Kiedy akcja ratunkowa w "Halembie" zostanie wznowiona?
Sztab kryzysowy w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej zastanawia się, czy wieczorem będzie można wznowić zawieszoną akcję ratunkową. Pod ziemią uwięzionych jest piętnastu górników. We wczorajszym wybuchu metanu zginęło osiem osób. Prezes Okręgowego Urzędu Górniczego w Gliwicach ocenia, że dojście do zasypanych górników może zająć ratownikom kilkadziesiąt minut. Jest duże prawdopodobieństwo, że ratownicy wznowią akcję około godziny 20.00.
Zobacz także:
Wybuch w kopalni "Halemba" - godzina po godzinie
Zobacz zdjęcia:
Tragedia w kopalni Halemba
Na miejsce przyjechał prezydent Lech Kaczyński. Trzeba mieć iskierkę nadziei, ale nie kryję, że sytuacja jest bardzo zła - powiedział prezydent. Dodał, że z ogłoszeniem żałoby narodowej wstrzymuje się do momentu gdy tylko będą znane losy wszystkich osób, które były wczoraj pod ziemią podczas wybuchu w kopalni Halemba.
Prezydent dodał, na dole nie ma obecnie ekip ratunkowych, gdyż w ciągu ostatnich dwóch godzin sytuacja ulega pogorszeniu. Nie wykluczył, że może dojść do ponownego wybuchu.
Prezydent zapowiedział udzielenie pomocy finansowej rodzinom ofiar katastrofy w kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej. Ze swojego funduszu dyspozycyjnego przeznaczę 10-12 tysięcy na rodzinę - powiedział prezydent. Dodał, że będzie to pomoc zróżnicowana. Przypomniał też, że rząd również obiecał pomoc.
Prezydent wstrzymuje się w ogłoszeniem żałoby narodowej
Żałoba narodowa będzie ogłoszona, gdy będą znane losy kolejnych osób - zapowiedział prezydent.
Prezydent przypomniał, że potwierdzono została śmierć 6 osób, a losy pozostałych nie są jeszcze znane. Podkreślił, że nigdy nie należy tracić nadziei, gdyż cały czas prowadzona jest akcja ratunkowa.
"Badanie DNA dwóch górników"
Prezydent Kaczyński poinformował, że przeprowadzenie badań DNA, celem ustalenia tożsamości ofiar wypadku w kopalni, potrzebne będzie w dwu przypadkach.
Prezydent podkreślił, że "nie jest prawdą, że we wszystkich przypadkach potrzebne są badania DNA". Takie badania - jak powiedział - potrzebne są w dwu przypadkach. Lech Kaczyński poinformował, że zostaną one przeprowadzone we Wrocławiu. Jak dodał, na ustalenie tożsamości przez badanie DNA potrzebne są cztery dni.
Pozostałe ofiary wypadku w "Halembie" - powiedział prezydent - znajdują się w zakładzie medycyny sądowej w Akademii Śląskiej.
Lech Kaczyński zapowiedział, że przyczyny katastrofy musi być zbadana wszechstronnie. Jak mówił, będą prowadzone śledztwa przez prokuraturę, działa inspekcja pracy. Dodał, że zleci też kontrolę Najwyższej Izby Kontroli.
Akcja ratownicza zostanie wznowiona po 18.00
Ratownik górniczy Bogusław Ożóg, biorący udział w akcji ratowniczej, powiedział, że może ona zostać wznowiona po 18.00. Zaznaczył, że warunki są trudne. Ratownicy wentylują pokład i usuwają wodę. Przywrócenie obiegowego prądu powietrza zmniejszy zawartość metanu w wyrobisku, co pozwoli na przeszukanie strefy zagrożenia. Bogusław Ożóg dodał, że z danych pochodzących z dwóch punktów pomiarowych wynika, iż w jednym zawartość metanu spada, natomiast w ścianie nadal jest zagrożenie wybuchem.
Bogusław Ożóg powiedział, że od tego, co ratownicy zastaną pod ziemią i czy będą duże zwałowiska, będzie zależało to, jak długo potrwa akcja ratownicza. Ratownik ma nadzieję, że w strefie, gdzie nastąpił wybuch, jest jakiś rozszczelniony rurociąg powietrzny, co pozwoli przeżyć górnikom. Rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej powiedział, że sztab podjął decyzję, by uszczelnić tamę wentylacyjną i naprawić pompę wodną, gdyż uszkodzona pompa mogłaby spowodować zalanie. Według niego, naprawę pompy można wykonać "w dość krótkim czasie", ale nie sposób tego zrobić w kilkadziesiąt minut.
Madej zapewnił, że Kompania nie oszczędza na bezpieczeństwie pracujących w kopalni ludzi. Dodał, że w tym roku na bezpieczeństwo i higienę pracy wydano już 500 mln zł - kwotę większą niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Niewyobrażalne jest to, by oszczędzać na czymś, co mogłoby stanowić zagrożenie dla życia pracujących w kopalni górników - podkreślił.
Podobną decyzję o wstrzymaniu penetracji w kopalni podjęto w nocy, gdy wysokie stężenia metanu groziły ponownym wybuchem. Rano, gdy udało się przewietrzyć chodnik, na rekonesans wysłano jeden zastęp ratowniczy, który ze względów bezpieczeństwa musiał jednak wrócić.
Madej podał, że wydobyto sześć ciał. Nie oznacza, że wcześniejsze informacje o ośmiu ofiarach były błędne; daj Boże, żeby tak było - dodał. Prawdopodobnie jednak ratownicy jeszcze w nocy widzieli w wyrobisku ciała kolejnych dwóch osób, bez oznak życia. W strefie bezpośredniego zagrożenia było 23 górników.
Tak jak w przypadku innych większych wypadków w kopalniach związki zawodowe, wywiesiły przed główną brama kopalni "Halemba" swoje flagi przepasane kirem.
"W Halembie zawiniła natura"
Wiceminister gospodarki Paweł Poncyliusz powiedział, że decyzje w sprawie pomocy zapadną dopiero po zakończeniu akcji ratowniczej, a więc gdy będzie znana ostateczna liczba ofiar. Wiceminister gospodarki zapewnił, że w budżecie państwa są środki, które będzie można przeznaczyć na pomoc. Są rezerwy w dyspozycji premiera, nie trzeba będzie dokonywać przesunięć środków - powiedział Paweł Poncyliusz. Dodał, że trzeba też wiedzieć, ile osób nie ma uprawnień górniczych.
Wiceminister dodał, że wstępne oceny wskazują na to, iż do tragedii nie przyczynili się ludzie, ale natura. To nie jest niefachowość ludzi, niefrasobliwość czy błąd w sztuce. Wygląda na to, że było to zbyt duże stężenie metanu, co spowodowało eksplozję - podkreślił.
Biskupi łączą się w bólu ze Górnym Śląskiem
Biskupi zgromadzeni na Jasnej Górze w Częstochowie łączą się w bólu z Górnym Śląskiem, modlą się za ofiary tragedii w kopalni "Halemba". Jak podkreślił przewodniczący Episkopatu Polski, arcybiskup Józef Michalik, Śląsk budzi nasze sumienia i po raz kolejny przypomina, że praca pod ziemią niesie ze sobą niebezpieczeństwa.
Metropolita katowicki, arcybiskup Damian Zimoń, podkreśla, że kolejny raz Górny Śląsk przeżywa ogromny dramat. Wskazał, że w kopalni "Halemba" w kolejnych katastrofach zginęło wielu górników.
Penetracja wyrobiska
Po przewietrzeniu chodnika ratownicy wyszli w środę po godz. 8. na rekonesans, aby zbadać warunki panujące w jego dalszej części. Co najmniej ośmiu górników zginęło w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej - poinformował prezes Kompanii Węglowej Grzegorz Pawłaszek. Ciała sześciu z nich wydobyto już na powierzchnię. Ratownicy mieli problemy z dotarciem do dwóch ciał. We wtorek po południu na poziomie 1030 metrów doszło tu do wybuchu lub zapalenia metanu. Los 15 górników jest nieznany.
O postępach trwającej nieprzerwanie akcji ratowniczej poinformował wiceprezes Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia, Marek Majcher. Podkreślił, że gdy tylko znów pojawi się zagrożenie metanowe, ratownicy zostaną wycofani z rejonu katastrofy.
Majcher poinformował, że całe wyrobisko, wraz ze ścianą wydobywczą, zostało przewietrzone na tyle - jak wskazywały czujniki specjalistycznej aparatury - że stężenie metanu spadło poniżej dopuszczalnych 2%. Udało się też schłodzić temperaturę w miejscu, skąd wyruszyli ratownicy, do ok. 24 stopni Celsjusza.
Zastęp, który wysłano na rekonesans, miał przejść ten odcinek wysokiego na 1,70 metrów chodnika, który ratownicy już przeszli przed zawieszeniem penetracji.
Ratownicy mieli wejść dalej, aby sprawdzić, jakie warunki panują w okolicach napędu ściany wydobywczej. W sumie mieli do przejścia ok. 300 metrów. Sztab akcji na bieżąco decydował o wymianie zastępów penetrujących wyrobisko. Do kopalni przybywają kolejni eksperci, aby wspomóc akcję ratowniczą.
Wciąż nie ma informacji, co mogło być bezpośrednią przyczyną katastrofy. Majcher nie zgodził się z opinią, wygłaszaną m.in. przez przedstawicieli związków zawodowych, że w firmie zewnętrznej, której pracownicy są wśród ofiar, pracowały osoby bez wystarczających kwalifikacji. Podkreślił, że firma ta zatrudniała w części byłych pracowników "Halemby", doświadczonych górników. Specjalizowała się w demontażu urządzeń dołowych i miała do tego stosowne uprawnienia.
Mimo tragicznego wypadku, w kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej nie wstrzymano wydobycia. Rano górnicy zaczęli normalną pracę. Jeden z nich przyznał, że zjazdowi pod ziemię zawsze towarzyszą obawy. Jednak jak dodał nie ma innego wyjścia, bo pracować trzeba.
Eksplozja - kilometr pod powierzchnią ziemi
We wtorek po południu przy likwidowanej ścianie w kopalni Halemba, na pokładzie "506", na głębokości ponad tysiąca metrów, rozegrało się piekło. Nagle zaczęły wyć czujniki metanu. W ciągu ułamków sekund nastąpił wybuch. Temperatura sięgnęła tysiąca stopni Celsjusza. W strefie wybuchu znajdowało się wtedy 23 górników. Najmłodszy z nich miał 21 lat; najstarszy - 59.
Tuż po wybuchu wszelka łączność z całym rejonem została zerwana. Na dół natychmiast zjechali ratownicy. Pracowały tu najpierw cztery załogi, potem dziewięć. W tej chwili wydobyto osiem ofiar, 15 ludzi nadal znajduje się pod ziemią. Dotąd brak od nich jakichkolwiek oznak życia.
Jak poinformował prezes Kompanii Węglowej, Grzegorz Pawłaszek, wybuch był ukierunkowany. Jego zdaniem są szanse, że kogoś uda się jeszcze żywego wydobyć. Pawłaszek dodał, że obecnie nie można stwierdzić, czy uwięzieni górnicy mają dopływ powietrza.
Dodał, że obrażenia górników, których ciała wydobyto, zostały spowodowane przez wybuch. Nie zostali przysypani. Na razie nie można zidentyfikować ofiar - poinformował Pawłaszek. Na skutek wybuchu górnicy nie mieli przy sobie identyfikatorów ani lamp.
Do przeszukania był odcinek 500 metrów, ale - jak mówi wiceprezes Kompanii Węglowej, Marek Majcher - niewykluczone, że pozostali pod ziemią górnicy znajdują się bliżej, w odległości 200-300 metrów. Ratownicy dotarli do 15 metra ściany. Odcinek ten jest częściowo zasypany węglem i skałami, pracę ratownikom utrudniał również znajdujący się tam zniszczony sprzęt, bardzo wysoka temperatura i wilgotność.
Wietrzenie szybu
Około godziny 3.00 w nocy stężenie metanu nagle znów wzrosło. Jak powiedział rzecznik Kompanii Węglowej, Zbigniew Madej, istnieje ryzyko wtórnego wybuchu. W związku z tym podjęto decyzję o wentylowaniu części szybu. Ma to umożliwić ratownikom dalsze poszukiwania. Po akcji przewietrzania stężenie metanu spadło w rejonie wybuchu. Rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej poinformował, że praca specjalnych wentylatorów i wietrzenie chodnika przyniosła efekty. Dodał jednak, że stężenie metanu nie jest jeszcze na tyle małe, by ratownicy mogli ponownie podjąć akcję przekopywania się do uwięzionych górników. Zbigniew Madej podkreślił, że można mieć nadzieję, iż przewietrzanie rejonu wybuchu wkrótce się zakończy.
Sytuacja jest na tyle poważna, że ratownicy musieli wycofać się z miejsca zawału. Teraz ustawiono tam specjalne wentylatory, które pracują, by usunąć nadmiar metanu. Wietrzenie chodnika może potrwać nawet kilka godzin. Ratownicy ponownie ruszą do przekopywania zawału dopiero wtedy, gdy zostanie im zapewnione względne bezpieczeństwo.
Zbigniew Madej poinformował, że atmosfera w rejonie wypadku jest niezdatna do oddychania, ponieważ podczas wybuchu metanu został zniszczony most wentylacyjny, co zakłóciło przepływ powietrza. To informacje bardzo niepokojące - przyznał Madej. Marek Majcher zaznaczył, że najpierw trzeba doprowadzić do takiej atmosfery w szybie, która nie będzie groziła wybuchem. Oprócz tego, ratownicy muszą uzyskać pewność, że nie pozostały tam tak zwane "świeczki metanowe", czyli ogniska które mogłyby zainicjować kolejny wybuch po ruchu powietrza w wyrobiskach.
Musimy mieć pewność, że ratownicy są bezpieczni. Nie możemy doprowadzić do wtórnego wybuchu - podkreślił Majcher.
Niewyobrażalnie trudne warunki
Warunki panujące w miejscu wypadku Zbigniew Madej określił jako "niewyobrażalne i ekstremalne". Były wiceminister górnictwa i były ratownik górniczy Jerzy Markowski potwierdził te słowa.
Zdaniem Markowskiego ma to związek z bardzo wysoką temperaturą, jaka towarzyszy takiemu wybuchowi. W tym momencie - jak mówi Markowski - nie ma możliwości poruszania się bez aparatu tlenowego. W takie aparaty - oraz w "zestaw ucieczkowy" byli wyposażeni górnicy, którzy znajdują się w rejonie zagrożenia.
Rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej powiedział, że doszło do wybuchu albo wypalenia metanu. Dodał, że "nie można na razie mówić o konkretnych przyczynach". To bardzo trudny rejon - zaznaczył.
Dramat rodzin
Rodziny górników, którzy są w zagrożonym rejonie, zgromadzili się na placu pod wejściem do kopalni. Noc spędzają w kopalnianej stołówce. Rozmawiają z nimi policyjni psychologowie. Do kopalni przyszli też trzej księża z miejscowej parafii, aby wspierać górników i ich rodziny.
Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej poinformował, że 15 osób z grupy 23 w rejonie zagrożenia to pracownicy zewnętrznej firmy świadczącej usługi na rzecz kopalni, pozostali to jej pracownicy.
Na przyjęcie rannych z kopalni Halemba przygotowany jest szpital w Siemianowicach Śląskich. Robert Gałązkowski z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego poinformował, że MSWiA wydało polecenie przygotowania samolotów i helikoptera do transportu rannych.
Według informacji kopalni, w miejscu wypadku nie prowadzono wydobycia węgla - ściana wydobywcza już od lutego była przeznaczona do likwidacji, właśnie ze względu na trudne warunki pracy i zagrożenie dla górników. Od 18 listopada trwały tam prace przy wydobywaniu wartego ok. 70 mln zł sprzętu. Przenośniki zdążono przenieść do innych części kopalni, trwał demontaż zmechanizowanej obudowy. Rozmontowano ją w ok. 10%.
Metan pojawił się w poniedziałek
Wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz potwierdził, że już w poniedziałek w kopalni miało miejsce tąpnięcie, określane przez specjalistów jako "ostrzegawcze". Uznano jednak, że zachowując odpowiednie środki bezpieczeństwa można nadal prowadzić prace demontażowe. Wiceminister podkreślił, że - według dyrekcji kopalni - w rejonie katastrofy nie było wydobycia węgla, będzie jednak badane, czy mogło tam być tzw. dzikie wydobycie.
Minister poinformował, że Kompania Węglowa i kierownictwo kopalni Halemba w tej chwili panują nad sytuacją, na terenie kopalni jest sztab, składający się ze specjalistów różnych dziedzin, na przykład od wentylacji czy od zagrożeń metanowych. Sztab ten ma pracować do zakończenia akcji ratunkowej, a po jej zakończeniu specjalna komisja zbada, jakie były realne przyczyny tragedii i czy można było tego uniknąć.
Premier Jarosław Kaczyński, który przybył do Rudy Śląskiej, zapowiedział przeprowadzenie dochodzenia przyczyn katastrofy. Premier poinformował, że na razie istnieje wiele hipotez na temat przyczyn. Zapewił, że będzie przeprowadzone bardzo dogłębne postępowanie, ustalające przyczyny tragedii. Premier podkreślił, że choć wysuwanych jest wiele hipotez, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że jest prawdopodobne, iż była to po prostu siła wyższa.
Jak mówili prezesi KW, ściana była ciągle monitorowana. Na podstawie wskazań czujników nie można było przewidzieć tragedii. Wydruki większości czujników kończą się na 17.30, wtedy kiedy nastąpił wybuch, natomiast nie wskazują jakichś większych anomalii, które by sugerowały gwałtowny wypływ metanu - powiedział Majcher.
Metan jest palnym gazem; po pierwszym wybuchu może dojść do kolejnego. Leon Budziłowicz z Jednostki Ratowniczej KGHM Polska Miedź poinformował, że wybuch może spowodować każda, najmniejsza nawet iskra. Na dole panują niezwykle trudne warunki - w kopalni na tym poziomie jest ok. 40 st. C, po wybuchu temperatura może być wyższa.
Kopalnia Halemba jest bardzo niebezpieczna. Pół roku temu doszło tam do katastrofy, w wyniku której przez pięć dni pod ziemią uwięziony był górnik Zbigniew Nowak. Ratownikom udało się dotrzeć do niego. Przeżył.
(bart,zel,sm)
Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl