Sielanka, aż trudno uwierzyć
Przyzwyczajeni do tego, że polityka to horror, nie wierzymy własnym oczom, kiedy oglądamy rozmowy koalicyjne PO i PSL. Tusk z Pawlakiem serwują nam baśń o dwóch takich, co jednoczą siły, by pokonać smoka. Tylko czy to może się zdarzyć naprawdę?
Na razie wszystko idzie jak po maśle. Rozmowy szefów Platformy i ludowców zaowocowały w minioną sobotę jednogłośnym przyjęciem przez obie partie deklaracji koalicyjnej zatytułowanej „Razem tworzymy lepszą przyszłość. By żyło się lepiej. Wszystkim”. Deklaracja w niczym nie przypomina intercyzy, jaką były pakty stabilizacyjne PiS skrupulatnie punktujące, co ma przynależeć której partii. Tym razem to niemal akt małżeństwa zapewniający o partnerskiej współpracy, zaufaniu i poszukiwaniu kompromisu, a w razie niemożliwości jego osiągnięcia – o nieszkodzeniu koalicjantowi.
Jak na razie bajka. W piątek 16 listopada ustali się ostateczny skład rządu i odbędzie się jego zaprzysiężenie w Pałacu Prezydenckim. Potem exposé premiera w Sejmie i głosowanie nad wotum zaufania, które nowy rząd uzy-ska. Bajkopisarz mógłby w tym miejscu postawić kropkę i napisać: „Od tej pory rządzili długo i szczęśliwie”.
Rzut na taśmę
Jednak w życiu, a zwłaszcza w polityce, bajki się raczej nie zdarzają. Spore szanse na realizację ma więc scenariusz horroru, w którym pokonanemu smokowi zacznie odrastać głowa i wciąż będzie atakował.
Pokonane w wyborach Prawo i Sprawiedliwość zdążyło już udowodnić, że nie zamierza składać broni. Rząd Jarosława Kaczyńskiego rzutem na taśmę podjął wiele decyzji o wątpliwej wartości dla kraju. Zaledwie na tydzień przed dymisją rządu powołano Antoniego Macierewicza na wiceministra obrony. Przemeblowano MSZ, nominując na ambasadorów wiernych PiS pracowników, choć przez wiele miesięcy placówki te nie były obsadzone z powodu „braku odpowiednich kandydatów”. Pojawiła się też informacja o wyjęciu spod dyspozycji przyszłego premiera Fundacji Pomocy Polakom na Wschodzie i przekazaniu jej w ręce prezydenta dosłownie na dwa dni przed powołaniem Tuska na szefa rządu.
Misja Tuska
Samo mianowanie nowego premiera też nie odbyło się elegancko. Pałac Prezydencki zwlekał z ogłoszeniem terminu do ostatniej chwili. Formalność – bo nikt nie nazywa tego uroczystością – trwała 36 sekund. Nie to co w przypadku Jarosława Kaczyńskiego, gdy ten 10 lipca 2006 roku przejmował władzę. Jego desygnowanie na premiera odbyło się niemal natychmiast po dymisji Kazimierza Marcinkiewicza. Godzinę po tym, jak Marcinkiewicz wyszedł tylnymi drzwiami z Pałacu Prezydenckiego, Jarosław Kaczyński odbierał z rąk brata nominację na szefa rządu. I to w pełnej oprawie medialnej. Sondaże potwierdzają, że Tusk odgrywa dziś rolę szlachetnego rycerza walczącego ze złymi siłami. Popiera go przeszło połowa Polaków, ufając, że stworzona przez niego koalicja PO–PSL przetrwa cztery lata. To olbrzymi kredyt zaufania, biorąc pod uwagę to, że po 1989 roku tylko jednej koalicji udało się przetrwać pełną kadencję (SLD–PSL, 1993–1997), ale przy zmieniających się premierach i ciągłych kłótniach. Drugi raz PSL próbowało rządzić z SLD
po wyborach 2001 roku, lecz wtedy koalicja szybko się rozpadła. W rezultacie rząd Leszka Millera, a potem Marka Belki skazany został na żebranie o głosy Samoobrony. Jarosław Kaczyński poszedł w tym żenującym spektaklu dalej, zapraszając Andrzeja Leppera i Romana Giertycha do rządu, i to jako wicepremierów. Za cenę sejmowego poparcia do władzy dopuszczono ekstremalne i populistyczne partie. Polityka ostatnich lat była więc rozgrywającym się na oczach wyborców targiem o stanowiska, forsowaniem prawa służącego partyjnym interesom oraz zawłaszczaniu państwa.
Dlatego ostatnie wybory przebiegały pod hasłem zmiany zasad rządzenia. Niezgody na politykę, w której cel uświęca środki. Na koalicje z byle kim, byle tylko rządzić. Wyborcy wybrali Tuska, by tę fatalną jakość zmienił na lepsze.
Niełatwo jednak uwierzyć, że spokojne, prowadzone z szacunkiem dla partnera rozmowy koalicyjne to polityczna normalność. Zwłaszcza PiS i Pałacowi Prezydenckiemu. Bracia Kaczyńscy wysuwają wątpliwości co do kompetencji nowego szefa MSZ Radka Sikorskiego oraz ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Ciekawe, że w rządzie PiS obie teki dzierżyli najbardziej krytykowani ministrowie – Anna Fotyga i Zbigniew Ziobro. Dziś ich następców próbuje się obrzucić błotem, stosując ulubioną przez PiS metodę insynuacji. Na razie przyszły premier nie daje się wyprowadzić z równowagi i puszcza połajanki PiS mimo uszu, ale na dłuższą metę może być to trudne w sytuacji ciągłego konfliktu na linii szef rządu–prezydent.
Wielka gra
Obie strony zdają sobie sprawę, że gra toczy się dziś o coś więcej niż tylko powołanie rządu PO–PSL. Jeśli nowej koalicji uda się przekuć stan politycznej sielanki w standard rządzenia, może oznaczać to trwałe zmiany na polskiej scenie politycznej. Waldemar Pawlak ma szansę po dwóch koalicjach z SLD udowodnić, że jest poważnym partnerem koalicyjnym. A Donald Tusk szefem partii, która pierwszy raz po 1989 roku zdoła utrzymać władzę dłużej niż przez jedną kadencję, tak jak zdarza się to w dojrzałych demokracjach Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii. Wtedy rzeczywiście bajka o dwóch takich, co pokonali smoka, zmieni się w prawdziwą historię.
Aleksandra Pawlicka