Podsyłali mu kobiety, by go skompromitować
"Miałem wielu przyjaciół. Nie bałem się też kobiet, chociaż nigdy nie myślałem o jakimś związku z nimi. Wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że być może niektóre znajomości zawierałem nieroztropnie, przynajmniej tak one mogły być odbierane z zewnątrz. (...) Pamiętam, że w latach 60. i 70. podsyłano do mnie różne kobiety. Panie przychodziły nawet do Sekretariatu Prymasa, pod pretekstem załatwienia jakiejś sprawy albo pożyczenia pieniędzy. Z żadną nie podjąłem jednak pozasłużbowych kontaktów" - mówił po latach kard. Glemp.
Operacja służb zakończyła się fiaskiem. "Nie udało się na ks. Glempa uzyskać kompromitujących materiałów" - taki zapis widnieje w aktach z 1968 r., w których podsumowano czteroletni okres "rozpracowywania". Inwigilację prowadzono jednak dalej. W 1972 r. jeden z zajmujących się ks. Glempem napisał: "Prowadzi świecki tryb życia, a jednocześnie wypowiada się za utrzymaniem celibatu. Pracę traktuje bardzo poważnie, dba o podnoszenie swej wiedzy".
Kiedy esbecy wprost podsuwali ks. Glempowi ofertę współpracy, także spotykali się z kategoryczną odmową. Przyszły prymas nękany był w ten sposób przez kilka lat. Efekt tego, podobnie jak poprzednio, przy próbach skompromitowania go, jest zapisany w dokumentach: "Zdecydowanie odmówił kontaktów z pracownikiem służby bezpieczeństwa".