Ataki partyjnych "bulterierów"
W kampanii prezydenckiej 2005 r. spin doktor PiS Jacek Kurski zastosował jeden z najpopularniejszych chwytów czarnego PR. Poseł zwany bulterierem Jarosława Kaczyńskiego zarzucił kandydującemu Donaldowi Tuskowi, że jego dziadek w czasach II wojny światowej na ochotnika zgłosił się do Wehrmachtu. Oskarżenie okazało się nadużyciem - dziennikarze ujawnili, że Józef Tusk został wcielony do niemieckiego wojska pod przymusem, gdy przebywał w obozie jenieckim. Lech Kaczyński przeprosił Donalda Tuska za swojego sztabowca, a sam Kurski został wyrzucony z PiS. Nie ulega jednak wątpliwości, że wywołana przez niego afera mocno podważyła wiarygodność Tuska, który ostatecznie przegrał wybory.
Przyjęło się, że polityków, wyznaczonych do zajmowania się czarnym PR-em, nazywa się „bulterierami”. Dr Ryszard Kessler z Uniwersytetu Zielonogórskiego tłumaczył Wirtualnej Polsce, że taka osoba często i chętnie występuje w mediach, wręcz przyjaźni się z dziennikarzami, żeby móc im podrzucać smakowite kąski na przeciwników. Zdaniem eksperta takie osoby to „polityczni kamikadze, przyzwyczajeni do napiętnowania, ale zdeterminowani, by każdy trudny temat obronić własną piersią". Po Jacku Kurskim taką funkcję w PiS stara się pełnić Adam Hofman. W Platformie rolę „bulteriera” przez długi czas odgrywał Janusz Palikot, a po jego odejściu z partii przejął ją Stefan Niesiołowski. W SLD i PSL - póki co - w ogóle nie widać tego typu polityków. [czytaj więcej: Skandaliczne zagrywki polityków]