Samotność zabija jak papierosy. A jednak wciąż się jej wstydzimy

Nie trzeba mieszkać samotnie, by cierpieć z samotności. Można mieć dzieci, partnera i świetne CV – i nadal płakać do poduszki, że nie ma komu o tym powiedzieć. Można też być samemu i czuć się szczęśliwym. O nowej światowej epidemii, która dotyka ponad połowę społeczeństwa, rozmawiamy z prof. Błażejem Misiakiem, psychiatrą i autorem najnowszych badań dot. samotności.

.Samotność zabija jak papierosy. A jednak wciąż się jej wstydzimy
Źródło zdjęć: © Unsplash | Mathias Reding
Dorota Kuźnik

Dorota Kuźnik, Wirtualna Polska: Coraz częściej słyszymy, że samotność to nowa epidemia. To faktycznie taka skala, że możemy posługiwać się tym skrajnie poważnym określeniem?

Prof. Błażej Misiak, psychiatra Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu: Skutki samotności są porównywane do tych, które niesie palenie papierosów czy picie alkoholu. Takich porównań używają na przykład specjaliści najwyższej klasy z USA. Zatem tak - samotność jest wielkim problemem, do którego trzeba podejść na poważnie.

To dlatego pański zespół postanowił poddać samotność badaniom*?

Przeprowadziliśmy te badania, bo samotność jest powszechnym, potencjalnie niebezpiecznym i równocześnie słabo poznanym zjawiskiem. Samotność może prowadzić do problemów zarówno w obszarze zdrowia somatycznego, czyli fizycznego, jak i psychicznego. Badania wskazują, że problem z odczuwaniem samotności mamy jako społeczeństwo od wielu lat. Natomiast żeby w ogóle zacząć rozmawiać o samotności, trzeba sobie uzmysłowić, czym właściwie jest samotność.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rozmowy w Turcji. Zełenski przywitany przez Erdogana

Zatem czym jest samotność? Przynajmniej według definicji. Bo na poziomie empirycznym chyba każdy z nas wie.

Samotność to jest nasze subiektywne poczucie, że nie jesteśmy zadowoleni z ilości lub jakości kontaktów z innymi ludźmi - tak można to zdefiniować. Jest to coś innego, niż izolacja społeczna, która jest obiektywnym zjawiskiem i oznacza po prostu to, że ktoś ma małą liczbę kontaktów społecznych.

Czyli samotność jest subiektywna?

Tak. I to, co jest bardzo ważne, w różnych teoriach dotyczących rozwoju i mechanizmów samotności mówi się, że samotność może być zjawiskiem adaptacyjnym. Bo jeśli ktoś odczuwa samotność, to naturalnym odruchem powinno być, że kontaktuje się z innymi i wychodzi naprzeciw interakcjom społecznym. Ale badania pokazują, że osoby, które czują się przewlekle samotne, nie zachowują się w ten sposób. Takie osoby wręcz postrzegają kontakt z drugim człowiekiem przez pryzmat ewentualnych zagrożeń, związanych z odrzuceniem, czy negatywną samooceną. Utrzymują więc status quo.

Ilu osób dotyczy problem przewlekłej samotności?

W pierwszej fali przeprowadzonych przez nas badań wyszło, że samotność dotyczy 68 proc. osób. Widząc takie wysokie odsetki, pomyśleliśmy, że to może być samotność, ale w formie przemijającej. Okazało się jednak, że spośród ponad 64 proc. osób, które wzięły udział w pierwszej turze i zarazem do których udało nam się dotrzeć ponownie, 58,1 proc. dalej potwierdzała, że odczuwa samotność. Samotność przemijającą zaobserwowaliśmy u 16 proc. Badanych. Można przyjąć, że ponad połowa z nas może mieć poważny problem z poczuciem samotności.

Pytanie ludzi o samotność wydaje się trudne. Te wyniki mogą być zaniżone? W końcu nie jest to chyba kwestia, do której łatwo się przyznać.

Jasne, samotność zawstydza, bo pokazuje pewną naszą nieudolność, to że możemy być postrzegani jako odludki, jesteśmy pozbawieni kluczowej umiejętności nawiązywania kontaktu z drugim człowiekiem. Myślimy: a może coś jest z nami nie tak? W końcu czasem dochodzimy do wniosku, że inni wykluczyli nas ze społeczeństwa. Dlatego na pytania kierowane do badanych, czy czują się samotni, zwykle zaprzeczają.

Osoby samotne często obawiają się pewnej autostygmatyzacji, więc my jako badacze stosujemy do tego różne skale oparte o wskaźniki pośrednie. Na przykład pojawiają się w nich stwierdzenia: "czuję, że mam ograniczony krąg przyjaciół i znajomych" czy "często czuję się odrzucony(a)" i podobne. Wówczas badani oceniają stopień, w jakim ich to dotyczy.

Zatem ludziom łatwiej przyznać się do samotności, gdy korzystają z miar pośrednich. Dlatego nasz wynik wydaje się spójny z danymi światowymi, które pokazują wyższe rozpowszechnienie samotności w badaniach opartych o miary pośrednie.

Któraś płeć jest bardziej podatna na odczuwanie samotności?

Zauważyliśmy, że problem przewlekłej samotności częściej dotyczy kobiet. Zresztą właśnie płeć żeńska jest bardziej narażoną na problemy z zakresu zaburzeń nastroju i zaburzeń lękowych. Jako psychiatrzy widzimy trend, że zaburzenia tego typu częściej występują właśnie u kobiet. 

Wiek chyba też ma znaczenie. Najwięcej mówi się o samotnych seniorach. Czasem słyszymy o nastolatkach.

Zaobserwowaliśmy dwa piki. To młodzi dorośli w wieku 18-35 lat i seniorzy po 70. roku życia.

18-35 to duży rozstrzał wiekowy i jednocześnie przedział, w którym de facto często najwięcej się dzieje. Dlaczego akurat wtedy czujemy się samotni?

Wiek 18-35 lat to okres związany z wchodzeniem w dorosłe życie i budowaniem nowych relacji, również tych intymnych. W tym okresie różne niepowodzenia związane z interakcjami społecznymi mogą być zatem doświadczane w sposób szczególnie dotkliwy.

Ostatnie lata kojarzą się z rozwojem pracy zdalnej. Ma to związek z pogłębieniem się epidemii samotności?

Faktycznie, obserwujemy w społeczeństwie pewien wzrost popandemiczny. W pewnym sensie nauczyliśmy się funkcjonowania w wirtualnej rzeczywistości, która jest sztuczna i pozbawiona głębi kontaktu z drugim człowiekiem.

Mogę w tym miejscu podzielić się swoim osobistym doświadczeniem. Otóż wielu pacjentów nadal woli umawiać się na konsultacje zdalne. Nawet gdy ktoś mieszka blisko, nie chce spotkania twarzą w twarz. I to jest bardzo ciekawe zjawisko, a zarazem niepokojący trend. Bo widać na tym przykładzie, że wielu z nas weszło tak głęboko w funkcjonowanie wirtualne, że nie wyobraża sobie innego życia.

Ale - żeby to wybrzmiało - nie jest też tak, że nie możemy czuć się samotni, będąc "w tłumie". W przypadku odczuwania samotności liczy się też jakość relacji, które mamy wokół siebie.

Zapytam zatem inaczej. Czy możemy mieć wokół siebie sporo relacji i odczuwać samotność, albo wręcz przeciwnie - być sami, ale nie czuć się samotnie, na przykład dzięki relacjom utrzymywanym zdalnie?

Na początku zdefiniowałem samotność i izolację społeczną. I już na podstawie tej definicji możemy wyłonić cztery grupy osób. Po pierwsze są tacy, którzy czują się samotni i mają mało kontaktów społecznych. Drugi klaster, to osoby, które czują się samotne, a mają świetną sieć kontaktów społecznych. Trzecia grupa to osoby, które się izolują, mają małą sieć kontaktów społecznych, ale nie odczuwają samotności, bo dla nich to jest wystarczające i do życia potrzebują wyłącznie siebie lub niewielkiej liczby bliskich osób. Czwarta grupa to taka, która nie ma żadnego z tych problemów. To pokazuje, że samotność jest doświadczeniem subiektywnym. 

Najciekawsza wydaje się grupa, która się izoluje i im to odpowiada.

Tak, natomiast to jest dosłownie kilka procent populacji. 

Zmieniło się postrzeganie samotności? Dochodzimy do momentu, w którym nie będzie wstydem przyznać się do samotności?

Myślę, że mało o tym mówimy. Jeszcze wciąż trudno nam się przyznać, że mamy z tym problem. Chyba też nie do końca wiemy, co z tym zrobić, bo samotność nie jest przecież zaburzeniem. Na razie nie umiemy nawet jednoznacznie zdefiniować tego, kiedy mówimy o przewlekłej, a kiedy o przemijającej samotności. To więc stosunkowo nowy problem, ale jednocześnie taki, z którym - co dostrzegamy jako badacze i klinicyści – będziemy zmagać się w coraz większym stopniu.  Więc tutaj wiele pracy jest jeszcze przed nami, żeby to zjawisko rozpoznać. 

Na jakiej podstawie są te wnioski?

Jeśli spojrzymy na badania przed pandemią, w Europie problem samotności dotyczył od kilku do kilkunastu procent populacji. To dane z dużych metaanaliz badań epidemiologicznych, a wyniki były zależne od regionu Europy. Oczywiście to też jest kwestia metodologii badań, ale można dostrzec wzrost.  

Pandemia koronawirusa jest tu większościowym winowajcą?

Nie do końca. Kiedyś inaczej funkcjonowały społeczności lokalne, w których relacje mogli budować na przykład wykluczeni dziś seniorzy. Co więcej, kiedyś mieliśmy w Europie więcej wielopokoleniowych rodzin, a ludzie częściej decydowali się na dzieci. Można powiedzieć, że trochę wręcz zmuszaliśmy się do tego i nawet nie brało się pod uwagę takiego wariantu, że "jestem sam z wyboru". 

Teraz to jest coraz bardziej powszechne i wręcz mówi się o tym, żeby się nie wstydzić tego, że ktoś na przykład nie chce zakładać rodziny czy mieć dzieci. Można z badań wyciągnąć wnioski, że model tradycyjny zapobiegał rozprzestrzenianiu się epidemii samotności. I choć wiem, że to dość konserwatywnie i zarazem kontrowersyjnie brzmi, mimo wszystko trzeba stanąć twarzą w twarz z tym, co się zmieniło i jakie to ma skutki.

Z drugiej strony jesteśmy dzisiaj otoczeni narzędziami do komunikacji zdalnej. Czy nie dochodzimy do takiego momentu, w którym po prostu trzeba sobie wprost powiedzieć, że to nie są skuteczne narzędzia? Bo skoro kiedyś problemu nie było, a dziś jest, to świadczy to chyba o tym, że nowy system nie działa. Czy to nie jest tak, że ten model - jak pan go nazwał - konserwatywny w stosunku do aktualnego podejścia był bardziej skuteczny w zapobieganiu samotności?

Żadne ekstremum nie jest dobre. Powrót do przeszłości, porzucenie technologii... to wszystko absolutnie nie wchodzi w grę. Z drugiej strony widzimy, że kompletne ograniczenie interakcji do sieci internetowej nie jest czymś, co daje głębię. Co więcej, jako psychiatrzy widzimy, że rozwój technologii i mediów społecznościowych może wpędzić nas w kolejną epidemię, którą można skrótowo określić epidemią narcyzmu, czy tzw. uzależnień behawioralnych.

W mediach społecznościowych w końcu zwykle staramy się pokazać siebie, nasze życie i to, co nas dotyczy, jako ładniejsze, wręcz idealne. Kreujemy pewien wizerunek, czego pewnie byśmy normalnie nie robili, ale to jest na nas wymuszane. Więc to robimy. Cały czas dążymy do jakiegoś ideału, a to z kolei wiąże się z pewną wrażliwością na odrzucenie.

Można też zaobserwować mechanizm, że samotność trochę wpędza nas w wirtualną rzeczywistość. To dlatego, że szukamy, próbujemy czymś zastąpić relacje, wejść w jakąś bezpieczną sferę. Dziś jednak widzimy, że ta droga po prostu nie jest skuteczna.

Jak zatem wyleczyć się z samotności? To w ogóle możliwe? Nie słyszałam o lekach na samotność.

To nie jest tak, że jak ktoś na to zapadnie, to z tego nie wyjdzie. Jeśli chodzi o farmakoterapię, to faktycznie leków na samotność nie ma, ale samotność sama w sobie bywa elementem towarzyszącym na przykład depresji. Wówczas leczenie depresji samo w sobie może być jednocześnie leczeniem samotności. 

Generalnie związki zdrowia psychicznego z samotnością są dwukierunkowe. Z jednej strony samotność sprzyja ich rozwojowi, a z drugiej problemy z zakresu zdrowia psychicznego stanowią czynnik ryzyka rozwoju samotności. Na ten moment wiemy, że interwencje psychoterapeutyczne, które są nastawione na leczenie różnych zaburzeń psychicznych, przy okazji są w stanie niwelować samotność. Mówiąc wprost, widzimy, że psychoterapia jest w stanie w pewnym momencie przywrócić to poczucie włączenia społecznego.

Chodzi o to, że dzięki terapii możemy dobrze czuć się w swoim towarzystwie, nawet jeśli nie zwiększy nam się liczba relacji?

Tak, bo nie liczba kontaktów definiuje to, czy jesteśmy samotni, czy nie. Pamiętajmy, że wśród samotnych osób są ludzie, którzy mają rodziny - mężów, żony, dzieci - ale i tak nie zmienia to tego, co czują. Nad nimi trzeba pracować właśnie terapeutycznie i to przynosi mierzalne efekty, nawet wśród osób realnie wyizolowanych społecznie, czyli takich, które po prostu nie mają obiektywnie w swoim otoczeniu bliskich osób. Bo na terapii może się okazać, że takie osoby mogą nie wchodzić, albo nie są w stanie wejść w relacje z jakiegoś konkretnego powodu.

Dzięki terapii mogą ten powód dostrzec i rozwikłać albo rozpracować problemy, których nie byli świadomi. W drugim kroku wreszcie mogą poczuć się sami ze sobą komfortowo, a efektem tego będzie to, że z czasem te relacje przyjdą samoistnie.

Co by pan polecił osobie, która za każdym razem, gdy wraca do pustego domu, czuje się źle?

Na pewno trzeba się zastanowić nad własnymi kontaktami i tym, co jest nie tak. Pomocny może być pewien bilans. Zastanówmy się, czy są w ogóle w moim otoczeniu bliskie osoby, do których mogę zwrócić się z każdym problemem i z każdym tematem? Czy są osoby, z którymi mogę fajnie spędzić czas? I teraz, jeżeli dochodzę do wniosku, że nie, ja nie mam kogoś takiego, nie mogę na te kontakty liczyć, to na pewno trzeba się zastanowić, dlaczego tak jest.

Jeżeli to zaczyna być uczuciem wszechogarniającym i nie jestem w stanie sam sobie z tym poradzić, rozmowa z psychologiem lub terapeutą może być pierwszym krokiem. Nawet jeśli nie wejdziemy w terapię, spojrzenie osoby, która będzie obserwatorem z zewnątrz, niezaangażowanym emocjonalnie, może być bardzo pomocna.

Jeśli natomiast mamy rodzinę, a mimo to czujemy się samotni, to dzięki takiemu spojrzeniu możemy odkryć jakieś obszary, których sami nie zauważamy, a które po prostu nie funkcjonują w naszym życiu. Czasem nie funkcjonują rzeczy, których nawet sami nie bierzemy pod uwagę, a wychodzą już na pierwszej wizycie.

Rozmawiała Dorota Kuźnik, dziennikarka Wirtualnej Polski

Napisz do mnie na dorota.kuznik@grupawp.pl

*Badania dotyczące samotności, przeprowadzone na Uniwersytecie Medycznym im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Pierwszą falę badania przeprowadzono w okresie od lipca do sierpnia 2024 w grupie 5099 osób w wieku powyżej 18 lat. W lutym 2025, ponownie dotarto do 3275 osób, które wzięły udział w pierwszej fali badania. Publikacje przedstawiające wyniki badania są na etapie recenzji w czasopismach o zasięgu międzynarodowym.

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać ze specjalistą, zadzwoń pod bezpłatny numer:

  • 116 111 – całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę,
  • 116 123 – całodobowy telefon zaufania dla osób dorosłych Polskiego Towarzystwa Psychologicznego,
  • 800 70 22 22 – całodobowy telefon dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym,
  • 22 484 88 01 – antydepresyjny telefon zaufania Fundacji ITAKA,
  • 22 484 88 04 – telefon zaufania młodych Fundacji ITAKA,
  • 800 12 12 12 – dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka.

Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też tutaj.

Wybrane dla Ciebie
Putin może świętować? Prasa komentuje spotkanie Trumpa z Zełenskim
Putin może świętować? Prasa komentuje spotkanie Trumpa z Zełenskim
164 drony. Masowy atak Rosji na Ukrainę
164 drony. Masowy atak Rosji na Ukrainę
Zwrócili się z listem otwartym do Rady Ministrów. Zbierają podpisy
Zwrócili się z listem otwartym do Rady Ministrów. Zbierają podpisy
Samochód spadł na tory w Zabrzu. Pasażerowie uniknęli tragedii
Samochód spadł na tory w Zabrzu. Pasażerowie uniknęli tragedii
"Coś szczególnego". Naukowcy odkryli zmianę nad Atlantykiem
"Coś szczególnego". Naukowcy odkryli zmianę nad Atlantykiem
Wypadek na autostradzie A4. Trasa do Katowic zablokowana
Wypadek na autostradzie A4. Trasa do Katowic zablokowana
Niemiecka prasa: Orban to nie bezinteresowny mediator
Niemiecka prasa: Orban to nie bezinteresowny mediator
GOPR ostrzega turystów. W Beskidach panują trudne warunki
GOPR ostrzega turystów. W Beskidach panują trudne warunki
"Strategia długiego marszu". Taki plan na Arktykę ma Rosja
"Strategia długiego marszu". Taki plan na Arktykę ma Rosja
Nawrocki pomoże zbliżyć do siebie PiS i Konfederację? Nowy sondaż
Nawrocki pomoże zbliżyć do siebie PiS i Konfederację? Nowy sondaż
Zmiana czasu na zimowy. Tak wpłynie na pensje pracowników
Zmiana czasu na zimowy. Tak wpłynie na pensje pracowników
Groźny incydent przed biurem Platformy. Bosak: to prowokacja
Groźny incydent przed biurem Platformy. Bosak: to prowokacja