Siłą wieźli ich na front. Wyskakiwali z rozpędzonych ciężarówek
Ponad 150 rosyjskich żołnierzy odmówiło walki w Ukrainie i wróciło do ojczyzny. Większość z nich to mieszkańcy Buriacji, którym wrócić pomogła antywojenna fundacja Wolna Buriacja. Dezerterom grożą teraz sprawy karne z powodu rozwiązania umowy.
15.07.2022 | aktual.: 15.07.2022 22:39
11 lipca z Ukrainy wróciło ponad 150 żołnierzy. Podchodzą oni głównie z Buriacji i Omska. - Teraz są ze swoimi rodzinami, ale uważamy, że będą potrzebować pomocy medycznej i psychologicznej - podkreśla w rozmowie z Biełsatem wiceprzewodnicząca Wolnej Buriacji Wiktora Maładajewa.
Uciekający żołnierze musieli dwukrotnie wyskakiwać z ciężarówki
Antywojenna organizacja powstała w marcu i od samego początku swojej działalności otrzymuje prośby od żołnierzy, którzy nie chcą walczyć w Ukrainie. Członkowie organizacji są w kontakcie z prawnikami oraz obrońcami praw człowieka.
- Wierzymy, że w każdym podmiocie Federacji Rosyjskiej potrzebne są takie organizacja jak nasza, które pomogą reprezentantom swoich regionów, którzy nie chcą walczyć. Działaczom na rzecz praw człowieka jest trudno poradzić sobie z tym przepływem w pojedynkę. Wojskowi i ich bliscy bardzo się boją, nie są pewni, że otrzymają pomoc i nie zostaną oszukani - zapewnia Maładajewa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uciekający żołnierze sporo ryzykowali. Musieli dwukrotnie wyskakiwać z ciężarówki i uciekać. - Po drugim incydencie zostali zabrani do zamkniętego obozu w obwodzie ługańskim. Tam zaczęto im grozić sprawami karnymi pod pretekstem rzekomo wydanej ustawy o nieuprawnionym wyjeździe z Ukrainy. Wielu nie wierzyło w tę historię, ale 12 lipca ukraiński wywiad opublikował nagranie dźwiękowe tego incydentu i najwyraźniej o tym właśnie mówią - dodaje wiceprzewodnicząca organizacji.
Siedzą jak niewolnicy
Wolna Buriacja informowała też o 17 więzionych żołnierzach z różnych części Rosji, którzy zostali aresztowani po rozwiązaniu kontraktu.
- Początkowo nie pozwolono im odejść, potem zabrano ich na dworzec, gdzie chcieli na własną rękę pojechać autobusem do Rosji. Ale zostali zatrzymani przez żandarmerię, zabrani na przesłuchanie, odebrano im dokumenty i sprzęt. Teraz zajmują się różnymi pracami remontowymi, a przez resztę czasu trzymani są w piwnicy. Siedzą tam jak niewolnicy. Oczywiście zarówno oni, jak i my boimy się, że zostaną po cichu wysłani na front jako mięso armatnie lub po prostu rozstrzelani - zaznacza Maładajewa.
Do organizacji zwracają się sami żołnierze oraz ich bliscy. - Wojskowi lub ich krewni piszą do nas codziennie. Trzeba też wziąć pod uwagę, że niewiele osób na froncie ma telefony. Wielu zabrano iPhone’y, (...), nie wiedzą, gdzie się zwrócić. Skontaktowaliśmy się z ponad 350 żołnierzami. Ale zazwyczaj kontaktuje się z nami jeden żołnierz, a razem z nim są jego koledzy, do 15 osób. Był przypadek, że przez jednego wojskowego zgłosiło się do nas około stu jego kolegów, czyli jest to zjawisko masowe. Wielu wojskowych po prostu nie rozumie, co robią na terytorium Ukrainy - tłumaczy Maładajewa.
Źródło: belsat.eu
Czytaj też: