowo mocna. Dlaczego więc parę dni temu 21 listopada stało się to, co się stało? Ta koalicja wyniosła na wojewódzki piedestał Jakuba Chełstowskiego, dotychczas radnego lokalnego ugrupowania w Tychach, mocno krytycznego wobec władz miasta. W 2014 r. startował w wyborach prezydenckich z ugrupowania Tychy Nasza Mała Ojczyzna. Dostał wprawdzie drugi wynik, ale miał prawie czterokrotnie mniej głosów niż zwycięski w pierwszej turze Andrzej Dziuba. Po kilku latach Dziuba okaże się jednym z tych samorządowców (razem z Arkadiuszem Chęcińskim, prezydentem Sosnowca, działaczem PO i liderem "Tak! Dla Polski"), którzy wyłuskali Chełstowskiego z objęć PiS.
Zdrady i zmiany barw politycznych to rzecz od zawsze znana. Prof. Jacek Wódz, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, mówi, że zachowanie Chełstowskiego znamionuje stan jego ducha: – Należy do polityków, którzy nie są przekonani o szansach na realizację obietnic PiS na przyszłość.
A więc związki z PiS byłyby bez przyszłości? – Tak, dla samorządowców z krwi i kości PiS jest wrogiem. A być może u marszałka Chełstowskiego istnieje dodatkowe przekonanie, że samorządowcy są w stanie stworzyć w kraju nową jakość polityczną w kontrze do scentralizowanych partii jak PO i PiS – dodaje Wódz. Do tego narasta zwątpienie w kolejny sukces PiS.
A sprawa lojalności wobec wyborców, zdrada elektoratu? – Przy tak rozedrganej scenie politycznej ludzie nie bardzo pamiętają, dlaczego lata wcześniej na kogoś głosowali. To nie jest elektorat, który regularnie kontroluje swoich wybranych. Liczy się przekaz tu i teraz. Z kolei wewnętrzny przekaz PiS każe łączyć woltę Chełstowskiego z obietnicą "jedynki" na liście KO w najbliższych wyborach do europarlamentu.
Utrata władzy przez partię Kaczyńskiego spowoduje niebawem kolejne wstrząsy. Chodzi o setki, jeśli nie tysiące świetnych posad w samorządzie wojewódzkim i instytucjach marszałkowskich. Głowy muszą polecieć – choć kilka pewnie stary/nowy marszałek ocali. Badane obecnie przez prokuraturę i CBA kombinacje w Funduszu Górnośląskim, śląskiej skarbonce, podległej wicemarszałkowi Kałuży, odsłaniają olbrzymią skalę kolesiostwa i ordynarnych przekrętów na miliony złotych. Czy Chełstowski nie wiedział o tym przed przejściem na drugą stronę mocy?
Tłumaczy, że przez pół roku próbował wejrzeć w sprawy Funduszu Górnośląskiego: – Ale obstrukcja pana marszałka Kałuży była potężna. To była tylko jego działka. Jego polityczne umocowanie sprawiało, że czuł się coraz ważniejszy i bezkarny. Pracownik Urzędu Marszałkowskiego mówi dalej, że Kałuża zaczął "brykać" i chodzić własnymi drogami, a jego rodzinne Żory stały się kuźnią kadr śląskich instytucji finansowych. W kuluarach Sejmiku Śląskiego Chełstowski przyznaje, że współpraca z Kałużą układała się fatalnie. Wiele razy sygnalizował o tym, próbował spotkać się z Kaczyńskim, ale nie dostał tej szansy. Czuł się zbywany.
KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"
Zmiana władzy na Śląsku to niewątpliwie dobry prognostyk dla regionu i kraju. Choć z "kanonizacją" marszałka Chełstowskiego nie należy się spieszyć – to on w pierwszych latach ochraniał Kałużę, kiedy zewsząd leciały okrzyki: zdrajca! Ważna jest też kwestia, czy te śląskie manewry wywołają lawinę. Spekuluje się, że opozycja, idąc tym tropem, może przejąć sejmik dolnośląski, a nawet i podlaski – i że ten cios może zachwiać obozem PiS.
A cios na pewno jest bolesny. Kiedy na przełomie czerwca i lipca PiS wzmacniał swoje struktury z myślą o wyborach, partyjnym opiekunem województwa śląskiego został premier Mateusz Morawiecki. Latem podzielono kraj na 94 partyjne okręgi odpowiadające senackim. Partyjnym pełnomocnikiem prestiżowego okręgu katowickiego został właśnie marszałek Chełstowski, uważany za człowieka premiera. I nagle taki zwrot?
W ramach hejtu na marszałka dochodzą głosy, że był już na wylocie, o czym się dowiedział. I salwował się ucieczką w objęcia samorządowców. Nieprawda. Do końca bywał w świcie Kaczyńskiego, który objeżdżał kilka dni wcześniej południowe powiaty województwa. I wtedy, kiedy w Częstochowie i Myszkowie tłum rechotał z żartów prezesa, i kiedy w Jastrzębiu-Zdroju zamieniał płcią premiera z europosłanką Jadwigą Wiśniewską. Ubaw był po pachy. Nikt nie odważył się nie śmiać, wstać i wyjść. Także marszałek.
Dzisiaj zaznacza, że te końskie zaloty prezesa do publiczności dopełniały czarę goryczy. Ale przepełniła się ostatecznie za sprawą konfliktu z Unią Europejską, której Śląsk w swojej transformacji postindustrialnej tak wiele zawdzięcza. – Nie mogłem już słuchać – opowiadał marszałek – że Unia to czyste zło, Niemcy to wrogowie, stolica Brukseli znajduje się w Berlinie, a kolejne zło, które dopadło Polskę, to samorządy.
Kiedy marszałek był człowiekiem najwyższego zaufania, Radosław Fogiel, były rzecznik prasowy PiS, mówił o pełnomocnikach partii w nadchodzących wyborach: "Zapewniam państwa, że będziemy jak dobrze naoliwiona maszyna przeć do przodu". Nie zauważono, że na Śląsku coś zgrzytnęło.
Sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski powiedział dla PAP, że "Chełstowski zachował się podle, bez krzty klasy politycznej". Dodał też, że marszałka musiała dopaść "klątwa faraona". To aluzja do tego, że marszałek 16 listopada w Egipcie, na szczycie klimatycznym ONZ COP27, jako reprezentant Europejskiego Komitetu Regionów wygłosił przemówienie, które nie spodobało się PiS. Chełstowski powiedział, że przeciwdziałanie zmianom klimatycznym nie może być tylko kompetencją rządów centralnych, które często "z przyczyn politycznych nie podejmują trudnych reform". Regiony są w stanie lepiej działać w tej mierze niż władze centralne. Rozbierając spisek na części pierwsze, powiązano egipski wywód marszałka z obecnością tam Rafała Trzaskowskiego, wiceprzewodniczącego "Tak! Dla Polski".
Jednak Chełstowski już co najmniej dwa miesiące wcześniej pertraktował z reprezentantami "Tak! Dla Polski" prezydentami Dziubą i Chęcińskim. Ujawnił, że z zamiarem opuszczenia PiS nosił się już od pół roku. I to on wykonał pierwszy krok ku samorządowcom. W ostatniej fazie do pisania scenariusza przewrotu dołączył Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, przewodniczący "Tak! Dla Polski", i Donald Tusk, który musiał przełamać niechęć kilku działaczy śląskiej PO do Chełstowskiego. Jednym z reżyserów ostatniego aktu był Borys Budka, poseł, wicelider PO.
Portal JastrzebieOnline.pl zapytał Wojciecha Kałużę, czy wśród radnych PiS i w Urzędzie Marszałkowskim czuć było pismo nosem. – Nie, zupełnie. Rano wszystko jeszcze wyglądało normalnie. Miano omawiać złożony tydzień wcześniej wniosek o odwołanie Jana Kawuloka, przewodniczącego sejmiku z nadania PiS. Wiadomo było, że wniosek przepadnie. A przepadła władza partii Kaczyńskiego. Teraz Kałuża oświadczył, że wobec tego, co się stało, zapisze się do PiS. Pytanie, czy go wezmą?
W ten historyczny dla Śląska poniedziałek pierwszym sygnałem, że coś się dzieje, stał się wniosek marszałka Chełstowskiego o powołanie Stanisława Gmitriuka, jedynego radnego PSL, na wiceprzewodniczącego sejmiku. I zaraz potem odwołanie przewodniczącego Kawuloka, który pojął, co jest grane, i próbował utrącić porządek sesji – co ostatecznie zablokował sejmikowy regulamin. Kiedy pod wieczór Arkadiusz Chęciński oznajmił, że w sejmiku zawiązało się czteroosobowe koło "Tak! Dla Polski", było po wszystkim. Nowa koalicja: KO, samorządowcy, SLD, PSL (25 głosów na 45 radnych) przegłosowała, co chciała.
PiS na Śląsku się sypie, marszałek Chełstowski zapowiada dalsze odejścia z klubu i w ogóle z partii... Czy w kraj pójdzie lawina? – To nie jest jeszcze cios, od którego rozpadnie się obóz PiS – komentuje dr Tomasz Słupik, politolog. Ale sygnał już jest.
Jak to się stało, że przez pół roku spisku nie wytropiły służby specjalne będące w rękach PiS? Że nie zadziałał Pegasus i inne narzędzia inwigilacji stosowane wobec opozycji? To wydaje się niemożliwe, więc odpowiedź może być i taka, że służby też szykują się na zmianę władzy.
Jan Dziadul
Z "Polityką" związany od 1989 r. Publicysta, absolwent prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka na Śląsku, na polityka.pl prowadzi blog o śląskości. Autor książek: "Rozstrzelana kopalnia" o pacyfikacji kopalni "Wujek" (na jej podstawie powstał film Kazimierza Kutza "Śmierć jak kromka chleba"), "Zanim padły strzały" o powojennej historii Śląska i Zagłębia oraz "Moja melodia PRL-u", powieści biograficznej o Kazimierzu Zarzyckim, byłym osobistym sekretarzu Edwarda Gierka, znanym śląskim dziennikarzu.