Skandal z patoyoutuberem wstrząsnął Polską. Minister rządu PiS: "Zamykamy na YouTube grupy patostreamerów"
Kilka dni temu całą Polską wstrząsnęła sprawa patoyoutubera, który znęcał się nad niepełnosprawnym chłopakiem, każąc wykonywać mu za pieniądze upokarzające zadania. Film został zamieszczony na YouTube, obejrzały go setki tysięcy ludzi. Walkę z patologią w sieci kilka lat temu zapowiadało Ministerstwo Cyfryzacji. Co z tych zapowiedzi zostało?
Początek 2019 roku. Wiceministrem cyfryzacji - z politycznej rekomendacji premiera Mateusza Morawieckiego - zostaje Adam Andruszkiewicz, były poseł Kukiz’15.
Młody polityk ustala swój priorytet: walkę z patostreamingiem i wszelkimi przejawami demoralizacji młodzieży w sieci. Andruszkiewicz organizuje spotkania przedstawicieli kluczowych instytucji w Polsce - Komendanta Głównego Policji, Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka, Państwowego Instytutu Badawczego NASK, a także przedstawicieli internetowych platform i cyfrowych gigantów: YouTube’a i Facebooka.
Kilka lat później, kwiecień 2021 roku. Youtuber "Kamerzysta", którego aktywność w sieci śledzą miliony młodych ludzi, zamieszcza film o tytule: "JAK DALEKO POSUNIE SIĘ ZA PIENIĄDZE?", na którym każe 18-letniemu, niepełnosprawnemu chłopakowi wykonywać upokarzające zadania: jeść ziemię, skakać do kontenera na śmieci, wchodzić do szamba i zjadać zwierzęce odchody. Film wisi na platformie YouTube kilka dni, ogląda go ponad pół miliona ludzi. W końcu sprawa zostaje nagłośniona przez media.
W tej chwili młodym patoyoutuberem zajmuje się policja i prokuratura (usłyszał zarzuty i trafił do aresztu), a bulwersujący film zniknął z sieci.
W mediach społecznościowych uruchomiono kampanię zachęcającą do zgłaszania filmu. YouTube ostatecznie usunął go z serwisu z powodu "naruszenia zasad dotyczących nękania i dręczenia". Do tego czasu konto "Kamerzysty" subskrybowało ponad milion użytkowników.
Pytanie, czy zarówno instytucje państwowe, jak i sama platforma YouTube, zareagowały wystarczająco szybko i adekwatnie? Przecież - zgodnie z zapowiedziami przedstawicieli rządu - tego typu zjawiska miały zostać wyeliminowane, a przynajmniej w jak największym stopniu zminimalizowane.
Co poszło nie tak?
Adam Andruszkiewicz dla WP: Zabrakło koordynacji
- Sytuacja jest bulwersująca. Mogę przyznać, że osobiście interweniowałem w sprawie tego filmu, mam informację o działaniach, które są w tej sprawie podejmowane. Skontaktowałem się z jednym z oficerów z Komendy Głównej Policji. Tam jest specjalny wydział, który zajmuje się takimi sprawami. Służby działają - mówi Wirtualnej Polsce Adam Andruszkiewicz, sekretarz stanu w KPRM zajmujący się cyfryzacją.
WP: Co powinno stać się z tym youtuberem?
Adam Andruszkiewicz: Nie chcę wchodzić w kompetencje policji i prokuratury. Wiele zależy od tego, czy ten człowiek okaże skruchę, czy pokaże, że żałuje, czy przyzna się do błędu. A może przeciwnie, może okaże się, że mamy przykład recydywy. W każdym razie prawo powinno być tu bardzo surowe. Bo jeśli ktoś niszczy życie innych ludzi, to musi ponieść ostre konsekwencje - również liczyć się z ograniczeniem wolności. Ale niech o tym decydują właściwe organa państwa.
Ten oburzający film nie mieści się ściśle w ramach zjawiska patostreamingu [patostreaming to wulgarne, często obrazoburcze transmisje na żywo - przyp. red.], ale jednak należy traktować go jako przykład czystej, internetowej patologii. Czy resort cyfryzacji zajmował się również takimi filmami, gdy youtuberzy - jak w tym przypadku - nagrywają film wcześniej i zamieszczają go w internecie, a nie transmitują na żywo?
Tak. Na zjawisko patostreamingu patrzymy bardzo szeroko. Nie chodzi bowiem wyłącznie o transmisje na żywo. W tym zjawisku mieści się szeroko pojęta przemoc w sieci, nawoływanie do nienawiści, to wszystko mieści się w patostreamingu. Tak, jak ten konkretny film, o który pan pyta. To dotyczy nie tylko YouTube’a, ale także innych platform, jak Facebook choćby.
Rząd zapowiadał dużą kampanię edukacyjną na temat patostreamingu. Ja jej nie dostrzegłem.
Były spoty edukacyjne, również z udziałem popularnych, pozytywnych youtuberów. Ja osobiście postawiłem na działania w terenie. W każdym województwie organizowaliśmy duże, otwarte spotkania, na których zawsze był przedstawiciel wojewody lub najczęściej sam wojewoda, władze samorządowe, kuratorowie oświaty, komendanci policji, przedstawiciele mediów regionalnych oraz oczywiście sama młodzież.
Kiedy ostatnio odbyło się takie spotkanie?
W lutym 2020 roku w Białymstoku. Spotkania w Polsce przerwała pandemia.
Nie można było inaczej mówić o problemie? Podjąć szersze działania, zrobić większą kampanię?
Działalność w sieci jest ważna, same media mają wielki wpływ na to, jak ten temat rezonuje. Ja uznałem, że należy wyjść jednak poza działalność wyłącznie medialną i wyjść z tym problemem "w teren”. W mniejszych miastach młodych ludzi również dotyka problem patostreamingu i trzeba o tym alarmować lokalne władze czy służby.
A na poziomie centralnym?
Spotykaliśmy się w Ministerstwie Cyfryzacji z przedstawicielami najpopularniejszych platform społecznościowych (Youtube’a, Facebooka) i szeregu kluczowych instytucji w państwie: Komendanta Głównego Policji, Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka, Państwowego Instytutu Badawczego NASK, serwisu Dyżurnet.pl, Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej, Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji oraz Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji…
Tak. Spotkania były. Ale czy za tymi spotkaniami poszło coś więcej niż tylko rozmowa o samym zjawisku? Jak widać, ono istnieje i ma się "dobrze”.
Pytałem policję oficjalnie, czy należałoby wprowadzić zmiany w prawie w zakresie patostreamingu. Policjanci twierdzili, że wcale nie. Że polskie prawo daje im instrumenty do działania, bardzo szerokie. Internet wyrokiem Sądu Najwyższego został uznany za miejsce publiczne. To bardzo ważne. Dzięki temu patostreaming można były podpiąć pod działania, które w miejscu publicznym byłyby właśnie traktowane jak wykroczenie. Na to wszystko są paragrafy w Kodeksie karnym. Prawo zatem w naszej ocenie działa dobrze.
Ale jednak coś nie działa, skoro zjawisko patodziałalności w internecie trwa.
Przyznaję - zabrakło i brakuje synchronizacji działań różnych instytucji. Poza tym, naprawdę ciężko balansować na linii bezpieczeństwa w sieci i wolności słowa. Bo z jednej strony chcemy reagować stanowczo, regulować treści, a z drugiej - ktoś może uznać to za ograniczanie wolności słowa. My staramy się ciągle rozmawiać z platformami takimi jak YouTube, np. o procesie automatyzacji kontrolowania zamieszczanych treści. Oni się oczywiście bronią, podkreślają, że skutecznie filtrują patologiczne treści i reagują szybko i adekwatnie. Pewnie w wielu przypadkach udaje się zdusić zjawisko w zarodku, ale często jest to problem.
W czasie pandemii młodzi w jeszcze większym stopniu przenieśli się do sieci. Patozjawiska się rozszerzyły?
Jest coś takiego, jak zjawisko "rajdów", "wjazdów" na e-lekcje, kiedy ludzie skrzykują się i logują się na transmisje lekcji w szkołach. Zjawisko to stało się bardzo popularne w czasie pandemii. Wręcz masowe. Młodzi ludzie zakładali grupy między innymi na Facebooku i skrzykiwali się. Dzięki naszym działaniom i współpracy z platformami zamknięto największą taką grupę, liczącą kilkanaście tysięcy osób, skupionych wokół głównych patostreamerów. Udało się również pozamykać inne grupy działań patostreamerów we współpracy z YouTubem czy na Discordzie. To są konkretne efekty, ale oczywiście, przyznaję - nie udało się całkowicie zwalczyć zjawiska patostreamingu. Dążymy do jego minimalizacji.
Wiem, że w działalność przeciwko patostreamingowi angażował się także Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar.
Sam Adam Bodnar nigdy nie pojawił się na organizowanych przeze mnie spotkaniach ale delegował swoich przedstawicieli. Spotykaliśmy się w ministerstwie więc także z przedstawicielami Biura RPO. Walka z tym zjawiskiem wymaga współpracy bardzo wielu instytucji ponad podziałami, dla dobra dzieci. Wierzę, że z końcem pandemii, niebawem, te działania się zintensyfikują.
Zobacz też: Paweł Kukiz może rozczarować PiS. Poseł bez owijania w bawełnę