Szokujące wypowiedzi i rekwizyty
Bulterierem PO przez długi czas był Janusz Palikot. Jego szokujące wypowiedzi i zachowania często przekraczały granice politycznej poprawności i dobrego smaku. Na konferencje przynosił zaskakujące rekwizyty takie jak wibrator czy świńska głowa. Kilkakrotnie sugerował, że Lech Kaczyński ma problemy z nadużywaniem alkoholu. W 2008 r., gdy nazwał prezydenta chamem, prokuratura wszczęła postępowanie ws. znieważenia przez niego głowy państwa. Śledztwo zostało jednak umorzone. Po tym, jak Palikot obraził Grażynę Gęsicką mówiąc, że dosięgła jej „prostytucja w polityce”, za jego zachowanie przepraszał sam premier. Donald Tusk ocenił, że Palikot "przekroczył granice elementarnej przyzwoitości". Po katastrofie smoleńskiej kontrowersyjny polityk ogłosił, że „Janusz Palikot, którego wszyscy znają, zginął z Lechem Kaczyńskim 10 kwietnia". Wkrótce powrócił jednak do dawnej wulgarnej stylistyki. Już w czerwcu podczas kampanii prezydenckiej pisał na swoim blogu o "tchórzu Kaczyńskim", twierdząc, że szef PiS boi się debaty z
kandydatem PO Bronisławem Komorowskim. W lipcu Komisja Etyki Poselskiej ukarała Palikota za słowa, że "Lech Kaczyński ma krew na rękach" najwyższą z regulaminowych kar, czyli naganą. Zachowanie polityka zaczęło przeszkadzać również jego partyjnym kolegom. Po tym, jak stwierdził, że „trzeba zbadać, czy prezydent Lech Kaczyński był pod wpływem alkoholu, kiedy wchodził na pokład samolotu lecącego do Smoleńska”, europoseł PO Filip Kaczmarek złożył wniosek o wykluczenie Palikota z szeregów partii. Ostatecznie w październiku 2010 r. poseł sam zrezygnował z członkostwa w Platformie. Jednocześnie założył własne ugrupowanie pod nazwą Ruch Palikota.