ŚwiatSeria dziwnych śmierci na Ukrainie trwa od dawna

Seria dziwnych śmierci na Ukrainie trwa od dawna

W kwietniu na Ukrainie zabito prorosyjskiego polityka i dziennikarza. Media ogłosiły początek sezonu politycznych morderstw, obwiniając o zamachy nacjonalistów lub Moskwę. Kilku komentatorów zwróciło jednak uwagę na wątek biznesowy. Rozpatrując skrytobójstwa z tego punktu widzenia, festiwal dziwnych śmierci trwa od dawna, a lista ofiar zatrzymała się właśnie na dwunastej pozycji.

Seria dziwnych śmierci na Ukrainie trwa od dawna
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Sergei Ilnitsky
Robert Cheda

24.04.2015 | aktual.: 24.04.2015 10:53

Ofiary

15 kwietnia przed drzwiami własnego mieszkania został zamordowany Oleg Kałasznikow, były deputowany byłej Partii Regionów byłego prezydenta Janukowycza. Dzień później w podobnych okolicznościach nieznani sprawcy zastrzelili dziennikarza Ołesia Buzinę. Ofiary reprezentowały na Ukrainie obóz prorosyjski w tym sensie, że uważały Majdan za zamach stanu, a europejską opcję integracyjną za szkodliwą, w przeciwieństwie do udziału Ukrainy w Euroazjatyckim Związku Ekonomicznym pod patronatem Moskwy. Zamordowani krytykowali otwarcie politykę obecnych władz oraz jej czołowych przedstawicieli – prezydenta Petra Poroszenkę i premiera Arsenija Jaceniuka.

Kałasznikow był tym politykiem dawnego reżimu, który w przeciwieństwie do zdecydowanej większości kolegów nie schował się w cień, aby przeczekać niekorzystną sytuację. Aktywnie wiecował i spierał publicznie z politykami Majdanu, jak choćby z ministrem spraw wewnętrznych Arsenem Awakowem, z którym o mały włos nie pobił się podczas telewizyjnej debaty na żywo. Kałasznikow zapowiedział również obywatelski opór wobec ustaw dekomunizacyjnych, przyjętych przez Radę Najwyższą. Miał też bogatą przeszłość w zwalczaniu demokratycznej opozycji. Należał do głównych organizatorów Antymajdanu, czyli ulicznej akcji poparcia Janukowycza oraz współtwórcą tzw. tituszek, czyli dresiarzy opłacanych przez Partię Regionów, którzy na przełomie 2013 i 2014 roku masakrowali obywatelskie demonstracje. Dlatego miejscowi narodowcy uważali Kałasznikowa za wroga numer jeden, a ten odpowiadał niewyszukanymi epitetami pod ich adresem, wyzywając publicznie od banderowców, faszystów oraz "nafaszerowanych narkotykami karaluchów".

W podobnej tonacji wypowiadał się także Oleś Buzina, znany na dodatek z homofobicznej obsesji. Jako publicysta zasłynął kontrowersyjnym książkami, jak na przykład: "Sojusz pługa i tryzuba, czyli jak wymyślono Ukrainę", czy "Zwróćcie kobietom haremy". Jako dziennikarz poddawał w wątpliwość prawomocność obecnego reżimu władzy oraz wyciągał na światło dzienne niewygodne fakty z politycznych życiorysów. Buzina był krótko redaktorem naczelnym jednego z poczytniejszych dzienników - "Siegodnia", z którego odszedł na znak protestu wobec autocenzury i cenzury w ogóle. Zdążył jednak ujawnić, że wbrew wyborczym obietnicom prezydent Poroszenko nie tylko pozostał właścicielem miliardowego biznesu czekoladowego, ale jego rosyjskie fabryki jakoby mają się świetnie i rozwijają produkcję.

Nacjonaliści czy rosyjskie służby?

Skrytobójstwa wywołały na Ukrainie potężną dyskusję, która dzieli media i społeczeństwo zgodnie z preferencjami politycznymi. Politycy ekipy Janukowycza obwiniają o zamachy nacjonalistów. Natomiast prorządowe media wskazują na rosyjskie służby specjalne, twierdząc, że celem zabójstw było spotęgowanie ukraińskich podziałów i destabilizacja państwa. Bez względu na sprawstwo i przyczyny morderstw, zaniepokojenie wyraziły organizacje międzynarodowe – od Amnesty International po ONZ, żądając od Kijowa bezstronnego śledztwa.

Natomiast żadnych wątpliwości nie mają media rosyjskie, według których zbrodni dokonali "rozwydrzeni upowcy", którzy próbują w ten sposób sterroryzować opozycję i wszystkich myślących na Ukrainie w kategoriach sojuszu z Moskwą. Taką interpretacją posłużył się również Władimir Putin podczas corocznej "gorącej linii", podczas której obywatele Rosji mogą zadawać swojemu przywódcy pytania. Tegoroczna okazała się rekordową. Trwała 4 godziny, a obywatele przesłali 3 mln pytań. Jako dowód w sprawie przytaczane są liczne pogróżki ze strony "prawdziwych patriotów", jakie anonimowo otrzymywał od dłuższego czasu zarówno Kałasznikow jak i Buzina. Wreszcie koronnym argumentem ma być fakt, że biogramy i fotografie obydwu "zdrajców" znalazły się na stronie internetowej "Mirotworiec – Rozjemca pokojowy", która za cel stawia sobie "ujawnianie i upublicznianie wszystkich przypadków zdrady". Media moskiewskie przekonują, że portal cieszy się nieformalnym poparciem kijowskiej władzy, czego śladem są wpisy poparcia polityków
koalicji rządzącej. Czy zatem jest prawdopodobne, aby zabójstw dokonali nacjonaliści?

Jak najbardziej, podobnie jak przeprowadzenie zamachów przez rosyjskie służby specjalne. Toczy się przecież hybrydowa wojna, w której obie strony korzystają z dywersyjnych metod walki. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy regularnie wykrywa konspiracyjne magazyny broni i aresztuje terrorystów przeszkolonych w Rosji. Z drugiej strony w zamachach giną przedstawiciele nieuznawanych w Kijowie donbaskich władz administracyjnych. Jeśli chodzi o Kałasznikowa i Buzinę, to grupa śledcza MSW doszukała się mocnego punktu wspólnego dla obu zabójstw. Autorami byli profesjonaliści, którzy tylko chcieli upozorować chaotyczne działanie amatorów. Stąd bezładna z pozoru strzelanina w ofiary, bo każda otrzymała po pięć trafień z broni krótkiej. Jednak w rzeczywistości były to egzekucje w stylu rosyjskich zespołów likwidacyjnych, bo to one zostawiają po sobie ślad w postaci tzw. wystrzałów kontrolnych, najczęściej z przyłożenia w głowę. Ponadto na miejscu zbrodni nie znaleziono łusek, tak więc amatorscy jakoby sprawcy zadbali o
odpowiednią broń - rewolwery lub pistolety z przystawkami do ich wychwytywania.

I wreszcie pozostaje logiczne pytanie – jakie cele miałaby ukraińska władza w podżeganiu do zbrodni? Jak powiedział prezydent Poroszenko: oba zamachy to woda na młyn wrogów Ukrainy. Społeczeństwo jest coraz bardziej zmęczone wojną, a przede wszystkim dramatyczną sytuacją ekonomiczną. Obóz reform osłabiają podjazdowe wojny zwolenników prezydenta i premiera. A gdy Poroszenko rozpoczął deoligarchizację władzy oraz gospodarki, a także dekomunizację i zainicjował walkę z korupcją, to jest oskarżany o dyktatorskie zapędy i napotyka potężny opór baronów gospodarczych i biurokracji, zagrożonych demokratycznymi reformami. Podziałów społecznych osłabiających władze jest więc dość, także skrytobójczy spisek elit rządzących należy wykluczyć. Natomiast zainteresowanych w niepowodzeniu reform jest sporo. No chyba, że jak twierdzą rosyjskie media, zabójstwa mają nie tylko sterroryzować opozycję ale również odwrócić uwagę Ukraińców od wojennych klęsk i kryzysu gospodarczego. Z tym, że 15 i 16 kwietnia zginęli nie tylko
Kałasznikow i Buzina. W tym samym czasie zamordowany został dziennikarz Siergiej Suchobok, założyciel portali ProUA i Obkom, wspierających demokratyczne reformy, a także Olga Moroz - naczelna prowincjonalnego tytułu "Nietieszynski Wiestnik". Moroz prowadziła akurat dziennikarskie śledztwo w sprawie nielegalnego wyrębu lasów w obwodzie chmielnickim. A to zbliża nas do oligarchicznego, czyli korupcyjnego wątku morderstw, których lista została otworzona w styczniu i obejmuje co najmniej osiem nazwisk oprócz ostatnich ofiar. Na przykład niewyjaśniony wypadek drogowy, w którym dzień przed zabójstwem Kałasznikowa zginął jego rodzony brat Władimir. Wiadomo, że w jego samochodzie znaleziono 6 milionów hrywien, tj. ok. ćwierć miliona euro.

Oligarchowie jak karaluchy

W marcu, wyskakując z 17 piętra kijowskiego apartamentowca, zakończył życie wysoko postawiony polityk Partii Regionów Michaił Czeczotow. W liście pożegnalnym stwierdził, że "brak mu moralnej siły do walki". Kilka dni wcześniej został oskarżony i aresztowany (wyszedł za kaucją)
o udział w przygotowaniu i przegłosowaniu przez ówczesną Radę Najwyższą, tzw. ustaw dyktatorskich, na podstawie których Janukowycz otrzymał prawo siłowej rozprawy z Majdanem. Wydawałoby się, że samobójstwo miało podłoże polityczne. Ale Czeczotow był także w latach 2003–2005 dyrektorem Funduszu Skarbu Państwa, przez który majątek narodowy za bezcen wędrował w ręce oligarchów. Ukraińskie media biły na alarm, bo okazało się, że w lutym i marcu śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach dosięgła jeszcze siedmiu wysoko postawionych urzędników i polityków poprzedniego reżimu władzy. Między innymi prokuratora i byłego gubernatora obwodu chmielnickiego. Jeden z samobójców popełnił czyn tak "starannie", że wystrzelił sobie w głowę dwukrotnie.
Innego wyrzucono z 9 piętra - nie tylko Czesi mają więc upodobanie do defenestracji! Choć prokuratura zakwalifikowała wszystkie przypadki jako zgony samobójcze lub z przyczyn naturalnych, to prezydent Poroszenko zażądał ponownego dochodzenia. Dopiero w jego efekcie cztery przypadki uznano za zabójstwa.

Prasa związała morderczą epidemię ze wszczętymi przez MSW śledztwami antykorupcyjnymi, okazało się bowiem, że ekipa samobójców otrzymała zarzuty karne lub dysponowała wiedzą, która mogła być groźna dla największych ukraińskich oligarchów. Na przykład Czeczotow jeszcze za rządów prezydenta Leonida Kuczmy pośredniczył w sprzedaży państwowego giganta metalurgicznego Kriworożstal, za cenę 850 mln dolarów, podczas gdy zachodni oferenci proponowali 1,5 miliarda. Szczęśliwymi nabywcami okazali się zięć prezydenta Wiktor Pinczuk i najbogatszy Ukrainiec Rinat Achmetow.

Jak twierdzi izraelska telewizja ITON.TV większość figurantów zabójczej listy była powiązana z tym magnatem. Albo przez "usługi" na rzecz imperium oligarchy - holdingu Systems Capital Management (SCM) lub poprzez Partię Regionów, której twarzą był Janukowycz, a Achmetow - szarym kardynałem i głównym sponsorem. W Kijowie kursuje takie powiedzenie: jeśli w piłkę grają wszyscy, ale zawsze wygrywają Niemcy, to w procesach prywatyzacyjnych na Ukrainie uczestniczył cały wielki biznes, ale kupował zawsze Achmetow. Wiązany z doniecką mafią i krwawą wojną prywatyzacyjną, poprzez doskonale opłacanych prawników (i sędziów) wygrał z mediami wszystkie procesy o zniesławienie i pomówienie. Tym niemniej obecnie toczy się w jego sprawie kilka postępowań, a sam Achmetow był przesłuchiwany, co prawda w kwestii ewentualnego sponsorowania terroryzmu, czyli akcji humanitarnej w Donbasie finansowanej z przepastnej szkatuły SCM (która mogła wspomóc także separatystów, uznawanych w Kijowie za terrorystów - przyp. red.). Także
najświeższe ofiary skrytobójstw Oleg Kałasznikow i Ołeś Buzina byli związani z Achmetowem. Pierwszy, jak sądzą dziennikarze mógł dysponować wiedzą na temat sponsorowania Antymajdanu i Tituszek. Drugi był redaktorem naczelnym "Siegodnia", należącego do imperium SCM i z tego tytułu również dysponował niewygodnymi dla kogoś informacjami.

Z drugiej strony, lista oligarchów niezainteresowanych w przeglądzie wyników prywatyzacji, szczególnie w okresie rządów Janukowycza jest długa. Nieprzypadkowo śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach poniosła także Walentyna Semeniuk–Samosnienko, następczyni Czeczotowa na stanowisku szefa Funduszu Skarbu Państwa. Z kolei znany oligarcha Igor Kołomojski, sam skonfliktowany z władzami na tle sporu właścicielskiego o monopolistę przesyłowego Ukrtransnaftę, przedstawił niedawno parlamentarnej komisji śledczej ds. prywatyzacji, rozległe dossier kompromitujące takich tuzów jak Achmetow, Pinczuk, Dmitrij Firtasz, którzy nadal trzęsą ukraińską gospodarką.

Do serii zabójstw i samobójstw przyczynił się także fakt, że realnych kształtów nabiera biuro antykorupcyjne, z którym społeczeństwo wiąże ogromne nadzieje. Bowiem dla Ukraińców szansą na normalne życie nie jest wyłącznie wygrana wojna z Rosją i powrót Krymu. Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, pozostaje pokonanie powszechnej kryminalizacji i skorumpowania aparatu władzy oraz biznesu. Dlatego w ostatnim czasie wśród oligarchów zawrzało, prowadzą już nie kuluarową, a otwartą wojnę między sobą i z państwem. Seria podejrzanych śmierci potencjalnych świadków spraw karnych jest najlepszym dowodem ich ogromnego zaniepokojenia. Ponieważ w grę wchodzą grube miliardy dolarów i kosztowne inwestycje w polityków i partie parlamentarne, mordercza epidemia zapewne szybko się nie skończy. Tym bardziej, że ukraińskie państwo jest słabe, a prokuratura i milicja nadal pozostają na usługach oligarchów. Jak napisali autorzy portalu Obozriewatiel, wystarczy spojrzeć na wychodzących z pracy prokuratorów. Zarabiają w przeliczeniu
ok. 400 euro, ale ubierają się w markowe garnitury i jeżdżą porsche lub terenowymi landroverami.

Robert Cheda dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (88)