PolitykaSeria pomyłek PO. Stare błędy zamiast nowej jakości

Seria pomyłek PO. Stare błędy zamiast nowej jakości

Obecna PO przypomina dziś etatowego pracownika z dużym mniemaniem o sobie, ale za to niezbyt chętnego do ciężkiej pracy. Każdego dnia przychodzi do firmy i robi w niej tylko to, co musi. Poza tym koncentruje się na krytyce pracownika, na którego stanowisko chciałby awansować. Choć nie podejmuje własnych inicjatyw, nie wykazuje się większą ambicją, to jest przekonany, że prędzej czy później zostanie przez szefa nagrodzony. Czeka więc na awans, nie dopuszczając do myśli informacji, że szef wcale nie musi zwalniać krytykowanego pracownika, a jeśli już, to może zastąpić go jeszcze inną osobą z firmy - pisze dziennikarz Wirtualnej Polski Michał Fabisiak.

Seria pomyłek PO. Stare błędy zamiast nowej jakości
Źródło zdjęć: © WP
Michał Fabisiak

03.10.2016 | aktual.: 07.10.2016 23:16

Platforma Obywatelska powstała w Gdańsku i w tym mieście miała narodzić się na nowo. Taki cel przyświecał pomysłodawcom konwencji programowej, która w niedzielne popołudnie ściągnęła do Trójmiasta działaczy PO z całego kraju. - Przed nami nowe wyzwania, musi być także nowa Platforma. Po tej konwencji ruszymy do przodu - zapowiedział przed wejściem na sale wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Podobnym entuzjazmem wykazywali się również inni prominentni politycy największej partii opozycyjnej, chyba nieświadomi, że pierwszy wizerunkowy błąd tej konwencji popełniono na długo przed jej rozpoczęciem. Był nim wybór obiektu, w którym miało dokonać się owe odrodzenie.

Choć ma on wiele zalet, takich jak dogodna (blisko centrum, 10 minut tramwajem z dworca Gdańsk-Główny) i prestiżowa (na przeciwko Baltic Areny, najładniejszego stadionu piłkarskiego w Polsce) lokalizacja, to posiada też jedną wadę. Chodzi o nazwę, która brzmi "AmberExpo". O ile w przypadku prywatnej korporacji, czy nawet innej partii organizującej tu swój event mogłaby ona zostać niezauważoną, o tyle w kontekście Platformy Obywatelskiej nasuwa jednoznaczne skojarzenia. Od kilku lat słowo "amber" pojawia się w Polsce razem z wyrazem "gold". Jeśli przeciętny Kowalski zdążył już zapomnieć o największej aferze finansowej ostatnich lat oraz o tym za czasów której partii miała ona miejsce, to PO w bardzo subtelny sposób mu o tym przypomniała.

Gdyby ktoś jednak nie usłyszał nazwy obiektu lub nie miał podobnych skojarzeń, to nie musiał długo czekać na odświeżenie wiedzy na temat niechlubnych dokonań PO z czasu jej rządów. Na samym początku konwencji z pomocą (dla Platformy była to raczej "pomoc") przyszedł Lecha Wałęsa, który był gościem specjalnym wydarzenia. Były prezydent w trakcie swojego przemówienia wytknął błędy, jakie PO popełniła w okresie, gdy była u władzy. - Przegraliście na własne życzenie. Największym waszym błędem było to, że nie tłumaczył minister w otwartej telewizji co robicie - recenzował Wałęsa ku zaskoczeniu słuchaczy. W drugiej części swojego przemówienia legendarny przywódca "Solidarności" odniósł się do aktualnej sytuacji, a wydźwięk jego słów znów nie był dla Platformy przyjemny. - Weźcie się w garść! Zabierzcie się do porządkowania kraju - apelował były prezydent.

I tutaj mała dygresja. Obecność Lecha Wałęsy w roli gościa specjalnego konwencji mogła być pewnego rodzaju rozczarowaniem. Kiedy kilka dni przed wydarzeniem do dziennikarzy dotarły informację o tym, że na niedzielnej konwencji PO pojawi się pewien VIP, można było przypuszczać, a może nawet oczekiwać, że będzie to osoba znana, do tej pory nie kojarzona z Platformą, która publicznie wyzna partii swoją sympatię i zachęci Polaków do tego, aby poszli w jej ślady. Liczyli na to nie tylko dziennikarze, ale również i szeregowi posłowie PO. W nieoficjalnych rozmowach spekulowali oni, że będzie to znane nazwisko, może nawet jakiś polityk zagraniczny. Ktoś, kto pomoże odświeżonej Platformie wlać w serca jej sympatyków nową nadzieję i poderwie do politycznej walki.

Ukrywanym w tajemnicy przed dziennikarzami VIP-em okazał się jednak Lech Wałęsa. Były prezydent od lat należy do grona sympatyków Platformy i przed każdymi wyborami w mniejszym lub większym stopniu zachęca do głosowania na tę partię. Tak było również przed ubiegłoroczną klęską. Dlatego jego obecność na konwencji PO nie była niczym zaskakującym i porywającym. Mimo swoich dokonań i zasług dla walki o demokratyczną Polskę, wydaje się, że legendarny przywódca "Solidarności" nie działa już na serca i umysły Polaków tak bardzo, jak na początku lat 90., czy nawet po rządach Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007. Trudno było oczekiwać, że Wałęsa wprowadzi do niedzielnej konwencji element świeżości, którego potrzebuje dziś PO.

Były prezydent w tego typu wystąpieniach od lat gra tę samą antypisowską i antykaczyńską taśmę do której nawet wyborcy Platformy zdążyli się już przyzwyczaić. Tak było też i tym razem, z jedną różnicą - oberwało się również PO.

Lech Wałęsa przyszedł na niedzielną konwencję z dobrymi zamiarami. Gdy apelował do zgromadzonych na sali działaczy "jesteście największą siłą, musicie się wziąć do roboty", z pewnością liczył na to, że przy pomocy zimnego prysznica zwiększy krążenie krwi w platformerskim organizmie. Niestety, szybko okazało się, że jest to nie możliwe.

Kolejno występujący po sobie liderzy PO: Grzegorz Schetyna, Ewa Kopacz, Janusz Lewandowski, Tomasz Siemoniak, Borys Budka i Rafał Trzaskowski, udowodnili, że nie wiedzą jak lub nie chcą zabierać się do "roboty" o której mówił Wałęsa. Ich przemówienia były festiwalem obietnic. Liderzy Platformy mówili pięknie, ale przede wszystkim o tym co zrobią, gdy ponownie zdobędą władzę, nie przedstawiając konkretów, w jaki sposób zamierzają ją odzyskać. Jeśli jedynym sposobem na to są slogany, w które obfitowały ich przemówienia, a którymi Platforma karmi nas od kilku lat, to szanse na powodzenie planu są marne.

Rozsądnie myślący człowiek słuchając postulatów programowych Platformy prędzej czy później musiał wyrwać się z marzeń o wizji Polski jaką rozwijali przed nimi przemawiający, aby stwierdzić "zaraz, zaraz, ale przecież wy jeszcze nie tak dawno rządziliście. Dlaczego nie zrobiliście tego o czym mówicie przez 8 lat?".

To pytanie obala dziś właściwie każdy, nawet najbardziej szczytny postulat programowy PO. Partia Grzegorza Schetyny znalazła się w pułapce swoich ośmioletnich rządów i wciąż nie ma pomysłu jak z niej wyjść. Niedzielna konwencja pokazała, że PO brakuje pomysłu na to, co tu i teraz. Poseł Andrzej Halicki zapytany przez Wirtualną Polskę o to, jakie konkretne działania partia zamierza podjąć w najbliższym czasie, które będą dowodem nowej jakości, o której tyle mówiło się w niedzielę w Gdańsku, odpowiedział ogólnikowo, że jego ugrupowanie "na bieżąco opiniuje działania legislacyjne podejmowane przez PiS oraz zgłasza własne projekty ustaw". Co to mówi przeciętnemu wyborcy? Nic. I na tym polega problem PO.

Platforma nie komunikowała się z wyborcami w czasie swoich rządów i dalej tego nie robi. Propozycje PO nie przebijają się dziś do opinii publicznej. Zdecydowanie głośniej jest na temat pomysłów PiS-u. Oczywiście można powiedzieć, że to Prawo i Sprawiedliwość jest u władzy i jego inicjatywy mają większe szanse w Sejmie. Z drugiej jednak strony opozycja powinna pokazywać, że nie jest bierna w kwestiach legislacyjnych i zabiegać o nagłaśnianie jej propozycji. Tymczasem ostatni projekt Platformy Obywatelskiej o którym było głośno, to ustawa reprywatyzacyjna, która zresztą nie powinna być powodem do dumy, bo pojawiła się dopiero wtedy, gdy prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz zapalił się grunt pod stopami w związku z reprywatyzacją w stolicy.

Podczas niedzielnej konwencji nie zabrakło również słów krytyki pod adresem PiS-u. Atakowanie strony, która nie może się bronić wydaje się być formalnością. Niestety, nawet przy tej okazji Platforma pozwoliła sobie na wizerunkową wpadkę. Kiedy jeden z liderów PO zwracał uwagę na to, że Prawo i Sprawiedliwość ma swoje za kołnierzem w związku z "misiewiczami", to realizator transmisji, którą można było oglądać również na sali, pokazał widzom Hannę Gronkiewicz-Waltz, o której było ostatnio głośno w związku ze stołeczną aferą reprywatyzacyjną. Wyglądało to trochę tak, jakby PO chciała przypomnieć, że i ona nie ma czystego sumienia.

W ostatnią niedzielę Platforma Obywatelska przyznała się do błędów i przeprosiła Polaków, ale nie zrobiła niczego, co mogło być zapowiedź zadośćuczynić za dotychczasowe grzechy. Bez tego odzyskanie zaufania Polaków będzie niemożliwe. Wyborcy nie wierzą już w obietnice partii, która tyle razy ich zawiodła. PO musi dać im coś więcej niż tylko wyświechtane hasła i negowanie działań przeciwnika. Platforma powinna zaprezentować im nową jakość, co zresztą było celem niedzielnej konwencji, ale przyćmiły ją stare błędy.

Obecna PO przypomina dziś etatowego pracownika z dużym mniemaniem o sobie, ale za to nie zbyt chętnego do ciężkiej pracy. Każdego dnia przychodzi do firmy i robi w niej tylko to, co musi. Poza tym koncentruje się na krytyce pracownika, na którego stanowisko chciałby awansować. Choć nie podejmuje własnych inicjatyw, nie wykazuje się większą ambicją, to jest przekonany, że prędzej czy później zostanie przez szefa nagrodzony. Czeka więc na awans, nie dopuszczając do myśli informacji, że szef wcale nie musi zwalniać krytykowanego pracownika, a jeśli już, to może zastąpić go inną osobą z firmy, która jest bardziej pracowita.

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach Wiadomości WP nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Wiadomości opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
konwencjasejmplatforma
Zobacz także
Komentarze (154)