Sędzia Wojciech Łączewski znowu podpadł PiS. Decyzja ws. Trybunału Konstytucyjnego pogarsza jego sytuację
Sędzia warszawskiego sądu rejonowego Wojciech Łączewski od ponad dwóch lat jest uważany przez środowisko PiS za zło wcielone i ubrane w togę. Teraz znowu wystawił się na atak, bo zakwestionował prawo Julii Przyłębskiej do występowania w roli prezesa Trybunału Konstytucyjnego.
23.06.2017 16:17
"Skompromitowany sędzia Łączewski wydał kolejną polityczną decyzję" - obwieściło TVP INFO na pasku. Przekaz wzmocnili prawicowi komentatorzy, m.in. Samuel Perera z TVP czy Aleksander Majewski z wPolityce. Julia Przyłębska powiedziała wPolityce: "Jestem zbulwersowana zachowaniem sądu powszechnego i sędziego, który nie potrafi orzekać w sposób zgodny z obowiązującym prawem". Krytykuje go też minister Zbigniew Ziobro i kolejni posłowie PiS.
Ile zarabiają sędziowie i kiedy przechodzą na emerytury? Oto liczby
Trudno jednak stwierdzić, by na Łączewskim zrobiło to jakiekolwiek wrażenie. Bo to nie pierwsza sytuacja, kiedy trafia w centrum politycznego sporu. Ponad dwa lata temu, w marcu 2015 roku, był przewodniczącym trzyosobowego składu, który wydał głośny wyrok ws. afery gruntowej. Sędziowie uznali, że Mariusz Kamiński, jego zastępca Maciej Wąsik i dwóch agentów CBA przekroczyli uprawnienia. Skazał ich na 3 lata więzienia i 10 lat pozbawienia praw publicznych. Panowie odwołali się do wyroku, ale po wyborach ułaskawił ich prezydent Andrzej Duda. Niedawno w tej sprawie wypowiedział się Sąd Najwyższy.
"Odstrzel łeb"
"Po wyroku na Mariusza Kamińskiego zadzwoniła do mnie sędzia, która przedstawia się jako znajoma ministra: 'Na twoim miejscu łeb bym sobie odstrzeliła'" - opowiadał Łączewski w "Gazecie Wyborczej". I rzeczywiście od razu stał się nie tylko celem ataków werbalnych, ale z czasem sytuacja zrobiła się znacznie bardziej poważna. Tajemniczy mężczyzna zaczął śledzić żonę sędziego, a później też samego Łączewskiego. Nie krył się, chciał, żeby go zauważyli. Sędzia stwierdził, że to były agent CBA, którego kiedyś przesłuchiwał. Sprawa trafiła do prokuratury.
Podobnie jak kolejny incydent. Ktoś próbował odkręcić śruby w kołach samochodu sędziego. Później uszkodzono przednią szybę stojącego na dziedzińcu sądu auta. Najprawdopodobniej ktoś strzelał z wiatrówki. Szybko zabezpieczono monitoring, ale sprawca najprawdopodobniej strzelał z toalety, gdzie kamer nie ma. Innym razem ktoś przysłał do mieszkania Łączewskiego prostytutkę. Jak pisał w "Polityce" Piotr Pytlakowski. to sposób działania służb, mający wpędzić cel w paranoję i złamać psychicznie.
Na celowniku Ziobry
Łączewski przyznał w wywiadzie dla wyborcza.pl, że to męczące, bo zamiast odpoczywać musi zajmować się śledztwami. Najbardziej niebezpieczne dla jego kariery jest to, które prowadzi prokuratura w Krakowie. Bada, czy ktoś podszył się pod Łączewskiego w sieci i namawiał Tomasza Lisa do współpracy przy zwalczaniu PiS. Choć postępowanie się nie skończyło, to pod koniec 2016 roku śledczy zaczęli też sprawdzać, czy Łączewski nie złożył fałszywych zeznań.
Nie odpuszcza mu też sam Zbigniew Ziobro. Minister chciał dyscyplinarnej kary za to, że Łączewski w wywiadzie powiedział, że wyrok na Kamińskiego i jego ludzi zapadł jednogłośnie. Polityk oceniał, że sędzia ujawnił tajemenicę procesu sądowego. Rzecznik dyscyplinarny nie podzielił tych zastrzeżeń, ale Ziobro się odwołał. Sąd Najwyższy także nie dopatrzył się naruszenia prawa.
Nie ma jednak wątpliwości, że to nie ostatnie słowo obozu władzy. Wkrótce zostaną przeforsowane zmiany w sądownictwie dające ministrowi sprawiedliwości i większości parlamentarnej dużo większą niż dzisiaj władzę. Prędzej czy później ich ofiarą padnie Łączewski. I musi być tego świadom.