Sekrety Józefa Glempa
Nieznane oblicze prymasa...
Józef Glemp, jakiego nie znacie - ostatni taki prymas
Przypominamy sylwetkę kardynała Józefa Glempa, arcybiskupa seniora archidiecezji warszawskiej, który zmarł w środę o godz. 21.30, w szpitalu przy ul. Płockiej w Warszawie. Poznaj nieznane fakty z życia prymasa!
"Urodził się 18 grudnia 1929 roku o 8.30 rano, przed spodziewanym terminem. Słabiutki wcześniak, o czarnych, kędzierzawych włosach i brązowych oczach. Nie było wiadomo, czy niemowlę przeżyje. Jeszcze tego samego dnia zostało więc ochrzczone. Imię otrzymał o dziadku i pradziadku" - pisze Milena Kindziuk w książce "Kardynał Józef Glemp. Ostatni taki prymas".
Prymas Józef Glemp był najstarszym synem Salomei i Kazimierza Glempów. Jako drugi, w 1931 r. urodził się Czesław, w 1936 r. Jan, a w 1944 r. siostra Stanisława.
Prymas - jak czytamy w książce Mileny Kindziuk - utrzymywał regularne kontakty z rodzeństwem, mimo że w Warszawie mieszkała tylko siostra, z wykształcenia analityk medyczny. Brat Czesław - matematyk, mieszka w Szczytnie, Jan - inżynier budownictwa, w Mogilnie.
Warunki, w których żyła rodzina Glempów były skromne. Mieszkali w Rycerzewie. Do dyspozycji mieli tylko jeden pokój i niewielką kuchnię.
(neska, js)
To po ojcu odziedziczył odstające uszy
Ród Glempów wywodzi się najprawdopodobniej ze Szkocji. Protoplaści osiedlili się w na Kujawach w XVIII wieku, około 1780 r. Niektórzy członkowie rodziny noszą nazwisko "Glemb". Niewykluczone, że zaszła pomyłka przy wpisywaniu nazwiska do ksiąg parafialnych.
Rodzice prymasa - Kazimierz i Salomea - poznali się w Rycerzewie. Matka pracowała jako pomoc domowa. Była piękną kobietą, z dużymi, ciemnymi oczami, o łagodnych rysach. To ona nadawała ton życiu rodzinnemu, kształtowała jego atmosferę. "Matka była autorytetem w całej wsi. Znała się na medycynie, sąsiedzi przychodzili do niej po radę. Potrafiła też stawiać bańki" - wspominał matkę prymas w książce Kindziuk. Zmarła w 1970 r. "Mama umarła mi na rekach" - mówił Jan Glemb, brat prymasa. To on zadzwonił wtedy do księdza Józefa Glempa, który niemal natychmiast przyjechał do domu.
Kardynał z sentymentem wspominał ojca. Kazimierz Glemp był wysokim, przystojnym mężczyzną z elegancko przystrzyżonym wąsem i... "odstającymi uszami, jak moje" - żartował w rozmowie z Mileną Kindziuk.
Tatę zapamiętał jako patriotę, człowieka z aspiracjami, bezbłędnie piszącego po niemiecku, dbającego o wykształcenie. Szabla ojca i żołnierska czapka wisiały w sieni. W domu ze czcią pokazywano jego Krzyż Walecznych, był uczestnikiem I wojny światowej, powstania wielkopolskiego i wojny polsko-bolszewickiej. Z wojny wrócił do Rycerzewa i założył rodzinę. Na początku 1929 r. ożenił się z Salomeą Kośmicką.
Był typem samotnika, uwielbiał książki
Według relacji rówieśników prymasa, od małego był on raczej typem samotnika: "Często siedział na podwórku i strugał samoloty, robił wiatraki albo wyplatał wiklinowe koszyki". Najchętniej jednak czytał książki, co zresztą utrwalił jako dziecko w swych Pamiętnikach: "Dziś trochę mrozek. Czytamy książki", "Dziś do południa pasę krowy, po obiedzie czytam książki".
Koleżanka ze szkolnej ławy wspominała, że mały Józef był pilny, ambitny, chętnie zabierał głos na lekcji na temat przeczytanych lektur: "Ino w książkach siedział. I tak mu już zostało".
Na czas wojny przypadł okres dojrzewania intelektualnego Józefa Glempa. "Wzrastał, czytając piękne strofy o Soplicowie, ucząc się na pamięć Inwokacji 'Pana Tadeusza', solidaryzował się z bohaterami III części 'Dziadów' wywożonymi w kibitkach na Sybir, śledził z zapartym tchem tragiczne losy Konrada Wallenroda" - pisze Kindziuk.
Inwigilowany i nękany przez służby, nie uległ
Kiedy Milena Kindziuk, autorka biografii kardynała Glempa "Ostatni taki Prymas", pytała go, jak chciałby zostać zapamiętany, bez namysłu odpowiadał: - Jako człowiek szczery, działający w duchu wiary. "Te słowa mówią same za siebie. To cały Józef Glemp. Człowiek - kapłan" - komentuje autorka. Przeczytaj też wspomnienie Mileny Kindziuk o prymasie Glempie!
W książce opisuje liczne zabiegi Służby Bezpieczeństwa, która próbowała pozyskać Glempa do współpracy. Był inwigilowany i nękany, został opracowany specjalny plan przedsięwzięć wobec kandydata na TW. "Ze stoickim spokojem trzyma w ręce Ksiądz Prymas swoją teczkę (...) Teczka ma zaledwie 24 strony. Należy do jednej z cieńszych, jakie kryją archiwa IPN. Patrzy na donosy agentów z wyrozumiałością dla ludzkich słabości. Jest spokojny. Nie ma w nim nawet pogardy" - pisze autorka książki.
Pozyskano wiele danych z jego życia, praktycznie od dzieciństwa: "Fanatyzmu religijnego w latach młodzieńczych nie wykazywał. Powodem wstąpienia do seminarium była matka i miejscowy proboszcz". Akta zawierają nawet jego charakterystykę z lat kleryckich: "W seminarium był samotnikiem. Z uwagi na walory intelektualne został wybrany dziekanem roku. Umiał dostosować się do pełnionej funkcji i korzystać z niej. Cieszył się zaufaniem przełożonych i kolegów".
Ksiądz Józef Glemp wzbudził większe zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa od momentu, gdy w 1964 r. wrócił ze studiów w Rzymie, a kard. Wyszyński mianował go notariuszem w Sądzie Metropolitarnym w Gnieźnie. Służby miały trudne zadanie, brakowało im punktu zaczepienia, jak zapisano w aktach w 1972 r.: "Materiałów kompromitujących i obciążających nie posiadamy, a materialne zainteresowanie nie wchodzi w rachubę".
Uwagę zwracają adnotacje mówiące o zainteresowaniach kandydata na TW: "W życiu prywatnym lubi nieskrępowany tryb życia, wykorzystując przy tym dużo cech świeckich. Lubi kino, teatr i operę. Swobodnie i chętnie nawiązuje kontakty towarzyskie, m.in. z kobietami".
Podsyłali mu kobiety, by go skompromitować
"Miałem wielu przyjaciół. Nie bałem się też kobiet, chociaż nigdy nie myślałem o jakimś związku z nimi. Wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że być może niektóre znajomości zawierałem nieroztropnie, przynajmniej tak one mogły być odbierane z zewnątrz. (...) Pamiętam, że w latach 60. i 70. podsyłano do mnie różne kobiety. Panie przychodziły nawet do Sekretariatu Prymasa, pod pretekstem załatwienia jakiejś sprawy albo pożyczenia pieniędzy. Z żadną nie podjąłem jednak pozasłużbowych kontaktów" - mówił po latach kard. Glemp.
Operacja służb zakończyła się fiaskiem. "Nie udało się na ks. Glempa uzyskać kompromitujących materiałów" - taki zapis widnieje w aktach z 1968 r., w których podsumowano czteroletni okres "rozpracowywania". Inwigilację prowadzono jednak dalej. W 1972 r. jeden z zajmujących się ks. Glempem napisał: "Prowadzi świecki tryb życia, a jednocześnie wypowiada się za utrzymaniem celibatu. Pracę traktuje bardzo poważnie, dba o podnoszenie swej wiedzy".
Kiedy esbecy wprost podsuwali ks. Glempowi ofertę współpracy, także spotykali się z kategoryczną odmową. Przyszły prymas nękany był w ten sposób przez kilka lat. Efekt tego, podobnie jak poprzednio, przy próbach skompromitowania go, jest zapisany w dokumentach: "Zdecydowanie odmówił kontaktów z pracownikiem służby bezpieczeństwa".
To papież zdecydował, że Glemp zastąpi Wyszyńskiego
Po śmierci Prymasa Tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego, 7 lipca 1981 r. Glemp został Prymasem Polski. Prymas Wyszyński nie wskazał jednak swojego następcy autorytarnie ani jednoznacznie. Tak o tych wydarzeniach opowiadał Milenie Kindziuk abp Nycz: "Spodziewaliśmy się, że nowym prymasem może zostać biskup Glemp z racji, że był najbliższym współpracownikiem kardynała Stefana Wyszyńskiego, a na dwa lata przed jego śmiercią został wyświęcony na biskupa. Można się było domyślać, że jest to pewne przygotowanie do jakiejś ważnej funkcji w Kościele w Polsce".
O tej nominacji zdecydował jednak osobiście Jan Paweł II, co potwierdził kardynał Stanisław Dziwisz, ówczesny sekretarz Ojca Świętego: "Papież znał osobiście biskupa Józefa Glempa, jeszcze jako sekretarza Prymasa Wyszyńskiego. Pamiętam, kiedy Ojciec Święty powiedział: 'Tyle lat Glemp pracował z kardynałem Wyszyńskim, będzie to więc ten sam duch'". Papież uważał ponadto, jak ujawnił kard. Dziwisz, że bp Glemp ma ogromne doświadczenie i był przekonany, że na pewno w tym trudnym czasie napięć w latach 80. da sobie radę.
"Miał do niego duże zaufanie. Liczył na jego doświadczenie, wyrażał nadzieję, że po śmierci kardynał Wyszyńskiego poprowadzi dalej Kościół w Polsce, doskonale zdając sobie oczywiście sprawę, że nie będzie to replika Wyszyńskiego" - podsumował w rozmowie z autorką książki metropolita krakowski.
Nie chciał dopuścić do rozlewu krwi w stanie wojennym
"Wydawało nam się wtedy, że kardynała Wyszyńskiego zastąpi ktoś bardziej znany z grona episkopatu" - wspominał swoje zaskoczenie po nominacji Glempa gen. Wojciech Jaruzelski. "Nie chcę przeciwstawiać tych dwóch osobowości, jednak od Wyszyńskiego promieniowały: majestat i powaga, natomiast prymas Glemp, wręcz przeciwnie, zaznaczał początek swej drogi, przyznawał, że wchodzi na nią w niezwykle trudnym momencie, w jakim znalazła się Polska, zastanawiał się, co zrobić, by ten wyjątkowy czas przetrwać zachowując pokój" - wspominał gen. Jaruzelski w książce Mileny Kindziuk.
Prymas był krytyczny wobec wprowadzenia stanu wojennego stał jednak na stanowisku, że sprawą najważniejszą pozostaje teraz, jak mówił w orędziu wygłoszonym w kościele jezuitów na warszawskiej Starówce, "ratowanie życia i obrona przed rozlewem krwi. W tej obronie Kościół będzie bezwzględny. To nic, że ktoś może Kościół oskarżać o tchórzostwo, o kunktatorstwo, o rozładowywanie radykalnych nastrojów. Kościół broni każdego życia ludzkiego, a więc w stanie wojennym będzie wołał, gdzie tylko może, o spokój, o zaniechanie gwałtów, o zażegnanie bratobójczych walk. Nie ma większej wartości nad życie ludzkie. (...) Będę prosił, nawet gdybym miał boso iść i na kolanach błagać: nie podejmujcie walk Polak przeciwko Polakowi". To przemówienie stało się przedmiotem wielu kontrowersji. Dla samego prymasa było jednym z najtrudniejszych w życiu, tak po latach tłumaczył swoje cele: "Pragnąłem uśmierzyć radykalne nastroje, nie chciałem dopuścić do wyjścia na ulicę i krwawych walk".
Marek Lasota, historyk z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, jest zdania, że postawa prymasa w stanie wojennym uratowała naród przed wojną domową i znacząco wpłynęła na bieg historii. Taką opinię podziela również sam gen. Jaruzelski, przyznając, że kard. Glemp pomógł Polakom pokojowo przejść przez stan wojenny i przyczynił się do podjęcia rozmów z władzami, doprowadzając później do przemian demokratycznych.
"Ta śmierć to także mój dramat"
"Był to także mój dramat" - tak Józef Glemp mówił o zabójstwie 19 października 1984 r. księdza Jerzego Popiełuszki, najtrudniejszym momencie w całej swojej posłudze biskupiej i prymasowskiej. W przejmującym rachunku sumienia w Roku Jubileuszowym 2000 na placu Teatralnym w Warszawie prymas stwierdzał w homilii: "Pozostaje na moim sumieniu jako ciężar to, że nie zdołałem ocalić życia ks. Popiełuszki, mimo podejmowanych w tym kierunku wysiłków. Niech mi to Bóg przebaczy, może taka była Jego święta wola".
Publicznie tego nie mówił, ale zdawał sobie sprawę z ryzyka, i w głębi duszy obawiał się, że ks. Popiełuszko, przyciągający swoimi kazaniami tłumy ludzi do kościoła na warszawskim Żoliborzu, może w ostatecznym rozrachunku zapłacić za to cenę najwyższą: własne życie. Prymas napominał Popiełuszkę, prosił, by był ostrożny, by na siebie uważał, by przemyślał, czy nadal chce odprawiać Msze za Ojczyznę i głosić kazania. Za każdym razem odpowiedź młodego księdza brzmiała niezmiennie: "Nie zostawię ludzi, którzy mnie potrzebują. Jestem gotowy na wszystko". Prymas szanował wolę księdza Jerzego. "Nie mogłem wymagać od swojego kapłana, by przestał głosić Ewangelię" - twierdził po latach.
"Mówiłem mu, by był ostrożny, ale on ciągle powtarzał, że potrzeba odwagi, że nie można się lękać, że ludzie mu wierzą. Przejawiał pewność, że idzie dobrą drogą" - wspominał w rozmowie z Mileną Kindziuk kardynał Józef Glemp. "Mieli różne wizje Polski i różne wizje 'Solidarności' - oceniał Andrzej Grajewski. "Ksiądz Jerzy, młody i pełen ideałów, uważał, że Związek jest ostatnią nadzieją dla narodu. Prymas się z tym nie zgadzał. Pragnął neutralności Kościoła w konflikcie władzy ze społeczeństwem, ksiądz Jerzy zaś domagał się, by Kościół był stroną, bardziej zdecydowanie stawał po stronie prześladowanych".
"Lustracja powinna przebiegać bez agresji"
Wybór nowego papieża Józef Glemp przyjął z radością. "Na konklawe jechałem z jasną świadomością, że kardynał Ratzinger zostanie wybrany" - wyznał potem w wywiadzie dla KAI. Prymas określił nowego papieża jako "osobowość urzekającą, nieprzeciętną, konsekwentnie dążącą do prawdy".
Wkrótce po śmierci Jana Pawła II wybuchła w Polsce dyskusja nad lustracją, także w Kościele. Prymas Polski przyznawał wówczas otwarcie, że według jego szacunków około 10 procent duchowieństwa, z różnych przyczyn, było w jakiś sposób uwikłanych we współpracę z SB. "Znam księży, którzy zmuszeni byli do współpracy z SB, ale wiem, że czynili to jedynie po to, by ocalić życie. Byli też tacy, którzy naiwnie uwierzyli, że nowy ustrój zapewni lepszą przyszłość. Nie widzę nic złego w rozliczeniu winnych" - mówił.
"Lustracja nie powinna być przeprowadzona w takim duchu, jak chciał to uczynić w Krakowie ks. Isakowicz-Zaleski. Prowadzeniem prac badawczych powinni się zajmować historycy, naukowcy, a nie poszczególni księża" - przekonywał kardynał Glemp. W opinii kard. Glempa to proces bardzo skomplikowany ze względu na to, że nie mamy pewności co do rzetelności akt.
"Osobiście jestem przekonany, że najpierw trzeba dobrze rozszyfrować sam system komunistyczny, metody łamania ludzi itd. Trzeba też pokazać tych, którzy wytrwali w bohaterstwie, ale pokazać również, że na bohaterstwo mogli się zdobyć tylko niektórzy, gdyż to wymaga szczególnego męstwa. Nie od wszystkich można żądać bohaterstwa. To także dotyczy komunistów. Dlatego wezwanie do lustracji, generalnie biorąc, jest bardzo na czasie i bardzo pożyteczne, ale ważne jest, byśmy umieli się odnosić do niej bez agresji, by kulturalnie dochodzić swoich krzywd czy swoich praw, w prawdzie, ale i w pokoju, i w duchu przebaczenia" - mówił.
"O. Tadeusz Rydzyk nie może stać ponad prawem"
Prymas zajął wyraźne stanowisko w sprawie Radia Maryja. W grudniu 1997 r. wysłał list do prowincjała redemptorystów, ojca Edwarda Nocunia, zwierzchnika dyrektora radia, ojca Tadeusza Rydzyka. W liście tym, napisanym, jak twierdził sam prymas, "w poczuciu odpowiedzialności za Kościół", zarzucił on toruńskiej rozgłośni m.in. uchybienia we współpracy z hierarchią Kościoła, upolitycznienie oraz uniezależnienie się od merytorycznego wpływu biskupa. I dalej konstatował: "Byłoby niedobrze, gdyby z przesłanek ewangelicznych pleciono bicz dla chłostania przeciwników. Wtedy zamyka się droga misyjna ku nawracaniu błądzących. W państwie demokratycznym do korekty spraw typu politycznego muszą się formować mechanizmy świeckie, a nie instytucje kościelne" - upominał kard. Glemp.
O. Tadeusz Rydzyk, w przekonaniu prymasa, "nie mógł stać ponad prawem". Postawę krytyczną wobec niektórych aspektów działalności Radia Maryja prymas zachował także w późniejszych latach. Zdaniem prymasa Glempa, o. Tadeusz Rydzyk powinien ograniczyć swoje ambicje i poddać się Kościołowi.
"Tak jednoznaczne stanowisko było dla wielu Polaków zaskoczeniem, zwłaszcza, że sam typ religijności prezentowany w Radiu Maryja jest w sumie bliski prymasowi. Przyczyniło się też niewątpliwie do utraty popularności kard. Glempa w kręgach katolików sympatyzujących z Radiem Maryja" - podsumowuje w książce Milena Kindziuk.
Modlitwa za Jedwabne
Kardynał Glemp mocno wpisał się w zażegnanie sporu wokół wydanej w 2000 r. książki Jana Tomasza Grossa pt. "Sąsiedzi". 27 maja 2001 r. biskupi z kardynałem Józefem Glempem na czele w warszawskim kościele Wszystkich Świętych odprawili specjalne nabożeństwo pokutne o charakterze żałobnym. Na początku uroczystości przemówił bp Stanisław Gądecki, przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Dialogu Religijnego: "W Jedwabnem i wszędzie tam, gdzie jeden człowiek zadawał okrutny gwałt drugiemu, najbardziej skrzywdzony został Bóg. A my, którzy Go wyznajemy, dźwigamy ciężar błędów i win tych, którzy byli przed nami".
"Ta modlitwa była zwieńczeniem naszych zmagań. Kosztowała dużo przemyśleń i trudu" - wspominał w rozmowie z Mileną Kindziuk prymas Glemp. Tłumaczył, że trzeba się było wznieść także ponad "krzywdy po lekturze książki "Sąsiedzi" Jana Grossa, i przyznać, że nie zawsze Polacy sprostali wyzwaniom i dawali się wciągnąć w machinę zła".
"Nasza modlitwa zakończyła pozytywnie spór wokół Jedwabnego" - konkludował kardynał.
(js, neska)